Rozdział 27

101 22 11
                                    

Kopciuszek:

Miałam ochotę cofnąć te słowa, jak tylko znalazłam się w zaciszu swojej sypialni, ale tego nie zrobiłam. Nie zrobiłam tego również następnego dnia, gdy wracaliśmy do Waszyngtonu. Ani każdego po nim. W końcu nadeszło Święto Dziękczynienia.

Większość pracowników mojego ojca zostawała na miejscu, więc zaproponowałam by dołączyli do nas na kolację. Właśnie pchałyśmy z Luizą wózki gastronomiczne z talerzami, kieliszkami i sztućcami do jadalni. Isabel wskazała nam windę, dzięki której bez problemu mogłyśmy przetransportować naczynia.

Sala była już odświętnie przyozdobiona. Białe zasłony zostały wymienione na takie w kolorze czerwonego wina powiązane złotym sznurkiem na połowie długości. Materiałem w tym samym kolorze nakryte były krzesła i długi stół. Złote świeczniki, w które wetknięto białe świece, ustawiono w równych odległościach. Przed każdym krzesłem rozstawione zostały perfekcyjnie złożone serwetki. Luiza zajęła się prawą stroną stołu, a ja lewą. Każda z nas była pochłonięta własnymi myślami. Jedynymi źródłami dźwięku były nasze kroki i odgłosy naczyń odkładanych na stół.

Gdy skończyłyśmy, odwiozłyśmy wózki do Isabel. Kobieta stwierdziła, że nie ma więcej zadań dla nas i z uśmiechem na twarzy przegnała nas z kuchni.

– O czym myślisz? – zapytałam przyjaciółkę, gdy będąc już w moim pokoju wyciągałyśmy stroje na dzisiejszy wieczór.

Luiza zdecydowała się na czarny, dopasowany kombinezon na jedno ramię przeplatany cienkim złotym paskiem. Ja natomiast wybrałam czerwona sukienkę bombkę z zabudowanym dekoltem i głębokim wycięciem na plecach.

– O niczym konkretnym – powiedziała wymijająco – Mogę pierwsza wziąć prysznic?

Kiwnęłam głową na potwierdzenie. Podczas, gdy przyjaciółka ogarniała się w łazience, ja rozstawiałam kosmetyki na prowizorycznej toaletce. Tego dnia wcześniej przyniosłam duże lustro z łazienki gościnnej i ustawiłam je na biurku. Z pomocą majordomusa, który jak się okazało, ma na imię Aaron, zorganizowałam dwie dodatkowe lampki.

Luiza wyszła z łazienki owinięta w ręcznik. Żeby nie tracić czasu, bez słowa ją wyminęłam. Postanowiłam dać sobie spokój z myciem włosów, bo miałam zamiar zakręcić sobie loki i gdybym je teraz umyła, fryzura nie przetrwałaby do pierwszego dania.

Otulona szlafrokiem wróciłam do pokoju. Wciąż ubrana tylko w ręcznik brunetka, właśnie skończyła nawijać wałki na swoje długie do pasa włosy. Nalałam nam po lampce szampana i podałam przyjaciółce. Położyła kieliszek na biurku i odsunęła się, by zrobić mi miejsce. Była niespokojna i cicha.

Wprowadzałam ostatnie poprawki makijażu i przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Nieskromnie musiałam przyznać, że wyglądałam bardzo dobrze. Włosy upięłam na czubku głowy i wypuściłam kilka kosmyków, by ładnie okalały twarz i nadały fryzurze lekkości. Skusiłam się na ostatni łyk szampana i zauważyłam, że Luiza nie ruszyła swojego. Właśnie zakładała złote koła na uszy, ale jej spojrzenie było nieobecne.

– Widzę, że coś się dzieje. – zaczęłam obracając się w jej stronę.

Zerknęła na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami, w których zobaczyłam łzy. Przysunęłam się bliżej, dając jej przestrzeń na zebranie myśli.

– Spóźnia mi się... - urwała.

W pierwszej chwili nie miałam pojęcia o czym mówi. Dopiero po kilku sekundach mój umysł połączył kropki.

– Jesteś w ciąży? – zapytałam szeptem.

– Nie wiem. - odparła równie cicho. – Mam regularne miesiączki od kilku lat. - dodała.

Miłość po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz