Rozdział 11

92 18 31
                                    

Kopciuszek:

Jednak nie ma to jak u siebie. Poranne słońce wpadło przez okno, ogrzewając skórę na mojej twarzy. Czułam się wypoczęta i zrelaksowana. Zasługę dobrego samopoczucia przypisałam temu, że w końcu jestem w domu. W moim, w porównaniu z posesją ojca, niewielkim mieszkaniu. Założyłam sweter na piżamę i otworzyłam okno. Chłodne powietrze musnęło moje gołe nogi, zostawiając na nich gęsią skórkę.

Matteo nie było w salonie. Kanapa, na której spędził noc była zasłana, a ubrania, w których spał idealnie złożone w kostkę. Nasłuchiwałam szumu wody sugerującego, że jest w łazience, ale w mieszkaniu panowała cisza. Poczułam się w końcu jak u siebie. Otwarłam wszystkie okna w mieszkaniu, bo po kilku dniach nieobecności zrobił się tu zaduch, po czym poszłam przebrać się w legginsy.

Rozłożyłam matę w salonie i zaczęłam trening jogi. Gdy ze słuchawek poleciały pierwsze melodie z mojej playlisty do ćwiczeń zaczęłam rozgrzewkę. Skupiłam się na oddechu, zamykając oczy. W mojej wyobraźni znajdowałam się pod wodospadem. Zimne krople wody rozbijającej się o skały chlapały moje ciało i twarz, słońce przygrzewało przyjemnie, a szum otoczenia wprawiał w trans. Nagle ześlizgnęłam się z mokrej skały i boleśnie wylądowałam na tyłku.

Krzyknęłam przeraźliwie, gdy męskie dłonie zerwały mi słuchawki. Otworzyłam oczy szukając zagrożenia. Nade mną stał Matteo.

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam na niego. - Chcesz żebym dostała zawału?!

- Pierwsza zasada bezpieczeństwa: nigdy nie odgradzaj się od otoczenia. - podał mi dłoń, żebym mogła wstać.

Nie chciałam jej przyjąć, ale kiedy spróbowałam zrobić to samodzielnie poczułam ból w kostce. Ochroniarz wziął mnie w ramiona i podniósł, zupełnie jakbym nic nie ważyła. Ostrożnie posadził na kanapie i zniknął w kuchni. Kiedy w niej wyszedł miał worek z lodem owinięty w ścierkę w dłoni. Zapiekło, gdy przyłożył mi ją do obolałego miejsca.

- Przepraszam. - powiedział. Gorący dotyk jego dłoni kłócił się z zimnem okładu mieszając mi tym w głowie. - Nie sądziłem, że z ciebie taka łamaga - zaśmiał się za co otrzymał kuksańca w ramię.

- Módl się, żebym mogła chodzić. Dziś kolacja firmowa i muszę być w szpilkach. Nie chcesz chyba mnie nosić przez cały wieczór. - zażartowałam.

Jego wyraz twarzy tylko potwierdził to co po chwili powiedział.

- Nie miałbym nic przeciwko. - odparł, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Musiałam odwrócić swoją uwagę, zanim te słowa zdążyłyby zmienić rytm mojego serca.

- Gdzie byłeś? - zmieniłam temat.

- Pobiegać. Obszedłem teren w okolicy. I kupiłem kawę. - wskazał na dwa leżące kubki na blacie w kuchni.

Chwycił mnie za dłoń i położył na worku z lodem. To była krótka chwila i dla niego nic nieznaczący gest, jednak moje serce na moment zwolniło.

Gdybyś był taki 13 lat temu.

Ta myśl twardo przywróciła mnie do rzeczywistości. Czarnowłosy mężczyzna wręczył mi tekturowy kubek z logiem Starbucks.

- Nie wiedziałem jaką lubisz, ale zawsze wybierałaś nietypowe smaki, więc wybrałem ci to. - zapach Pumpkin Spice Latte był nie do pomylenia.

Czułam, jak ślina zbiera mi się w ustach na sam widok tej kawy.

Uśmiechnęłam się do niego promiennie niemal wiercąc się w miejscu z ekscytacji. Uśmiech jakim mnie obdarzył widząc moją minę był najpiękniejszym zjawiskiem jakie widziałam. Chciałam zapamiętać każdy szczegół tego radosnego grymasu. Przez krótką chwilę znów był tym piętnastolatkiem, dla którego straciłam głowę.

Kostka przestała boleć po kilkunastu minutach. Na szczęście nie była spuchnięta. Matteo zniknął w łazience, a ja sprawdziłam wiadomości. Anna przypomniała mi o zaplanowanych spotkaniach na dziś, a Alicia stresowała się nadchodzącym wydarzeniem. Ta pełna spokoju kobieta, panikowała tylko, gdy prowadziła tego typu imprezy. Zbieranie datków, organizacja zbiórek charytatywnych czy inne akcje społeczne były dla niej bułką z masłem. Kiedy przychodziło do oficjalnych wydarzeń, blondwłosa przyjaciółka wpadała w popłoch.

Wysłałam jej kilka uspokajających smsów i obiecałam, że wszystko będzie dobrze. Zaproponowałam, że przyjadę po nią, ale odmówiła.

Kiedy łazienka była już pusta, zaczęłam szykowanie. Odnajdywałam w tym coś terapeutycznego, gdy nakładałam na twarz maseczki czy płatki pod oczy. Poprosiłam Matteo o herbatę z cytryną i siedziałam w szlafroku nakładając maseczkę w płachcie.

- Jeśli chciałaś się zemścić za poranek niemal ci się udało - kącik jego ust delikatnie się uniósł, gdy niemal niezauważalnie podskoczył na mój widok.

- Jeśli chciałaś się zemścić za poranek, ha ha ha - przedrzeźniałam go.

- Niektóre rzeczy się nie zmieniają, nadal wkurzasz mnie jak mało kto. - powiedział żartobliwie.

Uwielbiałam to kim przy mnie był, kiedy nie ograniczała go maska pracy i obsesyjna potrzeba kontroli.

- A ty nadal jesteś dupkiem - odgryzłam mu się. Uniósł ręce w poddańczym geście i wycofał się z łazienki.

Punkt druga przyjechał fryzjer. Był mojego wzrostu, półdługie blond włosy miał ułożone na żel, a w talii miał pas na grzebienie i inne narzędzia. Rozłożył cały swój niezbędny sprzęt i zabrał się do pracy. Na początku był bardzo rozmowny i głośny. W miarę upływu czasu i zimnych niczym lód spojrzeń rzucanych przez Matteo, coraz bardziej milczał. Gdy skończył, pospiesznie pozbierał swoje rzeczy, krótko się pożegnał i wyszedł.

- Możesz przestać tak robić? - zapytałam, gdy drzwi zamknęły się za Frankiem.

- Ale jak? - zapytał przekrzywiając głowę.

- Onieśmielać ludzi.

- Onieśmielam cię? - zapytał już niższym głosem.

Spojrzenie jakie we mnie utkwił niemal rozpaliło mnie od środka. Słyszałam jak głośno przełykam ślinę, gdy on czeka na odpowiedź. Nie usłyszał jej, ale zobaczył ją po mojej reakcji.

Kiedy zachowujesz się tak jak teraz: władczo i dominująco? Tak, onieśmielasz mnie. Ale choćby mnie przypalano żywym ogniem nie powiedziałabym tego na głos.

Jego podniesiona brew potwierdziła moje domysły. Wiedział. A co gorsze, wykorzystywał to.

A mi zaczynało się to podobać.

Miłość po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz