Rozdział 68

95 18 11
                                    

Kopciuszek

Miesiąc później

Nasza podróż poślubna nie zaczęła się od razu po ceremonii z dwóch powodów. Pierwszy był taki, iż chciałam mieć pewność, że Alicia nie zostanie ze zbyt wieloma niedokończonymi sprawami. Na tym wyjeździe nie mogłam jej przecież pomagać zdalnie.

Drugi był ważniejszy. Mianowicie miałam niespodziankę dla Matteo, ale wszystko opóźniło się w czasie, tak więc namówiłam męża, byśmy wyjechali dwa tygodnie później zasłaniając się pracą.

Naszym głównym celem podróży były Włochy. Przemieszczaliśmy się po nich głównie samochodem, jeżdżąc od hotelu do hotelu, zwiedzając zabytki i smakując regionalną kuchnię. Wieczory spędzaliśmy na plażach rozmawiając pod rozgwieżdżonym niebem.

Poznawaliśmy wielu ludzi, oglądaliśmy wspaniałe budowle i sztukę, a także kochaliśmy się niemal każdego wieczoru. To był wymarzony wyjazd. Najbardziej jednak zapadło mi w pamięć to, jak Matteo promieniał, gdy rozmawiał w swoim ojczystym języku. Brzmiał tak seksownie i młodzieńczo.

- Czemu nie wiedziałam, że mówisz po włosku? - Zapytałam go któregoś popołudnia. - I gdzie masz akcent?

- Urodziłem się w Stanach, stąd brak akcentu. Jednak moja mama jest Włoszką i bardzo nalegała, bym znał swoje korzenie. Latem jeździłem do dziadków, którzy nie mówili ani słowa po angielsku, więc musiałem się nauczyć.

- Dlaczego ich nie poznałam?

- Nie żyją od dawna - stwierdził smutno, ale zaraz jego twarz złagodniała.

- Wiesz co jest zabawne? - zapytałam zmieniając temat - Że jesteś Włochem i nie potrafisz gotować.

- Ti puniro per questo linguaggio insolente. - Ukarzę cię za ten bezczelny język. - powiedział po włosku. Nie zrozumiałam ani słowa, ale tego samego wieczoru poznałam znaczenie tego zdania bardzo dogłębnie.

Nie chciałam wracać do Nowego Jorku. Włochy były pod każdym względem piękniejsze, nawet ludzie byli tu przystojniejsi. Jednak czas nam się kończył. Ostatnim punktem naszego wyjazdu była Oklahoma.

Obiecaliśmy Sofii, że w drodze powrotnej wpadniemy na obiad. Od czasu, kiedy pierwszy raz ją odwiedziłam, widywałyśmy się średnio raz na cztery miesiące. Tym razem jednak Sofia była częścią niespodzianki Matteo. Jeszcze we Włoszech otrzymałam od niej wiadomość, że wszystko było gotowe. Z ekscytacji niemal uniosłam się nad ziemią, co Matteo na pewno zauważył, ale nie skomentował.

Sofia powitała nas w letniej sukience z szerokim uśmiechem i przygotowanym piknikiem na tyłach domu. Jej ogród był istną kolorową i aromatyczną dżunglą. Owocowe drzewa, wielobarwne kwiaty i ozdobne krzewy. Z radością słuchała naszych opowieści o kraju znanym z jedzenia, sztuki i mody, oglądając zdjęcia i potakując głową. Słońce powoli chowało się za horyzontem, więc dałam Sofii dyskretny sygnał.

- Może pójdziemy na krótki spacer, skoro już nie jest aż tak gorąco? - zaproponowała.

Wzięła z domu torbę i idąc pod ramię z moim mężem, spokojnie spacerowali chodnikiem. Szłam za nimi obserwując jak Matteo uważnie słucha starszej kobiety i obdarza ją jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Na chwilę podniósł głowę i gwałtownie przystanął, przez co o mało na niego nie wpadłam.

- Ktoś tu zamieszkał? - nie wiem do kogo skierował to pytanie, ale był to dla mnie i Sofii wyraźny znak, że już czas.

Wysunęła dłoń spod jego ramienia i podała mi teczkę z torby. Matteo wciąż wpatrzony w swój dawny dom nie zauważył co robimy.

Wsunęłam mu teczkę w dłonie.

- Tak. My - powiedziałam. - Kupiłam ten dom dwa miesiące temu. Trochę zajęło nam doprowadzenie go do porządku, ale już jest prawie gotowy. Póki co jest w stanie surowym. Chcesz wejść do środka?

Mój małżonek pokiwał ledwo zauważalnie głową. Sofia wyjęła pęk kluczy i podała mu go.

Przez to, że dom był opuszczony przez kilkanaście lat, trzeba było wymienić podłogę, elektrykę i dach. Wymieniliśmy też okna i drzwi. Sofia sprawowała opiekę nad pracami i osobiście z Suzy pomogły doprowadzić mały ogródek wokół domu do ładu. Teraz budynek wyglądał jak w latach swojej świetności.

W środku wszystko było zakurzone. Świeża drewniana podłoga, zagipsowane ściany i nowe okna.

- Nie chciałam go dekorować bez ciebie - zagaiłam do mężczyzny, który z szeroko otwartymi oczami pochłaniał swój dawny dom. Stanął za mną i objął mnie w talii.

- Co z twoja pracą? - jak zwykle myślał o wszystkim.

- Poszerzymy naszą działalność o nowy oddział. Alicia wie. Już wszystko jest w trakcie tworzenia.

- Zajęłaś się tym wszystkim sama. Dlaczego? - rozglądał się po łysych ścianach i wystających kablach.

- Nowy Jork nie jest dla nas. Tu zaczęła się nasza historia i tu powinna się skończyć - podsumowałam.

Pogłaskał mnie po brzuchu, a ja nie mogłam ukryć uśmiechu radości.

- Będziemy mieć tutaj wspaniałe życie. - ucałował mnie w zgięcie szyi.

- Tak. Cała nasza trójka. - odparłam.

Poczułam jak jego ciało zastygło. Obrócił mnie w ramionach i przyglądał mi się badawczo.

- Powtórz to. - zażądał.

- Diventeremo genitori, tesoro. - Będziemy rodzicami, kochanie. - powiedziałam w jego ojczystym języku.

Nauczyłam się tego zwrotu od jednej kobiety na straganie, kiedy Matteo przeglądał mapę, byśmy znaleźli nasz następny cel. Chciałam go zaskoczyć i chyba mi się udało. Podniósł mnie i okręcił w powietrzu.

- Będę ojcem, będę ojcem... będę... ojcem. - powtarzał odstawiając mnie na ziemię.

Przez cały powrót trzymał rękę na moim brzuchu i uśmiechał się tak bardzo, że rozbolały mnie policzki od samego patrzenia.

O ciąży dowiedziałam się kilka dni przed ślubem. Chciałam wyznać wszystko Matteo od razu, ale chciałam mieć też pewność. Wyniki badań dostałam mailem w dniu przyjazdu do Włoch. Nasze maleństwo miało już wtedy osiem tygodni. Nakryłam dłoń Matteo swoją.

- Termin porodu jest oszacowany na połowę stycznia - powiadomiłam męża. - Do tego czasu chciałabym już mieszkać w Oklahomie.

- Kochanie, od jutra osobiście zacznę pracę w naszym domu. Dla nas i naszego maleństwa - szczęście jakie od niego biło, było zaraźliwe.

Nosiło go na fotelu kierowcy, przez całą drogę do domu, a jechaliśmy przez wiele godzin, z czego większość przespałam. Obudził mnie parkując pod kamienicą. Nie przejmując się bagażami wziął mnie w ramiona i wniósł przez próg głównego wejścia i po schodach, aż nie postawiliśmy stóp w naszym mieszkaniu.

Szybko się umyłam i padłam na łóżko wyczerpana. Przebudziłam się, gdy dłonie Matteo dotknęły mojego brzucha. Przyłożył do niego policzek i szepnął, widocznie przekonany, że śpię.

- Witaj maleństwo. Tu tata. Chcę byś wiedział lub wiedziała, że już kocham cię najmocniej jak potrafię. Nie mogę się ciebie doczekać - pocałował mnie w pępek, na co zachichotałam. Podniósł głowy przyłapany i dojrzał łzy w moich oczach.

- Kocham cię, Matteo Rossi.

- Kocham cię, Diano Rossi.

Miłość po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz