Rozdział 39

107 18 12
                                    

Kopciuszek

Po tym jak Matteo zaprowadził mnie do pokoju, zmusiłam się do prysznica i umycia zębów. Słonawy smak jego spermy nie chciał opuścić moich kubków smakowych.

Byłam na siebie zła. Zła za to, że pozwoliłam sobie mu ulec. Jego ciału i rzeczom jakie ze mną wyprawiał, a przede wszystkim, że moje serce niezależnie od mojego rozumu ulegało jego słowom.

Nie było żadnej innej..., wyznanie pojawiało się w mojej głowie jak echo.

Okłamał mnie, a ja miałam zamiar skonfrontować z nim wszystko co wiem, a przynajmniej co wydaję mi się, że wiem. Nie mogłam więc pozwolić mu zawładnąć moim sercem, o ile już tego nie zrobił.

Powtarzałam sobie, że to zbliżenie nie było do końca moją decyzją, a jednak, skoro mimo wszystko nie przerwałam tego, nie mogłam zrzucić na niego całej winy. Moje ciało mnie zdradziło. W pogoni za spełnieniem odrzuciłam cały racjonalizm. Prowokowałam go, a nawet zaproponowałam zrobienie mu loda. I do cholery jasnej, podobało mi się to. Ten przebłysk kontroli jaki nad nim miałam. Wspomnienie jego ciała tak blisko mojego, jego krwi w moich ustach, jego nasienia na moim języku. To wszystko znów rozbudziło ciepło w moim podbrzuszu.

Próbowałam skupić myśli na czymś innym zanim moje, o dziwo nadal niezaspokojone, ciało pognałoby do pokoju obok chcąc więcej.

Na szczęście Matteo odpuścił mi trening na dziś. Miałam nadzieję, że jutro też wykaże się podobną empatią, bo podświadomie wiedziałam, że chodzenie będzie jutro przereklamowane, tak samo jak każda inna aktywność fizyczna.

Wyjęłam wcześniej wydrukowane dokumenty dotyczące pani Lisy Rossi i zaczęłam układać sobie w głowie rozmowę z ojcem. Chciałam sobie z nim wszystko wyjaśnić najmniej emocjonalnie jak umiałam. Przecież stosunkowo niedawno polepszyła się nasza relacja i nie chciałam tego niszczyć ze względu na wydarzenie z przeszłości. Nawet, jeśli to wydarzenie prawdopodobnie zmieniło bieg mojego życia i mnie samą.

Układanie mowy przerwał mi telefon.

- Halo?

- Żyjesz? - w głośniku rozbrzmiał znajomy głos przyjaciółki.

- Tak. Nie zrobił mi krzywdy. - powiedziałam, choć ślady na moich nadgarstkach i udach mówiły coś innego.

- Tego akurat jestem pewna.

- To po co dzwonisz? - byłam już zbyt zmęczona tym całym dniem, by bawić się w zgadywanki z nią.

- Dwie sprawy. Po pierwsze zapomniałam ci powiedzieć, że zabieram cię na miasto z okazji imprezy noworocznej.

- A po drugie?

- Zastanawiałam się nad tym co mi dziś powiedziałaś.

- I? - ponagliłam ją.

Luiza miała czasami irytującą cechę nadawania dramatyzmu tam, gdzie nie trzeba.

- I... mam jedno pytanie. Dlaczego ukrywasz związek z Matteo?

- Mówiłam już...

- Tak, tak, pamiętam. - przerwała mi - Ale pytam o prawdziwym powód.

- Nie rozumiem. - naprawdę nie rozumiałam.

- Przecież nawet, jeśli straciłby pracę i tak mógłby być przy tobie. Tobias przecież cię odwiedzał. - na dźwięk imienia byłego chłopaka zrobiło mi się smutno. - Poza tym, twój ojciec może nie pałać sympatią do twojego chłopaka, ale chyba nie jest na tyle nierozgarnięty, żeby pozbawić cię jego ochrony.

Miłość po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz