Rozdział 4

111 20 39
                                    

Kopciuszek:

- Naprawdę jesteś córką swojego ojca. - zaśmiała się Anna.

Kiedy po godzinie rozmowy zrzuciła swoją służbową maskę, okazało się, że jest naprawdę świetną osobą. Ukończyła studia na kierunku kontakty międzynarodowe i przez wiele lat pracowała przy kampaniach mojego ojca. Gdy został prezydentem, zaprosił ją do swojego zespołu. Siedziała teraz na fotelu słuchając moich opowiadań o zakładaniu firmy.

- Właściwie zadzwoniłam do ciebie w innej sprawie. - zaczęłam. - Wiem, że mój ochroniarz ma dziś dzień wolny, ale potrzebuję jechać w parę miejsc i miałam nadzieję, że mi pomożesz. - uśmiechnęłam się do niej szczerząc zęby.

- Och, Matteo - westchnęła. - Masz szczęście, że dostałaś takiego przystojnego ochroniarza. Choć to w sumie trudno stwierdzić, bo odkąd tu jest nie zdjął maseczki. Nikt go nigdy nie widział bez niej.

- Interesujące. - odparłam.

- Zaraz zadzwonię, gdzie trzeba. - wstała i wygładziła spódnice. - Tu Anna - powiedziała do telefonu. Jej głos z powrotem stał się oficjalny.

Nie znam tego miasta, więc kobieta dała mi kilka wskazówek, gdzie mogę się udać, żeby znaleźć to czego szukam.

Kilka godzin zastanawiałam się jak powiedzieć loczkowi kim jestem. Miałam nadzieję, że mnie pamięta. Choć za każdym razem, kiedy się widzieliśmy nie wyglądał jakby tak było. W końcu zdecydowałam się na małe zakupy.

Kiedy byliśmy dziećmi, naszą tradycją w piątkowe popołudnia po zajęciach było siadanie na trybunach boiska za jego szkołą i zajadanie się, moimi ulubionymi wtedy, ciastkami. Nie miałam pojęcia czy nadal robią te ciastka. Nie kupowałam ich od kilkunastu lat. Kiedy Matt wyjechał, przestałam je jeść. Tęskniłam za nim, a te ciastka przypominały mi go.

Kilka godzin i tuzin piekarń później trzymałam papierową torbę wypełnioną słodkościami. Znajomy zapach wypełniał całe wnętrze samochodu. Przypominał mi beztroskie chwilę z moim najlepszym przyjacielem, w którym byłam skrycie zakochana, nasze rozmowy do zachodu słońca i ból brzucha od śmiechu i nadmiaru cukru. W jednej chwili zapragnęłam wrócić do tamtych czasów, gdzie moimi największymi problemami były zawody sportowe i dobre oceny.

Kolację zjadłam samotnie. Ojciec pochłonięty pracą, zjadł w gabinecie. W pierwszym odruchu chciałam iść do niego, jak wtedy, gdy jako nastolatka tak pragnęłam jego uwagi, że jadłam na niewygodnym krześle w jego biurze, byleby tylko pobyć w jego obecności, jednak szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Jadalnia przytłaczała mnie swoimi rozmiarami. Zastanawiałam się, czy ojciec również czuł się tutaj tak samotnie, jedząc w pojedynkę w sali, gdzie pomieściłoby się 30 osób.

Gdy wróciłam do pokoju, zajęłam się pracą. Na telefony było już za późno, więc zajęłam się mailami. W jednym z nich było menu na kolację sponsorską, która miała odbyć się za dwa tygodnie. Porównałam ją z listą alergenów gości i wysłałam zatwierdzenie do firmy cateringowej. Kilka następnych wiadomości zawierało zdjęcia z projektów, które trzeba było załączyć do sprawozdania.

Po skończonej pracy wzięłam prysznic i ubrana w majtki i koszulkę wślizgnęłam się do łóżka. Sprawdziłam telefon i odkryłam kilka wiadomości. Jeden z nich był od Tobiasa. Zmartwił się, że nie odezwałam się cały dzień. Wystukałam krótkie przeprosiny i obiecałam, że zadzwonię jutro. Odesłał mi tylko uśmiechniętą emotikonę w odpowiedzi. Ale to nie ta wiadomość mnie zmartwiła najbardziej. Poczułam nieprzyjemny dreszcz jeszcze zanim ją otworzyłam.

Nieznany numer: Przekaż tatusiowi, że na próżno mnie szuka.

Serce zabiło mi mocniej. Skąd on wiedział, że ojciec go szuka? Może jest tutaj? Ta myśl przeraziła mnie nie na żarty.

Ja: Skąd wiesz, że cię szuka?

Nieznany numer: Wiem wszystko.

Nie zdążyłam otworzyć galerii zdjęć, zanim nadeszła kolejna wiadomość.

Nieznany numer: Nie usuwaj tych zdjęć. Podobają mi się.

Zhakował mi telefon!! krzyczał głos w mojej głowie. Odrzuciłam telefon na podłogę i podkuliłam nogi. Przez chwilę próbowałam uspokoić oddech. Było za późno by iść z tym do ojca. Będę musiała poczekać do jutra.

Jeszcze przed śniadaniem udałam się do gabinetu ojca. W drodze zdałam sobie sprawę, że nie wiem, gdzie jest jego pokój. Liczyłam, że mimo wczesnej pory będzie już w gabinecie. Przeskakiwałam co dwa schody i gdy w końcu znalazłam się pod jego gabinetem, potrzebowałam chwili, by uspokoić oddech. Trzęsły mi się dłonie, gdy nacisnęłam klamkę.

Ojciec rozmawiał przez telefon. Gdy zobaczył moją minę zakończył pospiesznie rozmowę i wskazał mi krzesło, bym usiadła. Bez słowa położyłam telefon przed nim z otwartymi wiadomościami. Przyłożył palec do ust, dając mi do zrozumienia, że mam być cicho. Wystukał coś w komputerze i po chwili w pokoju pojawił się mężczyzna w kraciastej koszuli i jeansach. Skinęli sobie głową w niemym porozumieniu. Mężczyzna zabrał mój telefon i zniknął tak szybko jak się pojawił.

- Kto to był?

- Nasz najlepszy informatyk. Sprawdzi czy w twoim telefonie nie ma żadnego programu śledzącego. - wyjaśnił mi ojciec.

- Acha - to było jedyne co byłam w stanie odpowiedzieć.

- Na razie używaj telefonu, który ode mnie dostałaś. Używaj go tylko w nagłych przypadkach. Nie kontaktuj się ze znajomymi czy współpracownikami. Przynajmniej nie przez telefon. - wytyczne mojego ojca były jasne.

Będąc na powrót w swoim pokoju, wysłałam maile do najważniejszych osób. Skłamałam, że zepsuł mi się telefon, i że tymczasowo proszę o kontakt mailowy. Już miałam zamykać laptopa, gdy pojawiło się połączenie na Skype. Odebrałam. Rozmówca nie miał włączonej kamery, słyszałam tylko niewyraźne szumy w tle.

- Dzień dobry. - powiedziałam. Szumy nie ustawały. Powtórzyłam się jeszcze dwa razy, ale nadal słyszałam tylko zakłócenia.

- Rozłączam się. - powiadomiłam dzwoniącego.

- Nie posłuchałaś mnie. - rozbrzmiał głos łudząco przypominający lektora z filmów.

- Słucham? Kto mówi? - przybliżyłam twarz do głośnika chcąc wyłapać jakieś szczegóły w tle.

- Ostrzegałem, że ma mnie przestać szukać.

- Kim jesteś?! - wykrzyknęłam do komunikatora. Ale rozmówca już się rozłączył. 

Miłość po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz