Rozdział 34

51 6 9
                                    

- Wszystko mnie boli, cały czas chcę mi się wymiotować, czuję się jakbym miała zemdleć. Już nie wiem co mam robić! - popadałam w paranoje.

- Kenny, robiłaś to już wiele razy. Czym różni się ten konkurs od pozostałych? - Geneview w słuchawce telefonu próbowała mnie zrozumieć.

- Dotychczas jak skakałam, wiedziałam, że jak nawet coś zepsuję to wiesz, odpowiedzialność spadnie na Hansa, nie na Kendall. Teraz ludzie już wiedzą kim jestem naprawdę. To wszystko komplikuje.

- I co, myślisz, że jak oddasz słabe skoki to co oni Ci zrobią, odeślą do domu? A nie, czekaj i tak to zrobią! Słońce, to twój ostatni konkurs tutaj, naprawdę nie masz nic do stracenia.

- Masz racje, absolutną. - potarłam oczy ręką, będąc już znużoną swoimi wymyślonymi problemami. - Ale strasznie obawiam się Mariusa. On będzie bardzo niezadowolony z mojej obecności tam, to już pewniak.

- Dobrze, każdy zna aktualny stosunek Mariusa do ciebie, jednak niestety, nic nie da się z tym zrobić. Linus nie zmieni zdania w jeden dzień. Po prostu musisz robić swoje, nie zważając na niego. Niedługo już cie tu nie będzie, więc martwienie się nim nie ma większego sensu. To już prawie koniec, zaraz będziesz w domu. - nie byłam pewna czy ostatnie zdanie było dla mnie pocieszające.

- Bardzo go zraniłam Gene...

- Ken, ja wiem, że cały czas siedzi ci to w głowie, ale rozmyślanie o nim nic nie zmieni. Już go przeprosiłaś. Może za jakiś czas, on spojrzy na całą sytuację trochę inaczej, ochłonie.

- Wierzysz w to?

- Chce wierzyć. Wiem, że był ci bliski więc próbuje szukać w nim dobrych stron, tak jak robiłaś to ty. Chociaż jednak, to ty dwa lata chodziłaś z Jack'iem, więc nie można powiedzieć, że zawsze miałaś gust do facetów.

- Wiesz co mnie najbardziej wkurza? - zignorowałam temat, który chciała podjąć. - Że naprawdę, nawet przez chwilę, nie był zainteresowany moimi motywami, wyjaśnieniami. Tylko od razu uznał mnie za najgorszą.

- Może to jakiś mechanizm obronny? Jakieś nie rozdrapywanie świeżych ran? Może łatwiej mu Cię nie lubić, niż zrozumieć.

- Świeże rany właśnie powinno się rozdrapać! Żeby trafić do ich środka i wyciągnąć lekcje na przyszłość. - krzyknęłam.

- Oj Ken, do mnie tak nie mów, ja nie jestem psychologiem. To twoja rola. - podśmiechiwała się lekko.

- Jak już nie będę skoczkiem to pewnie będę musiała myślec z powrotem o tych studiach psychologicznych. - zmartwiłam się. - Dobra, muszę zamknąć jeden problem, a dopiero po tym otworzyć kolejny. Kiedy będziecie? Spotkamy się jeszcze przed konkursem?

- Postaramy się, ale najprawdopodobniej przyjedziemy już po rozpoczęciu pierwszej serii.

- Dobre i to, z tyłu głowy będę miała, że przynajmniej dwie osoby nie życzą mi źle. - przewróciłam oczami.

- Więc nie martw się, nieważne co będzie działo się na skoczni, twoje największe fanki będą ci kibicować z całych sił.

- Kocham was mocno. - posłałam buziaka do telefonu. - Jak wrócę do Norwegii to nie wypuszczę was z domu przez tydzień. Przekaż to też Amandzie i widzimy się później.

- Gdybyśmy jednak nie zdążyły się z tobą spotkać przed konkursem, to już teraz życzę Ci powodzenia. Wszystko będzie dobrze, jestem tego pewna. - rozłączyłyśmy się.

- Też chciałabym być tego pewna. - powiedziałam już sama do siebie.

By choć trochę uciec myślami od moich spraw, wstałam i podeszłam do okna. Niesamowicie podoba mi się niemiecki krajobraz. Całe swoje życie spędziłam w Norwegii, więc przebywanie w obcym kraju, choćby przez chwilę, ma dla mnie niezwykłą wartość. Może chciałabym tu kiedyś wrócić na dłużej. Może. Mam szczerą nadzieję, że ten kraj nie będzie mi się wyłącznie kojarzył z kłótnią z Mariusem. Na starość, mój mąż zaproponuje Niemcy jako kierunek podróży, a ja odmówię, mając w głowie flashbacki naszej agresywnej wymiany zdań. Zadrżałam na te myśl. Serio Marius? Nawet za 50 lat będziesz sabotował moje myśli i związki? Boże! Miałam o tym nie myśleć!

When Love Takes OverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz