Rozdział 35

37 5 3
                                    

- Boże Święty, nie podnosi się!

- Nosze! Szybko! Dajcie nosze!

- Nie mogę na to patrzeć...
__________________________________________

Kilka miesięcy wcześniej, Oslo

- I co robiłyście z dziewczynami? - zapytał Jack, gdy wrócił z kuchni, po przymilaniu się do mojej mamy.

- Byłyśmy w kinie na tych nowych Strażnikach Galaktyki. - odpowiedziałam dalej układając ubrania w szafie. - W sumie średnio było. Nie lubię fantastyki, ale Gene chciała go zobaczyć, a była jej kolej do wybierania.

- Jakby w końcu znalazła sobie chłopaka to nie musiała by was wszędzie ciągnąć. - rzekł Jack. - Ale wątpię, że jakiś chłopak jest aż takim nudziarzem, że będzie chciał z nią gadać o nauce cały czas. - dodał po chwili.

- Ona jest po prostu inteligenta, więc po co jej chłopak, z którym nie będzie mogła pogadać o tym co ją interesuje. - odpowiedziałam na złośliwość Jack'a. - Teraz przynajmniej ma spokój, odpowiedni mężczyzna, prędzej czy później, pojawi się. A póki co, szkoda nerwów.

- Twoja mama mówiła, że jutro jest jakaś impreza u Hansa. O co chodzi?

- Aa no tak, zapomniałam o tym. - odpowiedziałam ze znużeniem. - Hans i Meghan wyprawiają trochę spóźnioną imprezę z okazji zaręczyn, teraz tylko dla rodziny.

- Może wpadli i dzisiaj to ogłoszą. - prychnął mój chłopak.

- Boże. - skrzywiłam się. - Nawet tak nie mów. Jedziemy tam jutro?

- Nie mam ochoty. Ta jego stuknięta narzeczona ma do mnie jakiś problem. Zawsze jak tam jestem, gapi się na mnie jakbym jej coś zrobił. Nie mam zamiaru znowu na nią patrzeć, bo jeszcze bym nie wytrzymał i powiedział parę rzeczy.

- Fakt, zostańmy. - odpowiedziałam cicho. - Podasz mi te bluzę z łóżka?

- Byłyście też dzisiaj na zakupach? - zapytał podnosząc bluzę.

- Nie, to stara bluza brata Meghan. Na niego już jest za mała, a nadal jest w dobrym stanie, więc Meghan dała ją mi. - wytłumaczyłam.

- Ty serio zamierzasz nosić bluzę po jakimś innym gościu? - zatrzymał się.

- Jack, nie żartuj sobie. - zaśmiałam się uważając całą sytuację za żart i wyciągnęłam rękę po bluzę, jednak Jack się odsunął.

- I co mu za tę bluzę dałaś? Nudesy czy szybki numerek?

- Pogrzało cię? - podniosłam głos. - Nawet się z nim nie spotkałam! Te bluzę dała mi Meghan! - wyrwałam mu ubranie z ręki.

- Nawet na chwilę nie można Cię zostawić bo już musisz jakieś chore akcje odwalać! - z tymi słowami, tym razem on, wyrwał mi bluzę z rąk, w tym samym momencie, raniąc mnie dość mocno paznokciami, które spowodowały widoczną ranę na dekolcie.

- O czym ty do mnie mówisz?! Kłócisz się o jakąś głupią bluzę, ty jesteś poważny?

- Ty jesteś zwykłą zdzirą. - w furii rozerwał bluzę na dwie części.

- Jesteś chory, nie wiesz co mówisz. - oznajmiłam już mniej pewna, lekko wystraszona całą sytuacją, jednak dalej trzymałam głowę wysoko.

- Napisz sobie może lepiej do tych twoich wszystkich chłopaczków, idź się dalej kurwić na lewo i prawo. - popchnął mnie i z impetem uderzyłam w ścianę. - Na mnie nie zasługujesz. - dodał i trzasnął drzwiami.

Przez dłuższą chwilę zostałam w tym samym miejscu, głęboko oddychając żeby się uspokoić. Następnie podeszłam do lustra, by ocenić straty. Na moim dekolcie widniał spory dowód mojej wymiany zdań z Jack'iem. Szybkim krokiem ruszyłam do łazienki, przy okazji zabierając ze sobą golf. Tam przemyłam ranę wodą utlenioną i nakleiłam ogromny plaster. Na koniec zakryłam to golfem, by nikt nic nie zauważył. Wychodząc z łazienki trafiłam na mamę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 07 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

When Love Takes OverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz