Rozdział 11

126 6 2
                                    

Po powrocie z siłowni mieliśmy chwilę czasu wolnego przed treningiem na skoczni. Część naszej drużyny udzielała wywiadów, a inni porozchodzili się po hotelu albo poszli zwiedzać okolice, chociaż ta ostatnia opcja nie była zbyt popularna,  ponieważ na dworze dość silnie padał śnieg...

3 dni przed wylotem do Zakopanego

Umówiłam się z Jackiem w kawiarni by w końcu powiedzieć mu o wyjeździe. Między nami różnie bywa, ale pomimo wszystko jesteśmy razem i muszę go o tym powiadomić. Gdybym tego nie zrobiła to jestem pewna, że odkryłby gdzie jestem i od razu przyjechał. Gdy otworzyłam drzwi budynku zauważyłam Jacka. Siedział przy jednym ze stolików i sprawdzał coś na telefonie.

-Hej. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.

-Cześć. - odpowiedział Jack. - Już myślałem, że nie przyjdziesz.

-Co, czemu? - zapytałam zaskoczona.

-Gdy dzwoniłaś miałaś głos jakbyś kogoś ewidentnie zabiła. - zaśmiał się.

-Mam mega ważną sprawę do obgadania. - ciągnęłam dalej.

-Mówisz o tej całej Islandii i tych twoich wielkich wakacjach?

-Skąd ty o tym wiesz? Jak?! - byłam totalnie zmieszana.

-Ostatnio gdy na ciebie czekałem rozmawiałem z twoją mamą, no i trochę mi opowiadała o twoich planach. - mama na medal normalnie.

-Co za plotkara. - przewróciłam oczami śmiejąc się.

-Normalnie w życiu bym ci na to nie pozwolił, ale twoja mama mnie przekonała. Przynajmniej nie będziesz mi zawracała głowy przez długi czas i w końcu będę mógł iść napić się z kolegami. - uśmiechał się, a ja czułam tylko zażenowanie.

-Taa, super. - odpowiedziałam odwracając wzrok.

Powrót do Zakopanego

Na skoczni jesteśmy już od jakiegoś czasu. Jestem przebrana w kombinezon i swoją drogą uważam, że prezentuje się w nim komicznie, jednak Kraft powiedział, że wyglądam dobrze, więc nie będę się kłócić. Jeszcze w hotelu obwiązałam swój biust bandażem by nie było go widać, tak samo jak zrobiła to Katy Perry w teledysku do piosenki Part of Me, chociaż w porównaniu do niej ja nie mam się zbytnio czym pochwalić.

Jako jeden z debiutantów, będę skakała na początku. Ludzie ze sztabu wytłumaczyli mi jak wszystko ma wyglądać, więc mój stres już przeszedł. Teraz cieszę się, że mogę skakać, ponieważ po to tu jestem.

Siedzę na belce, patrzę na kibiców, niby to tylko trening, a i tak ich jest mnóstwo. Machają flagami Norwegii, gdy widzą mnie po raz pierwszy. Trener macha chorągiewką na znak, że mogę ruszać. Mija kilkanaście sekund, a ja już jestem na ziemi. Nie mam pojęcia jak mi poszło, zobaczę to dopiero na monitorze. Ludzie klaszczą, ale bardziej niż z mojego wyniku cieszą się chyba z tego, że w ogóle wylądowałam. Patrzę na ekran, 116 m i pierwsze miejsce, wow. Znaczy przedemną było trzech skoczków, którzy ledwo przekroczyli setny metr, więc to pierwsze miejsce to nie wielkie osiągnięcie, ale dla mnie wiele to znaczy. Stanęłam w miejscu dla lidera, a tam sporo osób mi gratulowało.

Dość długo stałam na tym miejscu, aż w końcu ustąpiłam go Domenowi Prevcowi oraz mu pogratulowałam. Trening skończyłam na miejscu 25. Byłam z siebie dumna. Później odbyły się kwalifikacje, w których poszybowałam jeszcze dalej, na 119 m i uplasowałam się 15 pozycji. Warunki zmieniały się co skok, dlatego chociaż parę skoczków skoczyło odemnie lepiej to i tak byli niżej w  klasyfikacji. Tak było z Mariusem, który skoczył 122 m, a skończył na miejscu 29. Nadal to są tylko kwalifikacje, prawdziwa walka zacznie się jutro.

-Widzisz? Mówiłem, że ci się uda. - powiedział radosny jak nigdy Lindvik, po czym mnie przytulił.

Akurat po nim całkowicie nie spodziewałam się takich gestów, ale nie narzekam. Muszę przyznać, że było to całkiem przyjemne. Wyglądał jakby cieszył się z mojego miejsca bardziej niż ja. To w sumie kochane. Gdyby teraz widział mnie mój chłopak to jestem pewna, że zwyzywałby mnie od najgorszych, a Mariusa chciałby pobić, więc szczerze mogę powiedzieć, że cieszę się że go tu nie ma.

When Love Takes OverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz