Rozdział 36

37 7 3
                                    

- Pani Johnson... - usłyszałam jak przez mgłę. - Pani Kendall... Budzimy się.

Otworzyłam nagle oczy i od razu tego pożałowałam. Oślepiła mnie całkowita jasność. Przed swoją twarzą ujrzałam dziwnych, ubranych na biało ludzi. Cała ukazana przestrzeń była w bardzo jasnych kolorach, do których mój wzrok musiał się chwilę przywyczaić.

- Gdzie ja jestem? - wychrypiałam, nie mając sił panikować.

- Proszę się nie martwić. Jest pani w szpitalu. Upadła Pani na skoczni, ale już nic pani nie grozi. Proszę odpoczywać. - uśmiechnął się. - Czy powinniśmy zaprosić Pani gości? - zapytał już prawie wychodząc, a ja tylko nerwowo przytaknęłam głową, niczego nie rozumiejąc.

Dobra, wiem kim jestem, pamiętam swoje imię. Dobry początek. Jestem w szpitalu. W brzydkiej sali, nieprzyjemnej dla oczu. Trochę gorzej. Zaliczyłam upadek... Na skoczni... Lekarz mówi do mnie Kendall... Kendall nie skacze... HANS SKACZE! LEKARZ MÓWI O UPADKU NA SKOCZNI I ZWRACA SIĘ DO MNIE KENDALL! Boże Święty.
Zamknęłam oczy i złapałam za głowę, modląc się, że to wszystko to tylko nielogiczny sen i zaraz się obudzę. W tym momencie drzwi do mojej sali otworzyły się i w sekundę dwie osoby znalazły się tuż obok mnie.

- Kendall! - krzyknęła. - Nigdy więcej już mi tak nie rób. - Amanda rzuciła mi się na szyję, a ja lekko poklepałam ją po ramieniu, dalej będąc w szoku.

- Amanda! Ken dopiero co się obudziła, potrzebuje spokoju. - Geneview odciągnęła przyjaciółkę za rękę. - Słońce, jak się czujesz? - zwróciła się do mnie i zapytała przejęta.

Hans obserwował nas, nadal stojąc przy drzwiach. Po dłuższej chwili, w końcu przemówił.

- Dziewczyny, mogłybyście zostawić nas na chwilę samych? - zwrócił się kulturalnie do Amandy i Geneview.

- Nie tylko ty się za nią stęskniłeś Hans, my też... - odpaliła się Amanda, jednak nie dane jej było skończyć.

- Oczywiście, już idziemy. - Geneview skinęła głową do Hansa i pociągnęła Amandę do wyjścia.

- Hej. - powiedział, gdy już byliśmy sami na sali.

- Dobrze pamiętam, że jesteś moim bratem? - zapytałam, choć bardziej wychrypiałam, a Hans spojrzał na mnie skrzywiony. - No co? Teraz to już niczego nie można być pewnym. - spojrzałam w stronę zimy za oknem. - Możesz mi to wszystko wytłumaczyć? Wszystko mi się już miesza! - uniosłam się, jednak szybko przypomniałam sobie w jakim jestem stanie, więc z impetem upadłam na poduszkę.

- Ej, nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Uspokój się.

- Jak w tym momencie się nie dowiem jak to wszystko wyglądało to zaraz wszyscy się uspokoimy!

- Dobrze, dobrze. Po kolei. - potarł twarz dłonią, gdyż dla niego ta sytuacja też nie była łatwa. - Co pamiętasz jako ostanie?

- Byłam na skoczni. Chyba. - popatrzyłam na niego szukając potwierdzenia, czy nie opowiadam o jakimś swoim śnie. Gdy pokiwał zachęcająco głową, kontynuowałam. - Zaraz miałam znowu skakać. Gadałam z Andreasem. Na pewno pamiętam jakiegoś skoczka, który stał przede mną już z nartami, więc pewnie też skoczyłam. - wywnioskowałam. - Samego skoku nie pamiętam. Później był już tylko ten lekarz, który wpuszczał was do sali.

- Czyli nie jest źle. - podsumował mój brat. - Choć tylko Niemiec może potwierdzić czy faktycznie z nim rozmawiałaś czy to tylko w twojej głowie.

- To nie jest ważne. - przerwałam mu. - Co ze skokiem?

- Więc...

- A z resztą, kogo ja w ogóle pytam? Na pewno tego nie oglądałeś, przecież to ty. - oburzona złożyłam rękę na klatce piersiowej.

When Love Takes OverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz