Rozdział 10

86 5 0
                                    


*Pov' s Fred*

               W końcu. George'owi udało się wyciągnąć brunetkę z domu. Obstawialiśmy, że podróż powinna im zająć mniej więcej ponad godzinę w dwie strony, dlatego nie mieliśmy za dużo czasu. Dziewczyny wyciągnęły tort z lodówki, który przygotowywały od rana potajemnie a chłopcy zajęli się ogólnymi przekąskami i ozdobami. Ja natomiast wszystkiego nadzorowałem. W końcu szykowaliśmy to dla mojej ukochanej dziewczyny. Nie mogłem już na to patrzeć jak każdy musiał być dla niej oschły, w pewnym stopniu ja też.

- Fred! Co dajesz Esme? – zapytała nagle Ginny opierając się o blat, z tym swoim błyskiem w oku.

- Chodź pokarze ci – odpowiedziałem i złapałem siostrę ze rękę, prowadząc ją do naszego pokoju.

- I co? Przelecisz ją w tym pokoju – zapytała opierając się o framugę drzwi.

- Może kiedyś – odpowiedziałem bez namysłu a gryfonka tylko złapała powietrze do ust. – Ale teraz chce jej podarować to – i podałem jej opakowanie ze złotą bransoletką, na której było wygrawerowane nasze zdjęcie, które co jakiś czas zmieniało się na inne. A to my we dwójkę na ostatnich świętach, albo nasza cała ekipa wraz z Nevadą i Lee.

- Fred... to jest niesamowite – zatkało ją.

- Myślisz, że się jej spodoba? – zapytałem zabierając prezent od rudowłosej.

- Na pewno! – krzyknęła – Ale widzę, że masz coś jeszcze – odrzekła zaglądając mi przez ramię.

- Aaa, to już prywatna sprawa – powiedziałem zasłaniając dalszą część pokoju.

- Cieszę się, że mam takiego kochanego brata – szepnęła i mocno się do mnie przytuliła. – Idealnie do siebie pasujecie z Esme

- Wiem... Dobra koniec tych rozczuleń. Idziemy im pomóc bo nigdy tego nie skończymy – odrzekłem i wraz z Ginny ruszyliśmy na dół dalej pomagać przy ozdabianiu.

- Idą! – krzyknęła Val kiedy po ponad godzinie Georgie i Esmie wracali do domu.

- Na miejsca! – krzyknąłem i każdy schował się za kanapą i fotelami a Val jako ta ostatnia zgasiła światło.

- Mówię ci George, już nigdy z tobą nigdzie nie idę! Jak ja nie będę chora przez tą podróż to będzie cud – dało się usłyszeć kiedy dwójka przyjaciół weszła przez drzwi.

- A co, miałem wziąć Rona?! Przecież zżarłby pół tego sklepu! – kłócił się z brunetką.

- Ciesz się, że starczyło na te parówki – mruknęła odkładając kurtkę. – A gdzie wszyscy?

I wtedy, kiedy George zapalił światło wszyscy zgodnie wyskoczyliśmy zza mebli.

- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! – krzyknęliśmy wspólnie. Gryfonka stała i nie wiedziała co powiedzieć. Zauważyłem, że oczy jej się zaszkliły więc automatycznie do niej podszedłem i mocno przytuliłem.

- Myślałam, że zapomnieliście – powiedziała patrząc na wszystkich.

- No co ty Esme! Jesteś w jakimś stopniu członkiem rodziny! Jak mogliśmy zapomnieć? – dodała Ginny.

- Dziękuję... - powiedziała ciszej, wciąż niedowierzając.

               Imprezka się rozkręcała. Dziewczyny siedziały i przyglądały się z zaciekawieniem i zachwytem prezentowi ode mnie. Ron i Harry siedzieli na ziemi i zajadali się przekąskami. Ja natomiast stałem w przejściu i popijałem piwo kremowe wpatrując się w Esmie. Miała szeroki uśmiech a jej oczy błyszczały ze szczęścia. Po chwili podszedł do mnie mój bliźniak.

- No bracie, postarałeś się – poklepał mnie po ramieniu.

- Dzięki – odpowiedziałem. – Ej George? Byłaby szansa żebyś spał dzisiaj w salonie? – zapytałem.

- Oho – zaśmiał się. – Nie no pewnie, tylko proszę was. Nie róbcie nic na moim łóżku...

- Weź ty się ogarnij – i uderzyłem go w tył głowy. – Chciałem z nią spędzić trochę czasu, sam na sam.

- Mhm a ja jestem Marcus Flint. No dobra, ale jak już będziecie spędzać ten czas razem to chociaż wyciszcie pokój, albo cicho go spędzajcie – dodał.

- Matko zabije cię chyba zaraz – prychnąłem uśmiechnięty.

- Zostaw matkę w spokoju! – krzyknął. – A tak właściwie, kiedy im powiedziecie?

- A bo ja wiem? Nie wiem – odłożyłem szklankę na półkę i udałem się po kilka chipsów. Ten czas spędziliśmy na rozmowach, żartach i kilku rund eksplodującego durnia. Niestety wielki pan, Percy Weasley się zjawił i popsuł nam cała zabawę.

- Do łóżek! – krzyknął na schodach i wrócił do swojego pokoju.

Wszyscy zaczęliśmy marudzić, ale wiedzieliśmy, że pan maruda jest zdolny do powiedzenia mamie o tym małym przyjęciu. Zmęczeni zgarnęliśmy większość śmieci z kanapy tak aby George miał na czym spać i każdy udał się do swoich pokoi aby potem zacząć bitwę o łazienkę.

                 Brunetka weszła wymyta do pokoju. Na sobie miała tak dobrze znaną mi czarną piżamę z kratkowanymi, fioletowymi spodniami. Siedziałem na łóżku, dość dokładnie się jej przyglądając. Rzuciła dresy wraz z bluzą na naszą wspólna stertę brudnych ciuchów i zaczęła się zbliżać do kanapy aby ja rozłożyć.

- A co ty robisz Esmie? – zapytałem pomału.

- Wiesz Freddie, rozkładam sobie łóżko do spania jakbyś nie widział. Chyba, że potrzebujesz okularów Pottera – zaśmiała się, prostując.

- Ale masz już gotowe łóżko – po czym pokazałem jej miejsce obok mnie. – No chodź tuuu

- A George?

- Śpi na kanapie w salonie – oznajmiłem.

- Wygoniłeś go?! Ty draniu! – wykrzyczała.

- Dobra mogę go tu zawołać, ale chyba on ani my nie chcemy żeby zobaczył co tu się zaraz wydarzy – mruknąłem wstając do niej.

- Zależy co się wydarzy – odpowiedziała równie flirciarsko co ja.

- Zaraz zobaczysz – odpowiedziałem i wbiłem swoje usta w usta dziewczyny. Pocałunki były bardzo namiętne, bardziej niż zawsze. Ale z tego co widziałem dziewczynie się podobało. Nie przerywając pocałunku, skierowałem nas na łóżko. Nie wiem kiedy, brunetka znalazła się pode mną a jej całusy schodziły niżej, po szyi, przechodząc na barki a kończąc na torsie. Ja również nie byłem dłużny. Na szyi gryfonki zostawiłem ślad po sobie i schodziłem coraz niżej. Wiedziałem, że dziewczyna nie chce żadnych bliższych stosunków jak na razie więc skończyliśmy na całowaniu. Kiedy jej ręce znalazły się w moich włosach pociągnęła delikatnie kilka z nich na co ja cicho jęknąłem.

- Kręcisz mnie Blyssen – rzekłem nie odrywając od niej wzroku.

- No co ty nie powiesz Weasley – mruknęła przygryzające wargę.

- Wszystkiego najlepszego – odparłem, przekręcając nas tak, że dziewczyna znalazła się na mnie.

- A dziękuję, za wszystko Freddie – podziękowała i ostatni raz mnie pocałowała po czym po prostu się na mnie położyła. Leżeliśmy tak z kilka minut aż w końcu dziewczyna zaczęła miarowo oddychać. Zasnęła. W blasku lampki nocnej były widoczne jej różowe policzki od zaistniałej sytuacji. Japierdole, ale ona piękna! Jestem w chuj szczęściarzem, że mam taką duszyczkę jaką jest Esme...

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz