*Pov' s Fred*
Droga do domu minęła nam na pewno dłużej niż samo przyjście na kąpielisko. Może dlatego, że każdy był wykończony nie tylko tym upałem ale również zabawą w wodzie czy na plaży. Szedłem za dziewczynami i co jakiś czas łapałem kontakt wzrokowy z Blyssen. Jej włosy był już suchsze, natomiast jej czarny, mokry strój prześwitywał przez moją koszulkę. Wyglądała tak idealnie. Cała była idealna! To ciało, włosy, charakter... Nic więcej nie potrzebowała. Pamiętam jak wraz z Georgem poznaliśmy dziewczynę. Jak nazwała nas marchewkami i jak złapaliśmy kontakt wzrokowy w wieku 11 lat. Nigdy tego nie zapomnę... A teraz, mamy po 16 lat, a w sumie dziewczyna ma za kilka dni urodziny, ale mimo to przyjaźnimy się i do tego jesteśmy parą. Niesamowite. Trzeba było przyznać, od dawna kochałem się w dziewczynie i sam jej to przyznałem tego jednego fantastycznego wieczoru w pokoju życzeń. Nadal w to nie wierze, że jesteśmy już razem ponad pół roku. Niby byliśmy parą, ale nic to między nami nie zmieniło mimo tego, że się całujemy czy coś w tym stylu.
Moje rozmyślenia przerwano przez matkę, kiedy pojawiliśmy się pod domem.
- Kto nie zjadł swojej kanapki?! – krzyknęła kobieta. Każdy automatycznie spojrzał się na Ginny.
- Ja to mogę wytłumaczyć! – krzyknęła od razu.
- Dziś na kolacje jesz tą bułkę – oznajmiła kobieta. – A teraz idźcie się przebrać. Kolacja jak zawsze – chyba nie była w sosie...
Każdy rozszedł się do swoich pokoi aby zabrać czyste i suche ubrania. Uznałem, że nie chce mi się bić o łazienkę z Ginny, Ronem czy Georgem i, że przebiorę się w pokoju. Z szafy wyciągnąłem zwykłe szorty za kolano i czarną koszulkę. Żwawo się przebrałem, jednak kiedy materiał odrobine mocniej przejechał po moich plecach poczułem najgorszy w życiu ból.
- A nie mówiłam, że będziesz cierpieć? – odpowiedziała z pogardą w głosie.
- Ja wiem, że Granger jest twoją idolką, ale nie musisz jej udawać – odgryzłem się.
- Zamknij się, po kolacji zostań w kuchni. Spróbujemy temu jakoś zaradzić – odrzekła a ja natychmiast się uśmiechnąłem. – Nie Fred, wiem o czym pomyślałeś.
- Tak? To o czym? – zapytałem pewny siebie.
- O czymś co na pewno nie będzie miało miejsca – zakończyła, kładąc swój strój na kufrze i usiadła na kanapę, która teraz była złożona.
- Zobaczymy kochana – mruknąłem jej do ucha i usiadłem obok niej a swoje nogi usadowiłem na jej udach.
- A tobie coś się nie pomyliło?
- Nie
- Jezu, irytujesz mnie - mruknęła i sięgnęła po książkę, która leżała na podłodze.
- Co czytasz? – zapytałem po chwili spoglądając przez ramię dziewczyny.
- Takie romansidło, nic ciekawego – odpowiedziała nadal czytając.
- Eee, nudy... – mruknąłem i oparłem się o boczne oparcie kanapy. Nagle moje powieki stawały się cięższe i momentalnie zasnąłem. Nie wiem ile czasu minęło, ale co jakiś czas słyszałem jakieś odgłosy Esme, która kilka zdań czytała na głos.
- Freddie – o matko jak ja kocham ten głos. – Wstajemy, kolacja już jest – boże mógłbym się codziennie tak budzić. – FRED!
- Jestem pani profesor! – wykrzyczałem podnosząc się do siadu. Esme na to wybuchła śmiechem i zaczęła się tarzać po podłodze. – nie zesraj się.
- Mhm dzięki, że mnie porównujesz do McGonagall – udała obrażoną.
- Nie muszę. Wiadomo, że McSztywna lepsza – a na jej twarz weszło zdziwienie. – Żartuje!
- Oczekuj zemsty – ruszyła w stronę drzwi. – No ruszaj dupsko
- Kobieto już idę spokojnie – odpowiedziałem podnosząc ręce w geście obronnym.
Kolacja minęło w spokoju nie licząc kłócącej się Ginny z mamą o tą kanapkę z popołudnia. Każdy zjadł swój posiłek a następnie zaniósł talerze do zlewu. Po około półgodzinie wszyscy się rozeszli zostaliśmy tylko my. Ja i Esme. Dziewczyna usiadła na blacie, natomiast ja się tylko o niego oparłem.
- Zdejmuj koszulkę – rozkazała.
- Nie no Blyssen, szybka jesteś – zażartowałem patrząc na nią.
- ... Chce zobaczyć jak bardzo se plecy zjarałeś – prychnęła przewracając oczami. Popatrzyłem na nią w ogóle w to nie wierząc, ale mimo to zdjęłam ubranie bez większego gadania. – chłopie, zjarałeś się jak frytki na oleju
- Dzięki za komplement – odwdzięczyłem się jej szerokim uśmiechem.
- Idę po maść – odrzekła i ruszyła w stronę schodów. Jednak na chwile się zatrzymała. – Ubierz koszulkę Weasley.
- Jasne pani Weasley – odpowiedziałem a ona tylko rozbawiona pokręciła głową i zaczęła się wspinać po schodach.
W czasie oczekiwania zabrałem szklankę i nalałem sobie wody. Chwilę tak stałem aż pochwali weszła kobieta. Ale nie ta, na którą czekałem.
- Mamo? – zapytałem kiedy wyszła zza zakrętu.
- Musimy porozmawiać Fred – rzekła bez zastanowienia. Wow wiedziała, że ja to ja.
- No to mów... aż się boję. Od razu mówie nie użyłem w Hogwarcie żadnych psikusów na Percym– odpowiedziałem i skierowałem się do niej. Oczywiście z tymi żartami kłamałem, ale no cóż...
- Powiem prosto z mostu. Wydaje się mi, że Esme coś do ciebie czuje – no co ty nie powiesz mamo...
- Serio? Jakoś nie zauważyłem... - odparłem, próbując się nie zaśmiać.
- No oczywiste, że nie. Chłopcy tego nie widzą – westchnęła. – Po za tym ja widzę jak na nią patrzysz... Kiedy jej powiesz?
- Nie wiem mamo – rzekłem a za kobiety było słychać kroki Esme.
- Najlepiej jak najszybciej – odpowiedziała i ruszyła w stronę schodów. Dało się usłyszeć jak kobiety mówią sobie dobranoc.
- Mam maść! Dawaj te plecy – na jej słowa zsunąłem koszulkę i odwróciłem się do niej tyłem.
- Nie uwierzysz co mi właśnie mama powiedziała... - zacząłem.
- No olśnij mnie – odpowiedziała nakładając zimną maść na rozgrzane plecy.
- Auć – syknąłem i spojrzałem na nią. Ona tylko przeprosiła i zaczęła rozsmarowywać krem. – Powiedziała mi, że zauważyła jak na mnie patrzysz i, że się we mnie kochasz. - Gryfonka na to się tylko zaśmiała.
- Widzisz, nic się nie ukryje przed twoją mamą – zareagowała radośnie.
- Wiesz, jak coś do mnie czujesz możesz mi powiedzieć. Ja zrozumie. Serio – zażartowałem.
- Dzięki za radę, ale raczej nie skorzystam – droczyła się.
- Ah tak? To ja skorzystam – i szybko się odwracając pocałowałem brunetkę w usta. Jednak wtedy nie wiedziałem, że ktoś to widział. Pewna denerwująca naszą dwójkę gryfonka...
CZYTASZ
RelationShip / Fred Weasley 2
FanfictionKontynuacja mojej pierwszej książki "FriendShip" "Nie żyją 4 osoby z czego jedna nastolatka i kobieta w ciąży." - rzekł mężczyzna w telewizorze. Nastał czas, kiedy Esme mimo śmierci bliskiej jej osoby musi być silna dla swojego najlepszego przyjaci...