Rozdział 9

77 4 0
                                    


*Pov' s Esme*

             W końcu nastał ten dzień a dokładniej 7 sierpnia. Właśnie w ten dzień, szesnaście lat temu urodziłam się w londyńskim szpitalu. Dzień zapowiadał się normalnie. W sumie nie oczekiwałam jakiegoś przyjęcia lub prezentów. Najbardziej liczyłam na ciepłe życzenia ze strony rudzielców oraz innych gryfonów. Można powiedzieć, że nie lubiłam za bardzo moich urodzin a w sumie był to dzień jak każdy inny. Jedyną osobą, która sprawiał, że naprawdę lubiłam ten dzień, był mój tata...

            Wstałam około godziny 11:30. Bliźniacy oczywiście spali jak zabici. Delikatnie wstałam z kanapy i zaczęłam po cichu grzebać w torbie aby znaleźć coś odpowiedniego do ubrania. Spojrzałam za okno. Cudownie, jak zawsze w moje urodziny musiało padać. Odkąd pamiętam, każdy 7 sierpnia wyglądał tak samo. Czyli gigantyczna ulewa i brak możliwości wyjścia z domu. Opcjonalnie była burza z gradem. Sięgnęłam po czarną bluzę i szare spodnie dresowe. Żwawo ściągnęłam piżamę a następnie założyłam gotowe ciuchy. Stanęłam przed lustrem, które znajdowało się w jednym z rogów pokoju i się w nim przejrzałam. Miałam długie włosy za łopatki, moje oczy stały się ciemniejsze niż zawsze a skóra jeszcze bledsza.

- Chyba się starzeje – mruknęłam do siebie oglądając się w lustrze.

- Nie żartuj sobie – usłyszałam niski głos za sobą.

- Obudziłam cię George? Sorry – przeprosiłam patrząc na chłopaka w odbiciu.

- No może trochę – zaśmiał się. – Wszystkiego najlepszego Esme – powiedział i mocno mnie przytulił.

- Dziękuję - rzekłam i wytarmosiłam mu włosy na co on tylko jęknął załamany. Ja natomiast popatrzyłam się na śpiącego Freda. Wyglądał tak słodko a kilka kosmyków jego włosów opadło mu na twarz. Rozczulił mnie ten widok w chuj co zauważył młodszy bliźniak.

- Przygotował coś super – oznajmił a ja się na niego popatrzyłam. – Szykuje to od początku wakacji... Widzę jak mu na tobie zależy Blyssen.

- Wiem – uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę wyjścia. – jeszcze raz dziękuje za życzenia – i wyszłam. Poszłam na dół do kuchni i po wzięciu szklanki wody, usiadłam przy stole.

               Minęło trochę czasu, kiedy na dół zaczęła schodzić młodsza część domowników. Państwa Weasley nie było od paru dni ponieważ wyjechali na wesele starej koleżanki Molly do Niemiec i mieli wrócić dopiero za dwa dni. Pierwsze na dół, za raz po mnie zeszły Ginny, Hermiona i Valentina.

- Cześć dziewczyny – przywitałam się z nimi radośnie.

- Siemka – odpowiedziały zgodnie i udały się do kuchni aby zrobić sobie śniadanie. To był właśnie minus nieobecności pani Molly. Brak śniadania. Gryfonki robiąc śniadanie śmiały się i rozmawiały ze sobą, jednak kiedy podeszły do stołu żeby zjeść, ucichły. Atmosfera zrobiła się gęstsza a potem jeszcze bardziej zgęstniała kiedy przyszedł Ron z Harrym. Nie mogłam już tego wytrzymać i wstałam pospiesznie od stołu. Idąc schodami minęłam Percy 'ego, który na mnie nawet nie spojrzał, ale to było w zupełności normalne. Weszłam do pokoju chłopaków, ale w środku był tylko Fred, która pospiesznie się gdzieś zbierał.

- Hej kochanie – rzucił i wychodząc, pocałował mnie lekko w usta.

- Hej... - mruknęłam patrząc przed siebie. Serio nawet Fred, to już stawało się irytujące. A moja irytację pogłębiały śmiechy z jadalni. Jakoś jak ja tam byłam nie było tak wesoło. Złapałam za moją ulubioną książkę i postanowiłam pójść na strych trochę poczytać. Tak. Strych Weasleyów był takim moim comfort place. Odkryłam je jak bliźniacy dolali mi do soku ostrego sosu a doskonale wiedzieli, że go nienawidzę... Miałam wtedy 13 lat i się na nich obraziłam. Za takie gówno? Byłam niemożliwym dzieckiem.

Siedząc na strychu straciłam poczucie czasu. Krople, które spływały po dachu, sprawiały, że jeszcze bardziej chciałam tu siedzieć. Nie zauważyłam kiedy ktoś wszedł po drabinie.

- Hej Esme – zaczął. – Chciałabyś pójść ze mną do mugolskiego sklepu? Zapomniałem dokupić tych... no tych mięsnych na kolację...

- Parówek? – zapytałam patrząc na rudzielca.

- No parówek na kolacje zapomniałem dokupić a ty, no wiesz znasz się na tych mugolskich sprawach.

- Pewnie mogę z tobą iść George, tylko pójdę po kurtkę – uśmiechnęłam się do niego i pomału wstałam z zakurzonego dywanu na którym siedziałam. Słodko, że chociaż on ze mną normalnie rozmawiał. Poszliśmy razem do ich pokoju aby odnieść książkę i zeszliśmy na parter żeby zabrać kurtki przeciwdeszczowe.

- Siatkę weź – upomniałam go kiedy chciał już wychodzić. – I pieniądze! Ja mam przy sobie tylko z kilka centów! – dokrzyczałam stojąc przy wyjściu. Po chwili chłopak był już gotowy i wspólnie wyszliśmy na totalną ulewę, zamykając za sobą drzwi na klucz.

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz