Rozdział 18

76 4 0
                                    


*Pov' s Esme*

               Dzisiaj zaczynałam eliksirami z reszta uczniów, którzy zdali SUMY z tego przedmiotu. Na tej lekcji siedziałam z jedyną normalną osobą z tego towarzystwa czyli z Diggorym. Kiedy siedzieliśmy w sali, do niej nagle wszedł naburmuszony nietoperz.

- Dzisiaj, będziecie sprawdzać czy przygotowana, przez waszych starszych kolegów, amortencja wyszła im poprawnie. Jak pachnie amortencja? – nikt nie odpowiedział. – Diggory!

- Zależy, kto co lubi i co go pociąga, dlatego amortencja nie ma określonego zapachu i dla każdej osoby jest oryginalny.– powiedział żwawo.

- Może być. Ustawcie się tu jakoś i po kolei podchodźcie do każdego z kociołków. Jeden na parę – zakomunikował szybko nauczyciel. – No już, nie mam całego dnia. Nott do kociołka! – zlecił a jego podopieczny od razu podszedł do garnka. Tak. Nott również zdał z eliksirów tak jak większość ślizgonów.

- Więc, czuje woń róż, zapach zielonej herbaty i... wiśnie – skończył a wracając na swoje miejsce spojrzał na mnie.

- Ty i Nott? – spytał szeptem Cedric.

- Boli cię cos? – zaśmiałam się. Niestety Snape to zauważył.

- Blyssen, zobaczymy czy na środku będziesz taka rozmowna – mruknął nauczyciel, pokazując dłonią miejsce gdzie miałam stanąć. Podeszłam i schyliłam się do kociołka, zabierając włosy aby nie wpadły do eliksiru.

- Czuje wiśnie a dokładniej pudding wiśniowy, proch strzelniczy, powietrze po deszczu i coś w stylu białej czekolady – odpowiedziałam i wróciłam na moje miejsce. Minęło parę kolejek i kiedy w końcu wszyscy podali swoje zapachy, Snape mruknął posępnie i zadał nam przeczytanie 20 stron jednego rozdziału. Jednak nie mogłam się za Chiny skupić. Odkąd lubiłam białą czekoladę?

                Kiedy minęła przerwa, wraz z orlim ciasteczkiem udałam się pod salę Moody' iego aby wręczyć je Malfoyowi. Widziałam go. Stał daleko od grupy i udawał, że czyta podręcznik. Skąd wiedziałam? Debil czytał to do góry nogami. Podeszłam do niego niepostrzeżenie. Kiedy chłopak mnie zauważył podniósł wzrok z nad książki.

- Trzymaj – rzekłam podając produkt chłopakowi.

- Dzięki Blyssen – odrzekł odbierając produkt i dając mi zapłatę. Kiedy to dostałam ruszyłam w dalszą drogę. Jednak chłopak miał coś jeszcze do powiedzenia. – Jest git, nawet jak na przyjaciółkę Weasleyów.

- Dzięki Malfoy. To w jakimś stopniu miłe – uśmiechnęłam się do niego lekko. – A tak w ogóle, jakbyś chciał udawać, że się uczysz to chociaż z książką normalnie a nie do góry nogami – zaśmiałam się i odeszłam jednak z ust ślizgona usłyszałam ciche: Dzięki Esme... Nie powiem, Draco pomimo wielu wad i odklejonych tekstów był naprawdę dobrych dla tych „wybranych". Wow czyli byłam wybrańcem Malfoya? Cudnie! I z takimi rozmyślaniami udałam się do pokoju wspólnego, chociaż na chwile odpocząć.

- Witamy, naszą piękną przyjaciółkę – powitał mnie Lee.

- A ja witam moich ulubionych gargulców – rzuciłam się na kanapę obok Freda.

- Aha?! Taka jesteś nie miła! – oburzył się Jordan. – To ja ci mówię cześć a ty nas wyzywasz. Żenada Blyssen.

- Oj nie zesraj się – zaczęłam, ale przerwał mi pewien rudowłosy. Tylko nie żaden z tu obecnych a ich młodszych brat.

- Chłopaki potrzebuję was! I ciebie też Esme! Szybko! – krzyknął a my natychmiast wybiegliśmy z pokoju za chłopakiem. Biegliśmy ile sił w nogach a wciąż nie mogliśmy dogonić Rona, który biegł chyba jakiś maraton! W końcu po wykańczającym biegu dobiegliśmy do jednej z toalet. Opuszczonych toalet.

- Ron, dlaczego nas tu zabrałeś? – zapytałam po chwili oddechu.

- Neville... on... coś mu jest! Chyba przez wasze słodycze! – wykrzyczał, dysząc.

- W takim razie gdzie on jest?! – wykrzyczałam telepiąc Weasleyem, coraz bardziej niepokoić się o młodszego gryfona.

- W przedostatniej kabinie. Chodźcie! – pospieszył nas i ruszył w stronę kabin. – Zawołałem was bo wy – wskazał na bliźniaków. – pewnie macie jakąś odtrutkę, a ty Esme znasz się na eliksirach i w sumie... jako jedyna używasz tu mózgu – skończył i otworzył toaletę a w niej? Na kiblu siedział zapłakany poszkodowany a obok niego Hermiona i Harry. Kiedy dziewczyna nas zobaczyła a w sumie mnie, rzuciła się na mnie.

- Co dodaliście do tych cholernych ciasteczek?! – wykrzyczała mi prosto w twarz.

- Wiesz zależy jakich – zaczęłam się z nią droczyć. – Chodzi ci o pieguski? A może ciastka nocy? Nie, w sumie nie te bo Longbottom by był czarny – na co zaśmiałam się z chłopakami.

- Ja nie żartuje Blyssen – docisnęła mnie do ściany. – Co daliście?

- Granger uspokój się – zareagował Fred odciągając ja ode mnie. – Powiedz jakie ciastka.

- Te orle – powiedział nagle Neville i wszyscy na niego spojrzeliśmy. Próbowałam hamować śmiech jednak to było silniejsze ode mnie. Zaśmiałam się wraz z Georgem i Fredem na cała łazienkę. Longbottom miał gigantyczne oczy z których wylewały się litry łez.

- Widzicie jak on wygląda?! – oburzyła się gryfonka.

- Zajebiście! – krzyknęłam podjarana.

- No nie wiem panno Blyssen – usłyszałam za sobą i automatycznie zamarłam. McGonagall. No to mamy przesrane...

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz