Rozdział 17

85 4 0
                                    


*Pov' s Esme*

                  Wrzesień pomału się kończył a na kalendarz wleciał październik. Początek roku jak i cały wrzesień nie był prosty. Nauczyciele nie dawali już nam tego „początkowego odpoczynku" tylko wyciskali z nas ostatnie poty. Od kilku tygodni wraz z bliźniakami rozwinęłam bardziej sprzedaż naszych produktów, które najczęściej się sprzedawały u tych młodszych uczniów, ale nie tylko. Oczywiście Granger i McGonagall niezbyt podobał się ten plan i pomimo ich wiecznych kazań nie przestaliśmy. Biznes się rozkręcał i tylko to nas interesowało. Przez ten czas narobiliśmy sporo szlabanów a wczoraj skończyliśmy jeden z nich. Czy za zafarbowanie włosów kilku krukonów od razu trzeba myć schody na 3 piętrze przez cały tydzień? Nie wydaje mi się.

                  Siedziałam w bibliotece i uczyłam się na eliksiry. Lubiłam żartować, ale mimo to na eliksiry zawsze poświęcałam co najmniej godzinkę dziennie czasem nawet w nocy. Ucząc się o eliksirze słodkiego snu nawet nie zauważył jak ktoś stanął naprzeciwko mojego stolika w bibliotece.

- Fred nie mam teraz czasu, uczę się na jutrzejszą lekcje z nietoperzem – mruknęłam nie odrywając wzroku znad książki.

- Znaczy, że dla mnie będziesz miała czas – odezwał się.

- Malfoy? – nie dowierzałam w tamtym momencie. – Czego chcesz?

- Możemy pogadać? Potrzebuje twojej pomocy – odezwał się. Kiedy pokazałam, żeby usiadł zrobił to.

- Więc? Powiesz mi, czy mam się domyśleć? – zapytałam podirytowana ale wciąż zdziwiona.

- Jutro mam egzamin u tego wariata z jednym okiem i... słyszałem, że z tymi rudymi zrobiłaś tam jakieś ciasteczka – mówił niepewnie. – Czy istnieje szansa abyś mi sprzedała jedno?

- Mogłeś podejść do nas wcześniej – rzekłam.

- Mogłem, ale wiesz jakby to wyglądało? I co by ludzie mówili? Draco Malfoy podchodzi do tych zdrajców krwi i ciebie – prychnęłam na określenie bliźniaków. – i kupuje coś z ich sklepu, jeśli tak to można nazwać.

- No to powiem ci nieźle się stoczyłeś, że sięgasz po takie rzeczy Draco – wow, czy ja powiedziałam do niego po imieniu? – Aż tak ci zalazł za skórę ten Moody?

- Nie denerwuj mnie nawet, ale słyszałem, że nie tylko mi– prychnął. – To jak? Dasz radę mi ogarnąć?

- Wiesz... - zaczęłam, ale mój wzrok skierował się na drzwi wejściowe do biblioteki w których stał Fred i się na nas patrzył. – Na której lekcji to masz?

- Na 4, w jego sali na 5 piętrze – odrzekł.

- Czekaj na mnie tam gdzieś z boku – powiedziałam pomału zbierając swoje rzeczy. – Jak coś jedno kosztuje 3 galeony – pożegnałam się z nim cicho i odeszłam zostawiając go tam. Podeszłam do Freda a on namiętnie mnie pocałował na przywitanie. Kończąc, spojrzał na blondyna wygranym spojrzeniem, pomieszanym z szczyptą pogardy w jego osobę.

- O czym gadałaś z Malfoyem? – zapytał a ja odruchowo popatrzyłam na ślizgona.

- Później ci powiem – powiedziałam i złapałam jego dłoń prowadząc do wyjścia. – Specjalnie to zrobiłeś.

- Co niby? – udawał głupiego. Serio Fred, ty to totalny debil jesteś czasem.

- Ten pocałunek.

- A co nie mogę całować już swojej dziewczyny?! – uniósł się. Nie no zaraz mnie coś trafi.

- Możesz, ale nie tak żeby zrobić komuś na złość! – krzyknęłam na niego. – A jeśli chcesz wiedzieć, Malfoy prosił mnie o jeden nasz produkt.

- No proszę, ale do nas nie podejdzie – prychnął.

- To tak jakbyś ty do niego podszedł i zapytał się czy pomoże ci z eliksirami – dałam przykład a na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech. – A ty co się tak szczerzysz? Wyobraziłeś sobie randkę z Malfoyem przy podręczniku z eliksirami?

- Nie muszę go o to prosić, bo mam najwspanialszą dziewczynę na świecie, która zawsze mi pomoże – szepnął podchodząc bliżej.

- No nie wiem – złapałam temat, który podjął chłopak.

- Esmie –Fred nawet nie zaczynaj.

- Freddie, proszę cię – zauważyłam tak znany mi blask pożądania.

- Jeszcze mnie będziesz błagać żebym... - nie dokończył bo jego słowa zostały przerwane przez moje usta.

- Byś się zamknął w końcu – powiedziałam między całusami a on posadził mnie na jednym z parapetów i nie przerwał nawet kontaktu miedzy nami. Czułam jak ręce chłopaka pomału sięgają mi pod koszulkę. Moje plecy od razu zaniosły się gęsią skórką.

- Chłopie – szepnęłam do niego.

- Kobieto – odsunął się aby mi się przyjrzeć. – Jesteś moja i nie pozwolę abyś ode mnie uciekła – uśmiechnął się i wrócił do wcześniejszej czynności.

- Ehem – usłyszeliśmy nagle chrząknięcie. Nie no jeszcze go tu brakowało...

- Profesor Snape – otrząsnęłam się i zeszłam z parapetu, patrząc na nauczyciela.

- No proszę, Weasley i Blyssen. Nie powiem, nie zdziwiło mnie to – burknął. – Minus 20 punktów dla Gryffindoru, za niestosowne zachowanie. W miejscu publicznym – dodał po chwili i odszedł.

- To przez ciebie – zaśmiałam się udając obrażoną.

- Oj nie kochana, przypomnieć ci kto pierwszy zaczął? – zaprotestował.

- No! Ty debilu – krzyknęłam, łapiąc za książki i ruszając w stronę Wielkiej Sali. – Dawaj Weasley bo Jordan zje ci wszystkie paszteciki dyniowe.

- Jeszcze czego – oburzył się i ruszył za mną w stronę Wielkiej Sali.

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz