Rozdział 5

88 5 0
                                    


*Pov' s Esme*

- Szybko bo się spóźnimy! – krzyknął z korytarza George.

- Nie pospieszaj mnie. Ja mam swój czas! – odpowiedziałam mu ładując ostatnie rzeczy do walizki. Oczywiście mogłam to zrobić wczoraj wieczorem, ale po prostu mi się nie chciało.

- Będziesz to mówić naszej mamie, jak spóźnimy się na obiad – odpowiedział prześmiewczo Fred.

- Jeszcze ty, weście się zamknijcie i dajcie mi się spakować – mruknęłam zbierać kolejne rzeczy do torby.

- Mam tego dość – rzekł w końcu Fred, który stał na korytarzu i wszedł mi to pokoju. – Czego jeszcze potrzebujesz?

-Możesz podać mi kilka bluz z szafy – odpowiedziałam dopakowując bieliznę.

- Po co ci? Ciepło jest a po za tym jak już ci będzie tak zimno, mogę pożyczyć – stwierdził chłopak. – Coś jeszcze?

- Raczej nie – odpowiedziałam i zamknęłam walizkę w końcu wychodząc z nią z pokoju.

- No nareszcie! Chodźcie

I ruszyliśmy za młodszym bliźniakiem w stronę kominka.

- Ile można na was czekać! – usłyszeliśmy ledwo wchodząc do domu. – Mieliście się zjawić półgodziny temu! Chłopcy liczyłam na was!

- Ale mamo... - zaczął Georgie.

- Nie chce tego słuchać Fred – powiedziała, ale kiedy zobaczyła minę chłopaków poprawiła się od razu. – George...

- To moja wina pani Weasley... Nie dopakowałam wczoraj kilku rzeczy i chłopcy musieli na mnie czekać. To nie ich wina – odpowiedziałam spuszczając głowę, patrząc w podłogę.

- Oh kochanieńka, nic się nie stało... Zabierz swoje rzeczy na górę i zejdźcie zaraz na obiad – pokiwaliśmy tylko głowami i ruszyliśmy schodami na górę. Chłopcy zatrzymali się przy swoim pokoju jednak ja z rozpędu poszłam w stronę pokoju Ginny.

- U Ginny jest koleżanka z klasy i Granger, śpisz u nas – sprostował George.

- Na tej zepsutej kanapie? Cudownie – mruknęłam sarkastycznie.

- Wiesz zawsze możesz spać ze mną – odpowiedział Fred.

- Wybieram kanapę – na co jego brat się zaśmiał. Jak bardzo brakowało mi tego George' a...

            Zeszliśmy na dół i zasiedliśmy przy stole. Bliźniacy mieli racje, obok młodej Weasley siedziała pewna czarnowłosa dziewczynka z brązowymi oczami. Do tego znalazł się jeszcze Harry wraz z znienawidzoną przeze mnie kudłatą czarownicą.

- O Esme! Wy się chyba jeszcze z Val nie znacie? – zapytała na co ja pokiwałam głową. – W takim razie, Esme to jest Valentine Thomson, Val to jest Esme Blyssen, przyjaciółka bliźniaków – dokończyła, akcentując słowo przyjaciółka i patrząc dyskretnie na Freda.

- Miło mi cię w końcu poznać Esme, dużo o tobie słyszałam – zaczęła gryfonka, podając mi dłoń.

- Mam nadzieję, że same pozytywy – zaśmiałam się i uścisnęłam jej dłoń. Przerwała nam pani Weasley stawiając na stół garnek z rosołem i tak każdy zajadł się jedzeniem.

- Idziemy na dwór? – zapytała rudowłosa po zjedzonym obiedzie. – jest ciepło

- Pewnie tylko się przebiorę w coś lżejszego – odpowiedziałam i ruszyłam na górę do swojej walizki. Wyjęłam z niej krótkie spodenki oraz top, przebrałam się i od razu zbiegłam na dół. – Możemy iść!

Wyszliśmy z domu i od razu uderzył nas gorąc tego lata. Słońce świeciło niemiłosiernie i do tego nie było nawet najmniejszej chmurki na niebie.

- Co wy na to by zagrać w Quidditch'a? – zapytała Val.

- O widzę, że ktoś tu sportowcem jest – zażartowałam opierając się o framugę szopy.

- Wiadomo! Kocham ta grę! Razem z ojczymem jedziemy na tegoroczny finał. Coś mi się wydaje, że wy też tam jedziecie – zaśmiała się.

- Tak, Hermiona, Harry i Esme jadą z nami. Więc mamy nadzieję, że się jakoś spotkamy – odpowiedział Georgie. Spojrzałam na niego i nie dowierzałam w to co zobaczyłam. Znałam chłopaka dość długo i zauważyłam ten tak znany mi błysk w oku jaki widział przy Nev. A może mi się tylko wydawało... Nie wiem.

Złapaliśmy za miotły i rozdzieliśmy składy a w sumie, próbowaliśmy.

- Jest nas nie parzyście... - mruknęła Granger.

- Jak? Jest nas 8 a z tego co wiem osiem jest liczbą parzystą – odpowiedziałam z nutką pogardy.

- Ja nie gram.

- Boisz się? – podkręcałam, wchodząc jej na ambicje.

- Nie, ale...

- To jak nie, to zagraj.

- Nie będę grać w tą durną grę. Zagrajcie starsi na młodszych i będzie – odpowiedziała wnerwiona brązowowłosą i usiadła na ławce - Ja mogę sędziować.

- Tchórz – powiedziałam pod nosem.

                 Mimo zgrzytu rozpoczęliśmy grę. My we trójkę kontra dwójka gryfonów, Ginny i Thomson. Gra toczyła się do późnych godzin wieczornych aż w końcu pokonaliśmy młodszych. Jednak każdy a raczej każdy oprócz Granger się dobrze bawił. Odłożyliśmy miotły oraz piłki i weszliśmy do domu, w którym było trochę cieplej niż na dworze.

- No nie wytrzymam zaraz – i zaczęłam się drapać. Komary. Największe gówno jakie może latać po tej planecie.

- Chcesz maść? – zapytał mój chłopak.

- Jak masz to nie pogardzę – uśmiechnęłam się i usiadłam na fotelu a rudzielec schylił się do małej szafki i wyciągnął z niej tubkę z maścią.

- Gdzie cię swędzi? – zapytał zabierając mi spod nosa krem, kiedy chciałam po niego sięgnąć. Przewróciłam tylko oczami, bo wiedziałam, że raczej nie odpuści i pokazałam mu miejsca ugryzień robala. – trzeba było się bardziej ubrać. Chociaż w sumie, nie przeszkadzasz mi w takim wydaniu.

- Przestań, ktoś może to usłyszeć... - i nie myliłam się. Ktoś słyszał naszą rozmowę i jestem pewna, że nie ma miłych zamiarów.

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz