*Pov' s Esme*
- Szybko bo się spóźnimy! – krzyknął z korytarza George.
- Nie pospieszaj mnie. Ja mam swój czas! – odpowiedziałam mu ładując ostatnie rzeczy do walizki. Oczywiście mogłam to zrobić wczoraj wieczorem, ale po prostu mi się nie chciało.
- Będziesz to mówić naszej mamie, jak spóźnimy się na obiad – odpowiedział prześmiewczo Fred.
- Jeszcze ty, weście się zamknijcie i dajcie mi się spakować – mruknęłam zbierać kolejne rzeczy do torby.
- Mam tego dość – rzekł w końcu Fred, który stał na korytarzu i wszedł mi to pokoju. – Czego jeszcze potrzebujesz?
-Możesz podać mi kilka bluz z szafy – odpowiedziałam dopakowując bieliznę.
- Po co ci? Ciepło jest a po za tym jak już ci będzie tak zimno, mogę pożyczyć – stwierdził chłopak. – Coś jeszcze?
- Raczej nie – odpowiedziałam i zamknęłam walizkę w końcu wychodząc z nią z pokoju.
- No nareszcie! Chodźcie
I ruszyliśmy za młodszym bliźniakiem w stronę kominka.
- Ile można na was czekać! – usłyszeliśmy ledwo wchodząc do domu. – Mieliście się zjawić półgodziny temu! Chłopcy liczyłam na was!
- Ale mamo... - zaczął Georgie.
- Nie chce tego słuchać Fred – powiedziała, ale kiedy zobaczyła minę chłopaków poprawiła się od razu. – George...
- To moja wina pani Weasley... Nie dopakowałam wczoraj kilku rzeczy i chłopcy musieli na mnie czekać. To nie ich wina – odpowiedziałam spuszczając głowę, patrząc w podłogę.
- Oh kochanieńka, nic się nie stało... Zabierz swoje rzeczy na górę i zejdźcie zaraz na obiad – pokiwaliśmy tylko głowami i ruszyliśmy schodami na górę. Chłopcy zatrzymali się przy swoim pokoju jednak ja z rozpędu poszłam w stronę pokoju Ginny.
- U Ginny jest koleżanka z klasy i Granger, śpisz u nas – sprostował George.
- Na tej zepsutej kanapie? Cudownie – mruknęłam sarkastycznie.
- Wiesz zawsze możesz spać ze mną – odpowiedział Fred.
- Wybieram kanapę – na co jego brat się zaśmiał. Jak bardzo brakowało mi tego George' a...
Zeszliśmy na dół i zasiedliśmy przy stole. Bliźniacy mieli racje, obok młodej Weasley siedziała pewna czarnowłosa dziewczynka z brązowymi oczami. Do tego znalazł się jeszcze Harry wraz z znienawidzoną przeze mnie kudłatą czarownicą.
- O Esme! Wy się chyba jeszcze z Val nie znacie? – zapytała na co ja pokiwałam głową. – W takim razie, Esme to jest Valentine Thomson, Val to jest Esme Blyssen, przyjaciółka bliźniaków – dokończyła, akcentując słowo przyjaciółka i patrząc dyskretnie na Freda.
- Miło mi cię w końcu poznać Esme, dużo o tobie słyszałam – zaczęła gryfonka, podając mi dłoń.
- Mam nadzieję, że same pozytywy – zaśmiałam się i uścisnęłam jej dłoń. Przerwała nam pani Weasley stawiając na stół garnek z rosołem i tak każdy zajadł się jedzeniem.
- Idziemy na dwór? – zapytała rudowłosa po zjedzonym obiedzie. – jest ciepło
- Pewnie tylko się przebiorę w coś lżejszego – odpowiedziałam i ruszyłam na górę do swojej walizki. Wyjęłam z niej krótkie spodenki oraz top, przebrałam się i od razu zbiegłam na dół. – Możemy iść!
Wyszliśmy z domu i od razu uderzył nas gorąc tego lata. Słońce świeciło niemiłosiernie i do tego nie było nawet najmniejszej chmurki na niebie.
- Co wy na to by zagrać w Quidditch'a? – zapytała Val.
- O widzę, że ktoś tu sportowcem jest – zażartowałam opierając się o framugę szopy.
- Wiadomo! Kocham ta grę! Razem z ojczymem jedziemy na tegoroczny finał. Coś mi się wydaje, że wy też tam jedziecie – zaśmiała się.
- Tak, Hermiona, Harry i Esme jadą z nami. Więc mamy nadzieję, że się jakoś spotkamy – odpowiedział Georgie. Spojrzałam na niego i nie dowierzałam w to co zobaczyłam. Znałam chłopaka dość długo i zauważyłam ten tak znany mi błysk w oku jaki widział przy Nev. A może mi się tylko wydawało... Nie wiem.
Złapaliśmy za miotły i rozdzieliśmy składy a w sumie, próbowaliśmy.
- Jest nas nie parzyście... - mruknęła Granger.
- Jak? Jest nas 8 a z tego co wiem osiem jest liczbą parzystą – odpowiedziałam z nutką pogardy.
- Ja nie gram.
- Boisz się? – podkręcałam, wchodząc jej na ambicje.
- Nie, ale...
- To jak nie, to zagraj.
- Nie będę grać w tą durną grę. Zagrajcie starsi na młodszych i będzie – odpowiedziała wnerwiona brązowowłosą i usiadła na ławce - Ja mogę sędziować.
- Tchórz – powiedziałam pod nosem.
Mimo zgrzytu rozpoczęliśmy grę. My we trójkę kontra dwójka gryfonów, Ginny i Thomson. Gra toczyła się do późnych godzin wieczornych aż w końcu pokonaliśmy młodszych. Jednak każdy a raczej każdy oprócz Granger się dobrze bawił. Odłożyliśmy miotły oraz piłki i weszliśmy do domu, w którym było trochę cieplej niż na dworze.
- No nie wytrzymam zaraz – i zaczęłam się drapać. Komary. Największe gówno jakie może latać po tej planecie.
- Chcesz maść? – zapytał mój chłopak.
- Jak masz to nie pogardzę – uśmiechnęłam się i usiadłam na fotelu a rudzielec schylił się do małej szafki i wyciągnął z niej tubkę z maścią.
- Gdzie cię swędzi? – zapytał zabierając mi spod nosa krem, kiedy chciałam po niego sięgnąć. Przewróciłam tylko oczami, bo wiedziałam, że raczej nie odpuści i pokazałam mu miejsca ugryzień robala. – trzeba było się bardziej ubrać. Chociaż w sumie, nie przeszkadzasz mi w takim wydaniu.
- Przestań, ktoś może to usłyszeć... - i nie myliłam się. Ktoś słyszał naszą rozmowę i jestem pewna, że nie ma miłych zamiarów.
CZYTASZ
RelationShip / Fred Weasley 2
Fiksi PenggemarKontynuacja mojej pierwszej książki "FriendShip" "Nie żyją 4 osoby z czego jedna nastolatka i kobieta w ciąży." - rzekł mężczyzna w telewizorze. Nastał czas, kiedy Esme mimo śmierci bliskiej jej osoby musi być silna dla swojego najlepszego przyjaci...