Rozdział 40

50 3 0
                                    


*Pov' s Fred*

              Dzisiaj miało zacząć się drugie zadanie tego durnego turnieju, na który nas nie dopuszczono. Każdy od rana o nim rozmawiał i każdy wymyślał niestworzone historie na temat tego co reprezentanci będą robić. Szczerze? Było mi obojętne, bo teraz mnie obchodziły tylko zakłady na uczestników, które szły z wielkim zainteresowaniem po całej społeczności uczniowskiej.

               Szedłem właśnie na śniadanie, bo jak słyszałem z tych wszystkich nowinek, zadanie będzie trwać około 2 godziny, nad wodą. Ubrany w ciepły sweter mamy i zwykłe jeansowe spodnie dotarłem do sali, gdzie przy stole gryfonów siedziały już tłumy i dopingowały Harrego. Od pierwszego zadnia większość uczniów przestało nosić obraźliwe plakietki, które Malfoy i jego banda roznosiły po całej szkole. Nie mogłem w to uwierzyć, ale również do mnie, George' a i Esme podeszli. I nie bali się zarazić brudem? Masakra...

Śniadanie jadło pełno moich przyjaciół, ale nigdzie nie widziałem Esme, która od samego początku jak próbowała wspierała bliznowatego.

- Gdzie jest Esmie? -zapytałem zdezorientowany siadając.

- Nie wiem, ale Hermiony też nigdzie nie ma – odrzekł Ron z pełną buzią owsianki.

- Myślicie, że tak się pokłóciły, że skończyły w skrzydle szpitalnym? – zapytał prześmiewczo George na co kilka osób popatrzyło na niego z grozą. – No co? Tylko żartuję.

- W takim razie pójdę – zacząłem, ale pewna gryfonka mi przerwała.

- Blyssen wczoraj przyszła do naszego pokoju i zabrała Granger, mówiąc, że McGonagall ich woła – odezwała się Lavender Brown jeśli się nie mylę, koleżanka z pokoju Granger.

- Mówiła po co? – spytałem a ona w odpowiedzi tylko pokręciła głową. – W takim razie idę do McGonagall – stwierdziłem i wstałem z ławki.

- Czegoś potrzebujesz Weasley – usłyszałem za sobą a moim oczom ukazała się profesorka.

- O pani profesor, szukałem właśnie pani w sprawie Esmie. Słyszałem, że z Hermioną była w pani gabinecie

- Była – odpowiedziała krótko.

- I gdzie ona teraz jest?

- Nie wiem – opowiedziała uśmiechnięta i odeszła, życząc wszystkim smacznego.

- Coś mi się tu nie podoba – mruknął Harry.

- Zgadza się... - zgodziłem się chłopakiem i zrezygnowany zasiadłem do stołu, nakładając sobie śniadanie. Martwiłem się o nią. Znaczy nie wątpiłem, że w kryzysowej sytuacji nie dała by sobie rady, ale wiecie. Miłość ma swoje skutki uboczne....

                   Szliśmy nad jezioro. Spytacie, czemu? Nie wiem. Dyrektor na śniadaniu ogłosił, że o godzinie 11 każdy ma być na pływających trybunach i wtedy zacznie się zadanie. Mimo braku Blyssen wraz z Georgem zbieraliśmy zakłady. Większość jak zawsze stawiała na Cedrica, ale teraz Harry prześcigał Kruma w rankingu. Oczywiście jedyną osobą, której nie podoba się te zakłady to była McGonagall. A nie, jeszcze Ginny, która skomentowała naszą pracę swoim oceniającym wzrokiem. W końcu po zebranej zadowalającej ilości kuponów, weszliśmy na łódkę i już na trybunach dalej prowadziliśmy biznes aż do zaczęcia konkurencji.

- Halo! – dało się usłyszeć cichy głos dyrektora. – Cisza!!! – teraz to już nie było takie ciche. – Witam was na drugim zadaniu Turnieju Trójmagicznego, w którym nasi zawodnicy będą mieli godzinę, aby uratować skarb z dna jeziora, który ostrzegam, będzie dokładnie strzeżony! A teraz zawodnicy na start! – i wskoczyli. Aha czyli teraz godzinę będziemy patrzeć na tafle wody? Super. W tym czasie postanowiłem zostawić brata z Sophie i iść poszukać Esmie, w końcu ona by opuściła zadanie? Niemożliwe.

                 Przechodziłem przez wszystkie piętra trybun i nic. Po drodze spotkałem jedynie Nicole z Malfoyem, którzy trzymali się za ręce. Angelinę z koleżankami, która ewidentnie podrywała jakiegoś Bułgara a na samych końcach Notta, który z zmęczeniem przyglądał się wodzie. Wróciłem więc do brata i jak myślałem nic się nie zmieniło, oni wraz z rudowłosą wciąż stali znudzeni i przyglądali się tafli wody. W końcu po jakiś 30 minutach z wody wynurzyła się Fleur a głos dyrektora zabrzmiał.

- Niestety pannie Fleur nie udało się wyciągnąć swojego skarbu, w tym przypadku nie ukończyła 2 zadania – skończył. W tym czasie blondynka zdążyła dopłynąć do swoich koleżanek i wszystko im opowiedzieć. Plotka, jak to w Hogwarcie szybko poszła dalej i okazało się, że zdaniem jest wyłowienie ważnych dla uczestników osób.

- Czyli co, Cedric ma pewnie tą Chinkę, z którą był na balu, wróżka swoją siostrę, która została pod wodą, Hermiona jest skarbem Kruma a Harrego ...

- Esme – odpowiedziałem natychmiast i pędem, rzuciłem się po schodach, aby jak najszybciej znaleźć się na samym parterze konstrukcji. Minuty mijały coraz dłużej aż nagle ktoś wynurzył się z wody i to nie był bliznowaty oraz brunetka. Był to Cedric wraz z swoim skarbem. Jego przyjaciele pomogli mu i dziewczynie się wgramolić i tak Diggory zajął pierwsze miejsce. Chwile po nim z wody wyłoniła się nieznośna gryfonka wraz z Bułgarem.

Wybiła godzina oznaczająca koniec zadania a Harrego wciąż nie było.

- Musimy zejść pod wodę – usłyszałem szept Dumbledore do Crouch' a.

- Masz racje – odparł i ruszyli w skazane miejsce.

Powoli traciłem nadzieję, wciąż nigdzie nie było gryfonów...

- Jest! Jest! – zaczął ktoś krzyczeć z tłumu i wtedy zobaczyłem tak dobrze mi znaną twarz w owdzie.

- Esme! – krzyknąłem a dziewczyna uśmiechnięta do mnie i mi pomachała. Jednak obok niej nie było Pottera a jakaś malutka blondyneczka. No tak, siostra Fleur. Blyssen zarzuciła sobie dziewczynkę na płacy a ta mocno zaplotła dłonie o jej szyję by nie spaść do wody. Brunetka w końcu podpłynęła do poręczy i podała mi francuską.

- Najpierw ona – rozkazała na co ja złapałem młodszą dziewczynkę i wtargałem ją na panele. Od razu do niej zbiegły się czarodziejki w niebieskich ubraniach i przykryły ją toną ręczników. Nie obchodziło mnie to wtedy, teraz złapałem za moją ukochaną, którą pomimo tego, że była cała mokra, mocno przytuliłem do ciała.

- Nic ci nie jest – wyszeptałem jej do ucha na co ona jeszcze mocniej się przytuliła. Czy siedzieliśmy właśnie na zimnej podłodze tej przedziwnej konstrukcji? Możliwe. Czy to nam jakoś szczególnie przeszkadzało? Niezbyt.

- Podajcie Blyssen ręcznik! – krzyknął ktoś z tłumu i był nie kto inny a Malfoy. Więc tak jak mówiła Blyssen, on serio się troszczy o tych wybranych... Spojrzałem się do góry i uśmiechnąłem się do niego dziękując a on odpowiedział tym swoim uśmieszkiem z pogardą. Mimo tego widziałem w nim ten blask współczucia. Może Malfoy nie był taki zły? Niewierze, że tak pomyślałem...

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz