Rozdział 19

80 4 0
                                    


*Pov' s Esme*

- No nie wiem panno Blyssen – usłyszałam za sobą i automatycznie zamarłam. McGonagall. No to mamy przesrane...

- Pani profesor! – powiedziałam zaskoczona i się do niej odwróciłam. Jak się okazało nie tylko do niej. Z nią był również Moody i Snape a gdzieś daleko z tyłu uśmiechnięta Greg. Już wiem skąd profesorka wiedziała, że tu jesteśmy.

- Blyssen nie denerwuj mnie nawet – powiedziała od razu. – Ty i panowie Weasley za mną! Potter, Granger i Weasley weście pana Longbottoma do pani Pomfrey, może temu jakoś zaradzi – rozkazała nauczycielka i ruszyliśmy za nią do jej gabinetu.

- Nie spodziewałam się tego po was – mruknęła siadając do swojego biurka. – Żeby młodszego kolegę tak oszpecić.

- Ale Neville to żarłok! Pewnie dobrał się do zapasów! – oskarżyłam gryfona. – To nie musi być od razu nasza wina!

- Spokój Blyssen – rzekł Moody, który stał pod drzwiami.

- Pan niech się lepiej nie odzywa – skomentowałam.

- Esme! – krzyknęli bliźniacy z nauczycielką.

- Ty gówniaro – zaczął Szalonooki podchodząc do mnie z laską aby mnie chyba uderzyć.

- Spokój! – wrzasnęła McGonagall. – Widzę, że Esme potrzebujesz trochę dyscypliny. Będziesz odbywała szlaban u profesora Moody' iego przez następne dwa miesiące a wy – wskazała na rudych – u mnie i profesora Snape' a na zmianę.

- Dwa miesiące?! – zapytali zdziwieni gryfoni.

- Pani profesor! – zaczęłam.

- Jak chcesz Blyssen może być trzy.

- Nie dziękuję – odpowiedziałam chamsko

- Oczywiście wasi rodzice się o tym dowiedzą a twoi szczególnie – wskazała na mnie. – A teraz, idźcie już. Obiad wam stygnie...

Sprawnym ruchem wybiegliśmy z klasy nauczycielki i udaliśmy się na posiłek.

- Nienawidzę jej! – wykrzyczałam idąc dość szybko jak na mnie.

- Totalnie, McGonagall przesadziła – odrzekł George.

- Nie chodzi mi o tą staruchę! Mówię o Greg! Nie widzieliście tego podłego uśmiechu gdy nauczyciele nas przyłapali? – wykrzyczałam zatrzymując się przez co Fred wpadł na mnie. – Myślicie o małej zemście na niej?

- Zawsze – odrzekli zgodnie.

- Widzimy się wieczorem – zakomunikowałam.

- Chyba nie, widzisz? – powiedział nagle Fred wskazując na plakat, który był przyczepiony do jednego z filaru szkoły.

- „Wszyscy mają być widziani na kolacji i po niej, na Wielkiej Sali. Obowiązkowe szaty szkolne." – przeczytał George. – jak myślicie? O co może chodzić?

- Nie wiem... Ale jak trzeba to trzeba. Zemstę możemy również jutro zrobić – odrzekłam i po chwili wszyscy znowu szliśmy na obiad.

                  Minęło trochę czasu, ja musiałam iść jeszcze na kilka lekcji po obiedzie, natomiast rudzielce siedzieli w przejściu i knuli kolejne psikusy. Nie powiem, też chciałam z nimi siedzieć a nie użerać się numerologii czy innych głupstwach. Kiedy ostatnia lekcja się skończyła, biegiem wybiegłam z klasy i pobiegłam do pokoju aby chociaż na chwilę się przebrać w normalne ciuchy. Ubrałam zwykłą brązową bluzę i jeansy z niskim stanem. Tak ubrana udałam się do moich kochanych rudzielców.

- Ej! Co robicie? – krzyknęłam wchodząc do pomieszczenia, ale widok który tam zastałam sprawił, że serce mi stanęło. Oni. Czytali. Co? – Czy wy się dobrze czujecie?

- Nie – powiedzieli.

- Co czytacie? – zapytałam zaglądając przez ramię jednego z nich. – Amortencja?

- Pamiętasz jak rok temu pytaliśmy o słabszą wersję? – zapytał George na co ja pokiwałam głową. – No, to szukamy przepisu

- Ale przecież mogę ją zrobić – powiedziałam.

- Serio? Umiesz ją zrobić? – zapytali podekscytowani.

- Chyba tak, ale to dopiero po świętach. Raczej przez ten szlaban z Moody' m nie dam rady nic ogarnąć dodatkowego – zakomunikowałam.

- Kocham cię kobieto! – krzyknął Georgie przytulając się do mnie.

- Wybacz braciszku, ale ja ją bardziej – skomentował Fred, podchodząc do mnie delikatnie całując.

- Słodko – mruknął jego bliźniak udając odruchy wymiotne.

- Odwal się – rzekliśmy razem. Po tym każdy z nas się zaśmiał i wrócił do swojej roboty. No może nie każdy bo Fredowi wzięło się na amorki.

- Freddie – złapałam powietrze do płuc a kiedy dłoń chłopaka znalazła się na moich plecach wzdrygnęłam się.

- Wiesz, że kocham jak tak do mnie mówisz – szepnął mi do ucha.

- Wiem, dlatego chyba zacznę mówić Frederick – prychnęłam i wstałam z kanapy, śmiejąc się pod nosem. Ja to chociaż ukrywałam, nie to co George, który już się prawie tarzał po podłodze ze śmiechu.

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz