Rozdział 32

60 5 0
                                    


*Pov' s Esme*

           Była sobota, co oznaczało wyjście do Hogsmade na które byłam umówiona z Fredem. Mieliśmy kupić kilka prezentów na święta oraz iść na gorące piwo kremowe. Kiedy przygotowywałam sobie ubranie aby zejść na śniadanie do pokoju nagle wbiegła ucieszona Nicole. Tak jak doradziłam pewnemu blondynowi zaprosił dziewczynę na bal ma ta najwidoczniej się zgodziła. Bardzo się cieszyłam z tego powodu bo jakby nie patrzeć Draco był dla mnie ważny, w jakimś tam stopniu, oraz Nicole stała się moją przyjaciółką dlatego cieszyłam się ich szczęściem.

          Ubrana w biały sweter i jeansy z niskim stanem udałam się z dziewczynami do wielkiej sali na śniadanie. Przy wejściu Martines przywitała się z Draco machnięciem ręki i delikatnym uśmiechem co również ja uczyniłam. Weszliśmy i nie myliłam się. Przy stole siedzieli już prawie wszyscy gryfoni a w tłumie nie trudne było znaleźć moich rudych przyjaciół.

- Smacznego wszystkim – odrzekłam siadając naprzeciwko Freda. Dziewczyny usiadły obok Lee. Zaczęłam sobie nakładać śniadanie, które składało się z jajecznicy i boczku oraz soku dyniowego. Przez cały posiłek nie mogłam się skupić, przez pewne czekoladowe oczy z nad przeciwka, które wytapiały we mnie dziurę. Chłopie opanuj się! Popatrzyłam na niego niezrozumiałym spojrzeniem a on wyszczerzył się jak mysz do sera. No i jak go tu nie kochać?

          Kiedy wszyscy zjedliśmy posiłek, każdy z nas udał się do pokojów aby trochę się ogarnąć i zabrać pieniądze i inne potrzebne rzeczy. Postawiłam na delikatny makijaż czyli jak zawsze korektorem zakryłam kilka przebarwień i pomalowałam rzęsy. Na koniec ubrałam dobrze mi znaną puchową kurtkę i byłam gotowa do wyjścia. :Los chciał, że kiedy wychodziłam, również wychodziła moja ruda czupryna.

- To co, gotowa? – zapytał całując mnie delikatnie w usta. Kochałam jak tak robił.

- Pewnie – odpowiedziałam natychmiast. – Muszę kupić tyle prezentów, że nie wiem gdzie ja to później wszystko schowam – zaśmiałam się, łapiąc się przy tym za głowę. – Muszę kupić coś dla ciebie, Georga, Lee dziewczyn, twoich rodziców, moich. Matko kto jeszcze? – zatrzymałam się na chwilę. – Dla Ginny, Rona, Harrego i Draco – skończyłam wymieniać aż mi palców zabrakło.

- Malfoyowi? – spytał zdezorientowany.

- Wiesz jakie są stosunki między moją a jego rodziną. Jak trzeba to trzeba – odrzekłam i złapałam go za dłoń, którą rudzielec mocniej zacisnął i tak trwaliśmy do samego Hogsmade. Pierw co poszliśmy do Miodowego królestwa gdzie kupiliśmy każdemu z młodszych gryfonów, George'owi i Jordanowi po giga paczce słodyczy. Następnym naszym celem był Sklep Zonka, w którym zrobiliśmy zamówienie na nowe produkty do naszego sklepu oraz kilka gadżetów dla czarnoskórego i drugiego Weasleya. Dla dziewczyn postanowiłam kupić bon do drogerii na pokątnej, bo mówiły mi, że tam zawitają jak będą wracać do Francji. Dla rodziców kupiliśmy wspólnie customowane przedmioty, o których mieli się dowiedzieć jak zostaną dostarczone. I teraz zostały dla mnie dwie najtrudniejsze osobistości. Fred oraz Malfoy. Super. Weszliśmy do jubilera, który był trochę na uboczu. Biznes prowadziło starsze małżeństwo, którzy podobno od lat zajmowali się biżuterią. Weszliśmy i od razu starsza pani zajęła się mną a facet Fredem. I tak może spędziliśmy u nich z godzinkę. W końcu zdecydowałam się podarować Draco, pierścień z wężem bo widziałam, ze takiego jeszcze nie ma a Fredowi sprezentowałam bransoletkę, którą musiałam jeszcze trochę podrasować. Zadowoleni z zakupów ruszyliśmy do trzech mioteł, gdzie ruch już nie był taki duży niż wcześniej.

- Weźmiemy na wynos, bo chce gdzieś z tobą jeszcze pójść – zakomunikował gryfon i udał się do lady aby zamówić napoje.

Kiedy w końcu otrzymaliśmy nasze zamówienie, wyszliśmy z pubu i odeszliśmy od zgiełku miasteczka.

- Więc, po co chciałeś jeszcze tutaj pójść? – spytałam popijając napój.

- Esme, zamknij oczy – powiedział tajemniczo Weasley, nie odpowiadając mi na pytanie.

- Ale... - nie zdążyłam nic powiedzieć bo chłopak uciszył mnie delikatnym pocałunkiem.

- Zamykaj – rozkazał uśmiechnięty, więc postanowiłam zrobić co kazał. Minęło może z pięć minut, w których zdążyłam wypić całe piwo kremowe aż w końcu chłopak powiedział. – Możesz otworzyć.

Zrobiłam to i co tam zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Mimo chłodu na ziemi leżało pełno świeczek, które żarzyły się ogniem a z nich stworzony napis: „Esmeraldo Blyssen, uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na Bal Bożonarodzeniowy?"

­- Tak – odpowiedziałam ze łzami w oczach po czym rzuciłam się na chłopaka. Pewnie większość wyobrażała sobie nie wiadomo jakiego zaproszenia, ale dla mnie liczył się gest. Od zawsze się liczył, dlatego tak kochałam tego żartownisia.

- Co ty na to aby uczcić to jakimś żartem – zapytał z wrednym uśmieszkiem.

- Z tobą? Zawsze – odrzekłam i po raz kolejny go mocno pocałowałam. Nie wiem ile to trwało. W tamtym momencie nic się nie liczyło poza tym.

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz