Rozdział 21

77 5 0
                                    


*Pov' s Esme*

               Do naszego pokoju weszły dwie, francuskie dziewczyny. Były podobnego wzrostu jednak strasznie się różniły. Jedna z nich była niebieskooką, rudowłosą natomiast druga z nich miała czarne długie włosy i brązowe oczy. Za sobą ciągnęły po dwa kufry. Nie dziwię się, pewnie będą się przebierać co godzinę...

- Może powinnyśmy się przedstawić – zaczęła ruda. – ja jestem Sophie Blair a to jest Nicole Martines. Nie umie aż tak bardzo waszego języka jednak rozumie, co będziecie do niej mówić – skończyła. Sophie wydawała się tą żywiołową przyjaciółką a Nicole tą bardziej spokojną.

- Miło mi was poznać – zaczęłam podając Francuzkom dłoń na przywitanie, którą przyjęły. Mój ruch od razu powtórzyła Greg, która w końcu wyszła ze swojej jaskini. – Ja jestem Esme a ta tutaj to Emily. Jeśli chodzi o łózka, to tu macie dwa wolne – po czym wskazałam na wolne meble. Nowe lokatorki się uśmiechnęły i udały się w stronę łózek, na które postawiły swoje bagaże.

- Mieszkacie tu tylko we dwie? Jak słyszałam od innych dziewczyn zazwyczaj maja pokój same. Chyba jako jedyne mamy razem – zaśmiała się Blair, patrząc to na nas a to na Nicole, która się tylko lekko uśmiechnęła.

- Raszja – zaczęła czarnowłosa ze swoim akcentem. – Dlaszego tak jest?

- Na naszym roku jest po prostu mnie dziewczyn – odpowiedziałam szybko. Nie chciałam nowo poznanym osobą mówić o tragedii jaka spotkała Collins.

- No i wszystko jasne – odrzekła Sophie. – A właśnie, Esme. Tak? – pokiwałam głową, potwierdzając, że ja to ja. – Pomożesz nam ogarnąć ten wasz plan zajęć? Jakby nic z tego nie rozumiemy i nie wiemy jakie jutro mamy zajęcia i gdzie.

- Pewnie pokarzcie – odparłam i usiadłam na swoim łóżku a Blair wyciągnęła ze swojej torebki kartkę z planem. Dziewczyny usiadły po moich bokach i spojrzały na kartkę.

- To ja wam nie przeszkadzam, idę czytać – zakomunikowała Greg, ale chyba nikogo to nie obchodziło.

- Więc tak... jutro mamy poniedziałek - zaczęłam odczytywać plan. – Zaczynacie tańcem i gimnastyką? Co to jest? – zapytałam wybita z rytmu.

- To taki odpowiednik jak wy maszie latanie na miotla – odpowiedziała brązowooka.

- Aha, dziwne – rzekłam. - potem mamy razem dwie lekcje eliksirów, obronę przed czarną magią. Następnie mamy obiad a po nim macie zielarstwo

- Co to? – zapytała Blair.

- Nie uczycie się w Beauxbatons o magicznych roślinach? – zdziwiłam się. Myślałam, ze każdy się musi o tym uczyć.

- Magibotanika! U nas tak to się nazywa – skojarzyła.

- Aaa. Wieczorem astronomia, też mam z wami – zaśmiałam się. – W sumie prawie wszystko oprócz tej waszej gimnastyki i ziela... magibotaniki – poprawiłam się.

- A ktoś stąd chodzi na to? – zapytała.

- ... Tak! – musiałam chwile pomyśleć. Przecież bliźniacy chodzą na to! No i Greg. – Tak, Emily na przykład oraz moi najlepsi przyjaciele. Jak chcecie mogę was z nimi poznać.

- Bien sûr! – odrzekła już pewniej Martines. Zastanawiało mnie co powiedziała. Spojrzałam na nie pytajacym spojrzeniem.

- To znaczy, że pewnie. Możemy sie znimi poznać – rozwiała moje watpliwości rudowłosa.

- A, to chodźcie! Chyba, że najpierw chcecie się przebrać w coś wygodnego? – zapytałam miło. Chciałam być dla nich miła bo wiedziałam jak dziwnie musiały się czuć w innym kraju z dala od domu, w innym otoczeniu i nie ze swoim językiem.

- O racja, mam już dość tego mundurka – skrzywiła się Blair. – A gdzie jest łazienka?

- Tutaj, te drzwi – wskazałam na drewniane drzwi prowadzące do toalety. – przebierzcie się na spokojnie i ruszamy.

Dziewczyny weszły do łazienki, najpierw Nicole a potem Sophie. Ubrały się w zwykłe grantowe, jeansowe dzwony oraz koszulki z krótkim rękawem i wyszłyśmy z pokoju. Nie musiałyśmy długo szukać chłopaków bo siedzieli na dole i grali z Jordanem, Seamusem i Deanem w eksplodującego durnia. Kiedy grali i jeszcze nas nie zauważyli, posłuchałam ich rozmowę.

- Dobra jeszcze jedna rundka i koniec – zakomunikował Dean.

- O to zapytam Esmie czy gra z nami – rzucił Fred i podniósł się z kanapy. – Esme! O wilku mowa, właśnie miałem po ciebie iść.

- Ile rund zagraliście beze mnie? – spytałam oburzona.

- Nie no, tak z dwie – odpowiedział zawstydzony, drapiąc się po karku.

- Kłamie! Było ich chyba z 10! – krzyknął Jordan a Fred popatrzył na niego morderczym wzrokiem.

- Pożałujecie tego, ale dobra to teraz nie ważne – opanowałam się. – Chłopcy to jest Sophie i Nicole. Nasz nowe koleżanki z Francji – przedstawiłam dziewczyny – Natomiast te gałgany tutaj to George, Lee, Dean, Seamus a ten tutaj to Fred – skończyłam.

- Ej Esme a one nas rozumieją? – zapytał Lee.

- Tak debilu, rozumiemy – odezwała się Blair po czym podeszła do każdego i podała dłoń na przywitanie.

- Już ją lubimy – uznali bliźniacy.

- Ej to prawda, że jesteście willami? – zapytał nagle Seamus.

- Jak coś to Nicole jest w jednej szesnastej willą. Ja jestem zupełnie czysta od tego czegoś. W sumie dlatego, że tylko moja prapraprababka była córką czarownicy, która była tylko w jednej trzydziestej drugiej. Z latami to wyblakło. Dlatego też mówię tak dobrze po angielsku bo w sumie moja rodzina pochodzi z Anglii. Do Francji przeprowadziłam się mając 8 lat z powodu choroby dziadka. I tak znalazłam się w Beauxbatons – zakończyła. – Więc uważajcie tylko na Nicole – na co Martines uderzyła dziewczynę w głowę i coś zaczęła do niej mówić po francusku.

- No, to zapowiada się niezły rok szkolny – szepnęłam do Freda, patrząc na dziewczyny.

- oj to na pewno – potwierdził. Uznałam z chłopakami, że zagramy z dziewczynami w durnia. Młodsi gryfoni już odeszli więc na spokojnie mogliśmy im wytłumaczyć zasady.

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz