Rozdział 16

81 5 3
                                    


*Pov' s Esme*

                Biegłam ile sił w nogach bo jak zawsze byłam spóźniona na pierwszą lekcję, którą mieliśmy z nowym nauczycielem OPCM. Wczoraj na uczcie nie przyjrzałam mu się dokładnie, ale z rozmów niektórych dowiedziałam się jak mężczyzna mniej więcej wyglądał. Miał zgarbioną posturę. Chodził o lasce a w sumie o jakimś losowych kiju a jedno z oczu miał sztuczne. Pewnie z boku wyglądało to komicznie jednak jak go zobaczyłam gdy weszłam do klasy, aż cicho pisnęłam. Profesor był odwrócony tyłem do drzwi, dlatego chciałam niepostrzeżenie usiąść obok Jordana i to zrobiłam jednak nie z takim skutkiem jakim oczekiwałam...

- Zaspałam – wytłumaczyłam czarnoskóremu.

- Lepiej nic... - nie dokończył bo jego słowa przerwał nauczyciel.

- Blyssen, rodzice nie nauczyli cię, że się nie spóźnia na zajęcia? – zapytał oschle.

- Jakoś – zaczęłam.

- Wstań, jak mówisz – ostrzegł mnie podchodząc bliżej. Odsunęłam krzesło i stanęłam, wciąż patrząc się na niego.

- Chciałam powiedzieć, że jakoś mi nigdy tego nie przekazali – odparłam z pogardą pomieszaną z śmiechem.

- Nie wiem co cię tak bawi. Marco i Anne Blyssen jeśli się nie mylę. – zatrzymał się na chwile. - Znani aurorzy, którzy złapali samą Bellatrix Lestrange i jej kilku wspólników – prychnął wymawiając imiona moich rodziców.

- Coś się profesorowi nie podoba? – spytałam, nie hamując się od tego.

- A żebyś... - jednak nie powiedział tego co chciał. Przeklął po cichu i wrócił na swoje miejsce. – Wracamy do lekcji a ty Blyssen siadaj chyba, że chcesz aby Imperio ci rozkazało – nic nie odpowiedziałam i osiadłam na miejscu, spotykając się z kilkunastoma parami oczu w moją stronę. Pierwszą lekcje przeprowadził tylko na kilku notatkach i zaklęciach obronnych, jednak przez całe zajęcia nie mogłam się skupić, gdyż jedno z jego oczu wywiercało mi dziurę w brzuchu...


- Nie znoszę tego faceta! – wykrzyczałam do przyjaciół po wyjściu z klasy.

- Weź jakiś dziwny jest, ale w sumie, który z nauczycieli tego przedmiotu nie był dziwny? Pewnie wyleci i za rok będzie kolejny – odrzekł George.

- Odniosłam wrażenie, że się cały czas na mnie patrzył i jakby jego spojrzenie mogło zabijać, leżałabym już dawno martwa na posadzce – stwierdziłam, poprawiając swoją torbę na ramieniu.

- Uważaj na niego Esme, chłop wydaje się lekko niezrównoważony i autentycznie ma problem do ciebie i twoich rodziców – powiedział Fred, obejmując mnie ramieniem

- Nic mi nawet nie mów – mruknęłam. Całą czwórką ruszaliśmy na kolejne zajęcia, którymi były zaklęcia. Dwie lekcje pod rząd. Cudnie.

                  Po całym dniu nauki w końcu mogłam odetchnąć, ale nie do końca. Bliźniacy skończyli już dwie godziny wcześniej i od tego czasu siedzieli w tajnym przejściu, gdzie robili swoje wynalazki. Mimo że byłam zmęczona, zabrałam pergamin, pióro oraz podręcznik od historii magii i udałam się do pomieszczenia. Musiałam na jutro napisać jakiś durny esej o Paleniu Czarownic na przełomie XVIII wieku a do tego obiecałam rudzielcom, że przyjdę.

Weszłam do pomieszczenia i o mało co moja twarz nie spotkała się z jakimś latającym ciasteczkiem.

- A cóż to? – zapytałam poprawiając włosy, które podczas schylenia spadły mi na twarz.

- Nasz nowy produkt! Orle ciastka! – zakomunikował George.

- Dzięki nim, zobaczysz odpowiedzi ziomka, nawet z ławki na końcu sali! – dodał Fred, podchodząc do mnie i mnie przytulając.

- Ej, super pomysł chłopaki. Tylko, opanujcie je trochę – zaśmiałam się i skierowałam się do biurka w rogu pokoju. – Nie będzie wam przeszkadzać, jak będę pisać esej? W razie pytań pytajcie, historia magii i czarownice nie są za ciekawe – mruknęłam posępnie rozkładając się na biurku i mając w głębi nadzieje, że profesor nie przeżyje jutra. Chociaż, co ja gadam! Chłop był duchem.

- Jezu, jak dobrze, że tego nie zdaliśmy – odrzekł George, próbujący złapać ciastko.

- Cieszcie się – powiedziałam i zaczęłam działać.

              Minęło trochę czasu, chyba ponad dwie godziny a ja dopiero byłam w połowie. Moje oczy pomału się zamykały a głowa, mimo podporu ręki, zaczęła opadać.

- Hej Esme! Nie śpij! – krzyknął nagle młodszy z Weasleyów.

- Nie śpię – szepnęłam po czym ziewnęłam.

- Dużo ci jeszcze zostało? – zapytał chwilę po mój chłopak, patrząc mi przez ramię.

- W połowie jestem – rzekłam patrząc na niego.

- Przesuń się – odrzekł i wziął krzesło, które postawił obok mnie po czym na nim usiadł. – Co mam pisać? – zapytał zabierając mi pióro z ręki.

- Ale Fred, nie musisz. Serio... - co ty chłopie robisz? - Po za tym mamy inny rodzaj pisma...

- Ten stary zgred tego nie zauważy – powiedział lekceważąco. – To jak? Co mam pisać? – i pokazałam mu kilka informacji, których nie zdążyłam dodać do swojej pracy. Mówiłam już, że kocham tą marchewkę? Chłopak wziął się do roboty a ja nawet nie zauważyłam kiedy oczy mi się zamknęły i po prostu zasnęłam przy stoliku. Nie wiem czym byłam tak wykończona. Może powrotem do szkoły? A może poranną lekcją a po niej ogromnym nakładem programu? Nie wiem...

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz