*Pov' s Esme*
Mimo wyzwania, w którym brałam udział czułam się teraz super, w gronie moich bliskich znajomych po powiedzeniu im o wszystkim czego się dowiedziałam od McGonagall. Kiedy tak tego słuchałam co wtedy mi mówiła nie mogłam w to uwierzyć jednak po przeczytaniu jednej lub dwóch książek od Granger zdałam sobie sprawę, że takie coś naprawdę istnieje. Jednak wciąż nie mogłam zrozumieć, dlaczego ja i Harry zostaliśmy akurat wybrani? Czy miało to związek z tym, że byliśmy jakoś spokrewnieni lub nasi rodzice chodzili razem do szkoły? Bo coś mi się nie wydaje. Musiał być tu głębszy sens niż nam się wydaje.
Wtedy w okno zastukała sowa, tak dobrze ją znałam, w sumie od dziecka. Jaśmin, bo tak miała na imię sowa, była zwykłym puchaczem o jasnobrązowym upierzeniu. Zazwyczaj listy miała przytwierdzone do nóżki, ponieważ miała problemy z dziobem i nie mogłaby utrzymać przesyłki. Złapałam kawałek papieru, który był przytwierdzony do wcześniej wspomnianej kończyny i zaczęłam czytać.
Droga Esme,
chcielibyśmy przekazać ci coś bardzo ważnego... Zmieni to naszą rodzinę na zawsze, ale nie mamy innego wyboru. Od jakiegoś czasu mogłaś zauważyć, że ja i twój tata niezbyt się dogadujemy. W sumie byłaś świadkiem kilku a nawet kilkunastu naszych kłótni. W końcu porozmawialiśmy szczerze i doszliśmy do wniosku, że pora to zakończyć. Wybacz skarbie, że piszę to do ciebie w liście, ale nie mogę tego teraz inaczej przekazać, wiesz sprawy ministerstwa i tak dalej. Ale chciałbym ci przekazać, że ja i tata się niestety rozwodzimy. Jak się od niego dowiedziałam już od dawna ma swoją nową rodzinę oraz dziecko, więc ty zostaniesz ze mną. Wszystko wyjaśnię ci jak wrócisz do domu i proszę nie zamartwiaj się tym.
Twoja kochana mama.
Jak skończyłam czytać łzy automatycznie podeszły mi pod powieki, ale nie wyleciały, ponieważ moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa i od razu poleciałam na ziemię słysząc jedyne Halo Esme!
Niby wiedziałam, że rodzice się już nie kochają co potwierdzały częste kłótnie i dogryzanie, które nie dawało mi już od dawna spokoju. Jednak wciąż myślałam, że się pogodzą, że będzie jak dawniej. Jednak jak widać nie wyszło... Z tego co pamiętam w liście od mamy mój tata znalazł już sobie nową rodzinę. Czy kochał ją bardziej ode mnie? Dziecko i ta kobieta miały jakąś większą wartość niż ja? Dlatego mnie zostawił? Najbardziej zastanawiało mnie to co musiała czuć moja mama, jak przeżywała to, że nie jest już z moim tatą. I co ja miałam teraz zrobić? Żyć tak jak dawniej i udawać, że tata wyjechał delegację czy jest na urlopie i za niedługo wróci po czym przyjedzie do domu i mocno mnie ucałuje? Nie, wiedziałam, że teraz spotkam go może dwa trzy razy w roku w święta a cały swój wolny czas będzie spędzał w swoim nowym domu a jego wygląd zostanie tylko we mnie i moich włosach, które były wręcz identyczne jak jego....
Moje rozmyślania przerwało mi mocne szturchanie w rękę i wtedy pomału otworzyłam oczy jak zwykle oślepiona z powodu bieli skrzydła szpitalnego. Cudnie. Znowu tu byłam.
- Pani Pomfrey, obudziła się – usłyszałam tą rudowłosą mędę. – Ona żyje?
- Oczywiste kurwa, że żyje – mruknęłam się uśmiechając i pomału podniosłam się do pozycji siedzącej. Dopiero teraz zobaczyłam, co się działo. Z drugiego końca Sali biegła do mnie pielęgniarka, po mojej lewej siedziała rudowłosa i Martines. George i Lee gadali po prawej, ale gdzie był...?
- Fred chez... chez tes parents – odpowiedziała Nicole.
- Co on tam robi? – spytałam, bo z tego co zrozumiałam był u moich rodziców.
- Przeczytał twój list... znaczy, wszyscy go przeczytaliśmy. Jak zemdlałaś zabraliśmy cię tutaj i od razu pojawiła się McGonagall. On stwierdził, że musi z nimi pogadać i poprosił McGonagall, aby go tam przeniosła.
- Czyli wiecie co się stało... Wybaczcie, że tak zareagowałam, ale... - zaczęłam się tłumaczyć. Jak zawsze.
- Ej, Esmie. Każdy z nas zareagowałby tak samo, nie przejmuj się tym – zaczepił George, chwytając mnie za dłoń i dodając mi chociaż w jakimś stopniu otuchy. Podziękowałam mu od razu i wróciłam do wcześniejszej pozycji leżącej. Dopiero teraz przyszła pielęgniarka z tacką leków, które kazała mi je zażyć. Nie spakowały za super, ale cóż. Już się przyzwyczaiłam do ich smaków... Pielęgniarka mnie zbadała pod kątem jakiś innych urazów, podała mi jeszcze parę syropów i wypuściła do dormitorium.
Weszliśmy w końcu przez obraz grubej damy i tak znaleźliśmy się w pokoju wspólnym a w nim...
- Fred – szepnęłam a chłopak natychmiastowo się na mnie rzucił.
- Nic ci nie jest – odpowiedział.
- Po co byłeś u moich rodziców? George mi powiedział, że...
- Poszedłem im wytłumaczyć, że to co zrobili była w chuj nie fair. Nie chodzi o samo rozstanie a o to w jaki sposób to przekazali. Nigdy nie sądziłem, że tak wydrę się na twoich rodziców, ale było warto – odrzekł po czym obrócił mnie w stronę dwójki czarodziejów.
- Esme, chodź pogadajmy – odezwał się tata po czym wyciągnął do mnie dłoń. Razem wyszliśmy z wieży a za nami szła mama w zupełnej ciszy co nie było do niej podobne.
CZYTASZ
RelationShip / Fred Weasley 2
FanfictionKontynuacja mojej pierwszej książki "FriendShip" "Nie żyją 4 osoby z czego jedna nastolatka i kobieta w ciąży." - rzekł mężczyzna w telewizorze. Nastał czas, kiedy Esme mimo śmierci bliskiej jej osoby musi być silna dla swojego najlepszego przyjaci...