Rozdział 19

365 12 2
                                    

Kaia

Przykro mi było żegnać się z rodziną. Ten czas zbyt szybko minął, tak nie bywale szybko.

Żegnanie było najgorsze, tym bardziej że do niektórych się przywiązałam.

-Kochanie. - Zaczął dziadek, którego nie chciałam puścić. - Przecież jeszcze tu wrócimy, obiecuję, że zrobię to jak najszybciej się da.

Ucałował mnie w głowę, mimo jego słów nie byłam przekonana. Przez ich wyjazd miałam łzy w oczach.

Znaczy za jednym osobnikiem nie będę tęsknić, był nim Giovanni. Cały czas patrzył na mnie wrogo. Próbowałam do niego zagadać kilka razy, ale on mnie spławiał. Robiło mi się z tego powodu przykro, nie chciałam by miał mnie za jakąś obcą. W końcu jestem jego rodziną.

Tydzień temu, jak byłam u Oscara wraz z Nicholasem i Callum'em, próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Po wielu nieudanych próbach, Callum nie pocieszał. Zaczęłam zanim coraz częściej gadać po jego wyznaniu. Trochę mi opowiadał o swoim życiu, pracy, dzieciństwie. Było tego sporo.

Sam przyznał, że ma siostrę. Mówi, że jestem do niej bardzo podobna pod względem osobowości. Zaczął się otwierać przede mną, a ja przed nim. Może i jeszcze nie wie o mojej przeszłości, ale może się o niej kiedyś dowie.

Po jakimś czasie puściłam dziadka, nie było innej opcji, nie było nawet innej opcji. Musiałam go puścić. On też ze mną się nie chciał rozstawać.

O ich wyjeździe dowiedziałam się jako ostatnio, dzień przed. Byłam na nich lekko obrażono przez to, jak takiej rzeczy nikt nie raczy mi powiedzieć, lecz ten gniew przeszedł z dzisiejszym dniem, gdzie musiałam się z nimi pożegnać.

-Kaia. - Tata wyrwał mnie z zamyśleń. - Muszą wrócić do swoich domów, mają tam swoje własne obwiązki, które muszą spełnić.

Tłumaczył mi spokojnie, dobrze o tym wiedziałam. Chociaż dobre radzenie sobie z tym, już nie. Wolałabym, żeby zostali z nami na zawsze. Będzie mi ich brakowało i to tak bardzo. Serce aż mi się rozrywało.

-Wiem. - łkałam cicho. - Ale wolałabym, żeby zostali.

-Lala, zobaczymy się niedługo. - Poklepał mnie po głowie Wuja Leonardo. - Już niedługo święta, na które przyjedziemy.

Oczy mi zabłysnęły, no przecież jest już połowa listopada. Święta tuż, tuż.

Buzię miałam lekko rozwartą przez tą wiadomość, była ona cudowna. Teraz już miałam pewność, że mnie nie zostawią i jeszcze przyjadą.

-Już nie mogę doczekać, tak cię rozpieszczę. - Wypowiedział z zachwytem drugi wuja. - Nikt nie miał, jak zrobić przez te lata.

- To ja jestem osobą, która powinna ją rozpieścić. - Wreszcie rozmową zaintrygował się Martino. - To moja siostra.

- A moja bratanica. - Wskazał na mnie palcem, brakuje im trochę szacunku. Nieładnie wskazywać palcem.

- Nie obchodzi mnie to! - Ryknął Martino.

- No przecież się uspokójcie. - Warknął na nich tata. - Obydwaj możecie to zrobić, ale bez przesady.

Ostanie zdanie wypowiedział wolniej, by je dokładniej usłyszeli. Tak na prawdę wystarczy mi tylko ich obecność w ten magiczny czas. Nie potrzebuję żadnych prezentów, dopóki są tu ze mną.

-Nie potrzebuje prezentów. - Powiedziałam do nich, a spojrzeli na mnie jakby zobaczyli ducha. Serio?

- Ale dlaczego? - Zapytał z ciekawości Benjamino. - Przecież każdy kocha prezenty.

I just wanted...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz