Rozdział 12

410 13 2
                                    

Vincenzo

Metaliczny zapach byłem, wstanie wyczuć z daleka. Przez praktycznie całe życie go czułem, a teraz wchodząc do kryjówki, musiałem załatwić sprawę z jednym człowiekiem.

Wszyscy kłaniali się przede mną i moim bratem. To właśnie jest szacunek wyrobiony przez te wszystkie lata, pracowaliśmy na niego ciężko. Opłacało się to bardzo.

Szacunek dał nam jedną z potężniejszych mafii na świecie.

-Capo. - Zwrócił się naczelny dowódca tego regionu. - Witamy z powrotem. Mężczyzna jest już w piwnicy, oczekuje na Pana.

- Dziękuje Olio.

Ruszyłem w tamtą stronę. Człowiek, który tam siedział, szpiegował nas dla naszego wroga. Jeszcze nie wiem którego, ale niedługo się tego dowiem.

Lojalność w mafii się bardzo opłaca, zapewniamy wszystkim naszym pracownikom bezpieczeństwo ich rodzin oraz dobry zasiłek pieniężny po śmierci.

Natomiast osoby, które nie są nam lojalni no cóż, z nimi postępujemy jak ze zwierzętami. Ich niewierność ukazuje się w śmierci.

Wchodząc już do pomieszczenia i rozglądając się po nim. Widziałem kilku moich ludzi i oczywiście naszego małego szpiega. Siedział nieprzytomny na środku pokoju.

Piękny widok. Był cały poobijany.

- Obudźcie go.

Rozkazałem, a oni od razu się wzięli do pracy. Armando cały czas stał przy moim boku. On dziś się nim będzie zajmował.

Jest on w tym specjalistą i tym bardziej najbardziej okrutny. Ten chłopak nie zna granic.

Jest młody, nie dziwię się. Niech się wyszaleje, dopóki może.

-No proszę, kto tu wstał z drzemki?

Mężczyzny wzrok od razu padł na mnie, pokazywał on tylko strach. Nie dziwię się, każdy się mnie boi. A szczególnie osoby, które wiedzą, że mają coś na sumieniu.

-Capo, proszę. - Zaczął swoją gadkę, próbował sobie uratować dupę. - Ja nic nie zrobiłem.

Podszedłem do niego.

-Wszyscy tak mówią, a potem wychodzi, że i tak knuli za moimi plecami. - Nachyliłem się nad nim. - Dla kogo pracujesz?

- Dla nikogo!

- Na pewno? - Zapytałem, a ten zaczął energicznie kiwać głową. Zamachnąłem się i przywaliłem mu prosto w szczękę. Poleciał do tyłu. - Lepiej zacznij gadać. Nie jestem dziś cierpliwy.

Potrzebował chwili, żeby się po tym pozbierać.

-Dla ciebie pracuje Capo!

Zaczyna mnie wkurzać, nienawidzę kłamców takich jak on. Nikt za moimi plecami nie zrobi niczego bez mojej wiedzy. Ja zawsze się dowiem.

-Armando.

Nie było powtarzać się dwa razy, on od razu zabrał się do pracy. Tymczasem ja klapnąłem sobie na krzesełku nie daleko.

-Zabawę czas zacząć.

Uśmiechnął się. Jebany psychol odczuwa przyjemność w tym, co kocha robić.

-Tylko mi go nie zabij. - Zwróciłem się do brata, ten jedynie pokiwał. - Będzie musiał o nią błagać.

- No, no, to co pierwsze chcesz? - Zawsze dawał swojej ofiarze wybór. - Krzesło elektryczny, jakiś kwas, czy może wyrywanie paznokci?

I just wanted...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz