Rozdział 33

142 8 1
                                    

Vincenzo

Minęły już dwa tygodnie od jej zniknięcia, co jakiś czas dostawaliśmy zdjęcia z nią. Była w okropnym stanie, jej całe ciało było w ranach. Nie mogłem na to patrzeć, serce mi się kroiło na jej widok.

Jestem beznadziejnym bratem.

Nie ruszyłem się nawet o milimetr, gdy ją złapał. Mogłem coś zrobić, a stałem jak słupek.

Wszyscy są załamani, nie wiedzieli jej od dłuższego czasu. Nie wiedzą, jak teraz wygląda. Niech tak zostanie, nie może się to zbytnio rozpowszechniać.

Nasi sojusznicy jej pomagają, szukają ją po swoich krajach. W Rosji jej nie ma, jest to już potwierdzone. Byłoby to zbyt jasne, jeśli by ją tam zabrali. To było pierwsze miejsce, które zostało przeszukane.

Są sprytniejsi niż w ostatnich latach, lecz za długo już nie będą. Wystarczy mi jedna wskazówka, a ją znajdę. Jedno zdjęcie, gdzie widać coś innego niż ją w tym szarym pokoju.

Leżała nieprzytomna, co jedno zdjęcie, to gorzej wyglądała. Stosowali na niej tortury, było to widać. Najokropniejsze przyszło pięć dni temu, gdzie leżała w kałuży krwi.

Wolałem jej takiej nie widzieć, więc przerwałem zdjęcie na kilka kawałków i spaliłem na środku pokoju. Przy oczach ojca, Oliego i dziadka. Tylko oni wiedzieli o tych zdjęciach.

Inni jakby je zobaczyli, tylko bardziej by się załamali. Nie chciałem ich takich widzieć, to byłby najokropniejszy widok, który mógłbym zobaczyć, nie licząc mojej małej Kaii.

Niech tylko to przeżyje, niedługo zbliżają się jej urodziny. Miałem już na oku jej prezent, ale na razie musi on poczekać.

Najpierw musze ją znaleźć, całą i zdrową. Potrzebuje jeszcze trochę czasu, bądź bezpieczna tesoro.

Znów się zapatrzyłem przed siebie myśląc o niej. Często mi się to zdarzało ostatnio, tak samo jak rozwalanie ścian. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, co poczynić z moim gniewem.

Przeważnie wystarczyły by jej ciepłe uściski, lecz teraz jej tu nie ma. Nie mam co z tym zrobić, nawet jeśli bym chciał. Jest to dla mnie zbyt trudne.

Trzeba do sprawy podejść na spokojnie, znajdzie się cała i zdrowa. Przede wszystkim żywa.

-Vincenzo. - Przywołał mnie do żywych tata, który siedział na swoim krześle przy biurku. - Znów przysłali nam kopertę.

Zauważyłem, że zdążyli ją otworzyć, nie było w niej zdjęcia ani listu, tylko pendrive. Tym razem żadnego zdjęcia, na całe szczęście, inaczej ta chałpa poszłaby z dymem.

Ojciec podłączył go pod laptopa i skierował go tak, abyśmy wszyscy widzieli ekran.

Kaia siedziała ze łzami na krzesełku, była do niego przypięta. Oczy szerzej mi się otworzyły, gdy zauważyłem co to jest za krzesło. Było podłączone pod prąd.

-Nie, nie, nie! - Powiedziałem głośniej, wszyscy na mnie spojrzeli. Nie wiedzieli o co mi chodzi. - Przecież to jest krzesło elektryczne!

Szybko im wytłumaczyłem, a po moich słowach zauważyłem, że ono zostało włączone.

Ich miny były zszokowane, nawet my go nie używaliśmy. Wykorzystywało się go tylko do śmierci, nie torturowaliśmy na nim ludzi, oni to zupełnie inna bajka.

Krzyki Kaii słyszałem w uszach, nie chciałem ich słyszeć. Tak mnie, to bolało. Nie tylko mnie, ich tak samo. Czułem, jak serce przyśpiesza swoje ruchy, mój oddech jest taki szybki.

I just wanted...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz