Kaia
Już nie długo tata ma urodziny, a ja w ciągu dalszym nie mam dla niego prezentu. Mam zamiar wręczyć go w domu, a nie na bankiecie. Bez wiedzy braci, tak będzie najlepiej.
Mam trochę pieniędzy odłożonych, ale nic z nimi nie zrobię, dopóki nie będę wiedzieć, co chcę za nie kupić.
Ugh! Rusz się pomyśl mózgu, do kitu to jest. Po co mi głowa, jak nie umiem wymyśleć żadnego prezentu.
Jeszcze trochę, a oszaleje. Przewróciłam się na drugi bok, nie wygodnie mi było na łóżku.
A co do urodzin taty, to jeszcze będzie mój taniec z kimś. To jeszcze bardziej mnie stresuje niż powinno. Mogłam na to się nie zgadzać, jak była na to okazja. Teraz to nie ma już odwrotu.
Wolałabym teraz znaleźć się w jakiś ciepłych krajach, gdzie nie muszę o niczym myśleć. Takie wakacje przydałaby się, nie tylko mi, lecz całej rodziny.
Wolne od nauki, pracy i innych rzeczy. Tylko odpoczynek i świetna zabawa z najbliższymi. Czego chcieć więcej?
Może się to nie długo spełni albo na pewno, gdy powiem im o tym pomyśle. Od razu większość się na to zgodzi.
Kto by nie chciał jechać na wakacje. Niby we Włoszech jest ciepło w lato, a nawet czasem wręcz gorąco, to chciałabym zwiedzić kraj. Jak na razie to byłam w Stanach i we Włoszech. Dwa kraje zaliczone z wielu.
Ile dałabym, żeby teraz coś wymyśleć lub zając myśli czymś innym. Bardziej ciekawym niż to.
Właśnie przyszedł mój zbawiciel, pomyślałam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu wstałam, lecz zbyt szybko, bo pojawiły mi się mroczki przed oczami.
Jak się już otrząsnęłam z nich, ruszyłam do drzwi. Stał w nich Armando, był to rzadki widok.Przeważnie tu nie przychodził sam z siebie.
Jako miła siostra, wpuściłam go do środka, a on zajął miejsce przy biurku. Ja natomiast siadłam na łóżku.
-Po co przyszedłeś? - Zapytałam prosto z mostu. Nic mi nie odpowiedział, czymś się stresował, bo na takiego wyglądał. Niczego dobrego to nie zwiastowało. - Słyszysz mnie?
-Taa. - Powiedział na szybko, coś się zbiera na burze. - Słyszę.
Mówił obojętnie, aczkolwiek jego oczy mówiły coś innego. Chciał coś powiedzieć, lecz się powstrzymywał się od tego. Tłumił to w sobie.
Westchnęłam.
-Co się stało? - Spojrzał na mnie. - Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie ukryjesz tego przede mną.
-Reszta już o tym wie, ale nie wiem, jak ci to powiedzieć. - Wreszcie coś powiedział, a nie olewał, tak jakby, mnie. - Jutro przyjdzie do nas gość na kolację.
Oh, tylko tyle chciał powiedzieć?
-A co to za gość? - Dopytałam dociekliwie, chciałam wiedzieć z kim jutro się spotkam podczas kolacji.
-Moja dziewczyna. - Powiedział ciszej, myśląc, że nie usłyszę. - Jutro przyjdzie.
Oh, tego nie chciał mi powiedzieć? Czekaj, czekaj. Jego dziewczyna?! Od kiedy on niby ma dziewczynę, nigdy nie widziałam go z żadną.
Moje oczy momentalnie się rozszerzyły, nie spodziewałam się tego. Dlaczego ja muszę się dowiadywać takich sprawach jako ostatnia?
Jestem na nich wściekła, że ani jeden mi nie powiedział. Co za zgredy, wszystko by chcieli dla siebie. Niczym się nie podzielą, oczywiście, że nie chcę jego dziewczyny. Nią niech lepiej zachowa dla siebie.
-Od kiedy ty masz dziewczynę? - Zapytałam zdziwiona, nie mogłam pojąc tego faktu, gdyż jego zachowanie mówi samo za siebie. Jest nerwowy, szybko wybucha, to jak kogoś poznał.
-Od niedawna. - Powiedział, tym razem bez, oporów. - Chcę ją wam przedstawić jutrzejszego wieczoru.
Wreszcie zaczął myśleć porządnie, o swojej przyszłości. Tylko, czy ja ją zaakceptuję do tej rodziny. Nie będzie mieć łatwo.
Ja jakbym była nią, to bym od razu uciekła na drugi koniec świata od tej rodziny. Wszyscy są szaleni, a po drugie mają tyle sekretów, że nie wiem, jak z nimi wytrzymałam.
Czas zacząć przesłuchanie, trzeba się dowiedzieć jak najwięcej o niej. Nikt nie wiem, czy w życiu będzie miał pod górkę.
-Jak ma na imię? Gdzie ją poznałeś? Jaka ona jest? Dobrze cię traktuje? Czym się zajmuje? Dlaczego ona? - Zasypałam go pytaniami, na wszystkie musi mi odpowiedzieć.
-Ej! - Powiedział głośniej. - Spokojniej z tymi pytaniami, po kolei.
Skarcił mnie trochę, rzuciłam się na niego jak głodny lew, którym poszukuje swojej ofiary.
-Odpowiem ci na wszystko. - Dopowiedział po chwili. - Więc nie musisz aż tak na mnie naskakiwać.
-Przepraszam. - Mówiąc to, drapałam się po głowie. Może trochę mnie poniosło. - Muszę wiedzieć z kim, mój brat chodzi.
Przeprosiłam go ładnie.
-Nic się nie stało. - Wstał ze swojego miejsca, by je zmienić. Usiadł obok mnie na łóżku, opierając się o zagłówek. - Nie wiedziałem, że masz taką naturę.
Wyśmiał mnie, a ja zrobiłam się cała czerwona. To nie była moja natura, sama to we mnie weszło. Zrobiłam się jakby zazdrosna o niego, że ktoś mi go zabierze.
-Moja natura taka nie jest.
-Nie wstydź się mały tygrysie. - Mówił ironicznie. - Możesz pokazać swoje pazurki, kiedy chcesz.
Nabijał się ze mnie, obraziłam się na niego. Mi jakoś do śmiechu nie było, a jemu już tak.
-Nie obrażaj się, tygrysie. - Mógł sobie podarować tego przezwiska. - Nie chciałem cię urazić.
Teraz próbował przekabacić mnie na swoją stronę. Tak łatwo ze mną nie będzie. Jak to Vini powiedział "Niczego nie ma za darmo". Będę się tych słów trzymała.
-Pod warunkiem, że kupisz mi jedną rzecz. - Powiedziałam pewna siebie. Spojrzał na mnie, nie przerywając ciszy. - Kupisz mi i sobie matching bluz.
Uśmiechnęłam się do niego ładnie. Ten natomiast pokręcił głową, nie spodziewał się takiego zwrotu sytuacji.
On przyszedł mi tylko coś powiedzieć, a wychodzi z mniejszą ilością pieniędzy na koncie. I to z jego winy.
-Nieci będzie. - Westchnął i się zgodził na moją propozycję. - Wybierz i wyślij mi linka do tego, to zamówię.
-Dziękuje! - Powiedziałam wesoło i rzuciłam się na jego szyję, by go objąć. - Wyślę ci później.
Złapał mnie od razu, obejmując mój tułów ramionami. Uśmiechałam się, przytulając go, chwilę tak potrwamy i zacznę go wypytywać.
Teraz jest dobrze i miło, tego mi brakowało. Dawno się nie przytulaliśmy razem. Niech ta chwila trwa wiecznie i nigdy się nie kończy.
-Już dosyć. - Powiedział Armi. - Chcesz się czegoś więcej o niej dowiedzieć, to się odsuń.
-Nie. - Zaprzeczyłam, nie chciałam go puścić. Było mi zbyt wygodnie. - Możesz mówić w takiej pozycji.
Powiedziałam do niego, a on próbował oderwać mnie od niego. Trzymałam go mocno, że nie zdołał mnie odlepić od siebie. Robił to delikatnie, ponieważ nie chciał mi zrobić krzywdy.
Wreszcie się podał i z powrotem ułożył swoje ręce na moich plecach.
-Zadawaj pytania. - Powiedział zirytowany moim zachowaniem. - Chcę mieć to już z głowy.
-Hmm? - Mruknęłam, myśląc co najpierw powiedzieć. - Jak się nazywa?
- Katherine. - Oznajmił mi, jej imię nie było z Włoch. - Przeprowadziła się tutaj z Anglii.
Dopowiedział szybko zanim zdążyłam zadać pytanie. Wyjaśnia to jej imię, Anglia. Nigdy tam nie byłam, może kiedyś tam się wybiorę. Chciałabym zobaczyć królową i króla.
-Jak ją poznałeś?
- Wpadła na mnie w szkole i wylała sok buraczkowy na mój mundurek. - Żałosna historia i jaka zawstydzająca. - Krótko mówiąc wkurwiłem się na nią, na taki sposób, że później zacząłem ją lekko gnębić.
Przyznał się, dosyć okrutnie, ale jak to mówią? Enemies to lovers, jak romantycznie. Za dużo książek się naczytałam, ewidentnie.
-I co było dalej. - Chciałam się dowiedzieć od niego jak najwięcej. - No powiedz mi.
- Dostałem od niej liścia. - Oł, musiało boleć. - Wkruwiła się na moje słowa i dostałem od niej. Nawet porządnie.
Uśmiechnął się, wyglądał jak zboczeniec. Tylko tak trochę, ale z tym uśmiechem na twarzy.
-Potem zacząłem za nią chodzić i jej dogadywać. - Brzmi jak on. - Ignorowała mnie przez ten cały czas, a to mnie jeszcze bardziej nakręcało, by jej dopiec. Chodząc tak obok niej, zacząłem dostrzegać ją w inny sposób niż powinienem. Spodobała mi się.
On zakochuje się pierwszy, któż to by pomyślał, że wielki Armando De Luca będzie zakochany. Ten beznamiętny, okrutny człowiek, może mieć uczucia do laski, która go uderzyła.
Szacun dla niej, zrobiła dobrze. Tak samo bym postąpiła, gdybym miała więcej odwagi na to.
-Zacząłem się kręcić jeszcze bardziej obok niej, dawałem jej liściki, pytałem, czy wyjdzie ze mną. - Czyżby to ta jedyna? Nie sądzę. - Byłem dla niej milszy od pierwszego spotkania aż wreszcie postanowiłem jej to wyznać, nie była przekonana do moich słów, lecz koniec, końców się zgodziła.
Też bym była nie przekonana do jego słów. Mogła sobie pomyśleć, że tylko się z nią bawi. Jego reputacja w szkole nie była zbyt dobra.
-Otworzyłem się dla niej w pewnej skali, a ona dla mnie. - Mały zadziorny, uśmieszek nie schodził z jego twarzy. - Ale nie w takim stopniu, w jakim dla ciebie.
Słodził mi teraz, nawet dał mi całusa w czoło. Zmienia się na lepsze chłopak, brakowało mu tylko miłości, którą właśnie doświadcza.
Życzę mu najlepiej, chcę by doznał wszystkiego co dobrze i do końca był szczęśliwy. Każdy z mojej rodziny na to zasługuje.
-To teraz. - Znów się zastanawiałam nad pytaniem dla niego. - Jaka ona jest?
- Miła, szczera do bólu. - Chyba doświadczył jej szczerości. - Ma ciężką łape, umie dopiec, a do tego w ogóle nie jest zazdrosna i pozwala mi na granie z chłopakami.
Red flag, porządny red flag moim zdaniem. Jej intencję są inne niż myśli, jeśli nie jest zazdrosna, to nici z jego miłości.
Będzie miał złamane serce i to porządnie, zbyt łatwo się dał uwieść niej. A niby taki odporny na uroki innych, nie licząc mojego.
-Mów dalej. - Wymusiłam uśmiech, jutro się przekonam co knuję. - A co lubi robić?
- Przeważnie rysuje. - Myślał, jak mi odpowiedzieć. - Lubi sztukę, ale i muzykę też. Interesuję się też ogrodnictwem, gdzie planuję iść w tą stronę w przyszłości.
Chociaż tyle z niej dobra, tylko ile jest w tym prawdy. Na prawdę muszę jutro ją sprawdzić, chcę jak najlepiej dla niego.
-Jesteś z nią szczęśliwy? - Nie chcę też, żeby wymienił mnie na inną. W końcu ma tylko jedną siostrę.
- Jestem. - odpowiedział mi krótko. - I to bardzo.
Eh, mam nadzieję, że nie zapomni, że jestem tutaj dla niego. Zawsze może do mnie przyjść i porozmawiać, nawet jeśli coś się stało, co go bardzo ucieszyło. Zawsze go wysłucham, nie tylko jego, całą naszą rodzinę.
Każdy z niej ma różne historię, których wspaniale mi się słucha. Niektóre są śmieszne, niektóre nie. Czasami schodzą na nieodpowiedni tor, na ten bardziej mroczny.
Aż mnie ciarki przeszły, gdy przypomniałam sobie o rozmowie z Valentino. To był koszmar, czasami mnie prześladuje.
Z tatą teraz rzadko rozmawiam, ciągle jest zajęty wraz z Vincenzo, przygotowaniami na bankiet. Cały czas ich nie ma w domy, mam nadzieję, że po bankiecie wszystko się zmieni.
Chcę znowu spędzać z nimi czas, jak najwięcej się go da.
-Dlaczego jesteś smutna? - Otrząsłam się, gdy zwrócił się do mnie. Obserwował mnie już przez jakiś czas.
- Nic ważnego. - Próbowałam uniknąć odpowiedzi na to pytanie, było to z dwóch powodów. Pierwszy, nie chce, by o mnie zapomniał. Drugi, każdy ma mało czasu dla mnie.
Przyzwyczaiłam się do ich bliskości, gdy cały czas byli przy moim boku. Teraz mają go mniej, a ja nie jestem do tego przyzwyczajona. Mam co robić, tylko chcę też z innymi, to zrobić.
Chcę się z nimi obejrzeć film, pośmiać się, powygłupiać. Tak jak ostatnio, gdy byłam na ranczu. Było wtedy wspaniale.
-No powiedz mi. - Pstryknął palcami w moje czoło, za które się od razu złapałam. Trochę to zabolało. - Mi nie powiesz?
Podjudzał mnie słowami. Chciał abym mu się wyspowiadała, tak samo jak on mi.
-Nie zapomnisz o mnie? - Zapytałam ze łzami w oczach, jego buzia się lekko otworzyła w szoku, a jego oczy rozszerzyły. - Ostatnio macie mało czasu, prawie w ogóle was nie widuje.
-Kaia. - Zaczął łagodnie. - Nie zapomnę cię nigdy, wreszcie jesteś moją małą siostrzyczką. Inni tak samo, zawsze możesz przyjść do każdego z nas i zapytać, czy spędzimy z tobą czas. Na pewno nikt ci nie odmówi.
Pocałował moje czoło, a na moją twarz, wpłynął mały uśmieszek. Łzy cały czas były widoczne w moich oczach.
-Nikt cię nie ignoruję. - Drążył temat dalej. - Znając życie, każdy o tobie teraz myśli, chcą spędzić z tobą czas, ale nie mogą. Muszą zrobić swoje rzeczy.
Teraz mogłam poczuć się inaczej, gdy wiedziałam, dlaczego ich nie w domu. Każdy ma swoje obowiązki. Ja mam ich mało, ponieważ mam jeszcze dwanaście lat.
Chyba trzeba znaleźć sobie jakieś zajęcie, co będzie dawało mi dużo frajdy. Może i książki zajmują dużo czasu, ale nie zawsze je czytam. Czytam swoim tempem, mam dużo zastojów czytelniczych, ale mi to nie przeszkadza.
Łzy wreszcie uwolniły się na powierzchnie, leciały. Jedna po drugiej, teraz chociaż przez moment czułam się lepiej niż zawsze, było obok mnie brat. Wspiera mnie, gdy widzi, że coś się ze mną dzieje.
-Daj im trochę czasu. - Powiedział po krótkiej chwili ciszy. - Nie dawno zaczął się nowy rok, a co z tym przychodzi. Dużo obowiązków, niedługo się to skończy i będę cię nękać aż będziesz miała ich już dosyć.
Mówiąc to, ścierał mi łzy z policzków, które zdążyły się zarumienić. Dam sobie radę, poczekam na nich, tak samo jak oni na mnie.
Czekali na siostrę całe swoje życie aż wreszcie pojawiłam się ja. Pojawiłam się w ich życiu i kompletnie ich odmieniłam. Cały czas są zimni i bezduszni, lecz przy mnie zmieniają się o sto osiemdziesiąt stopni.
Kocham ich za za to, że są przy mnie. Kocham ich za to, że ukazują przy mnie emocję, nie kryją ich. Pokazują je przy mnie, by lepiej do mnie podejść.
Co za wredne zwierzęta, szukają tylko miłości i to tu mnie. Nie mam im tego za złe, ale mogą się czasem z nią hamować. W ostatnich dniach dano mi do przemyślenia, że wcale jej nie było za dużo, było jej wystarczająco.
Teraz za tym tęsknie. Za tym jak mnie gnębili, przychodzili do mnie posiedzieć, oglądali ze mną filmy.
Tęsknie za tym. Jak każdy mówi, tęsknić zaczyna się, gdy się straci tę rzecz.
-Jutro będziesz miała szansę się o tym przekonać. - Uśmiechnął się do mnie łobuzersko. - Wreszcie każdy będzie przy stole. Będą cię niańczyć, a moją dziewczynę zleją.
Zaśmiałam się na jego słowa, mimo, że za bardzo jej nie polubiłam z opowieści. Nie powinnam jej oceniać po okładce, jutro się na pewno przekonam jaka ona jest.
-Nie powinni tak zrobić, wreszcie jest to nasz gość. - Powiedziałam do niego szczerze, przecierając łzy rękawem. - Każdy musi ją poznać.
-Już to widzę. - Wywrócił oczami na moje słowa. - Zleją ją, nie obchodzi ich moja dziewczyna. Mogę mieć kogo chcę, dopóki będę szczęśliwy. Z tobą byłoby inaczej.
Jego słowa było prawdopodobieństwem, że może tak być. Nikt nie wnika w relację z braci z dziewczynami. Moją oni swoje życie i tylko tam wtykają swoje nosy. Może i nie tylko tam.
Do mojego to lubią najbardziej zrobić. W ciągu dalszym pamiętam, jak gromili Nicholasa swoim wzrokiem, Vini dalej to robi.
-Jeśli ty byś przyprowadziła chłopaka do domu. - Zaczął się uśmiechać przerażająco. - To od razu, by trzymali cię od niego jak najdalej. Żaden z nas by nie zaakceptował go w naszej rodzinie, jeśliby nie spełnił naszych wymagań.
Czyli z przyszłego męża nici, trudno się mówi. Myślałam, że tak dzieje się tylko w książkach, ale oni dowodzą inaczej. Wszystko może być realne, dosłownie wszystko. Tak samo jak jest rzecz niemożliwa do zrobienia, kiedyś się uda to zrobić.
Pokładam wielkie nadzieje, że kiedyś będę miała tego jedynego, który dogodzi gustowi mojej rodziny.
Tylko kiedy nadejdzie ten czas. Znając życie jeszcze długo.
***
Dzisiaj miała przyjść Katherine, dziewczyna Armando. Pogoda nie dopisywała, było pochmurno, padał śnieg i było lodowato. Nie wyszłam dziś na dwór w ogóle.
Nie zapowiadało to jakiś dobrych wieści, wręcz odtrącało dobre. Coś się szykuje na dzisiejszy wieczór.
W domu jak zwykle była pustka, co jedynie spotkałam większość na śniadaniu. Chyba nikomu nie chciało się przyjść na kolację, lecz musieli
Ja tak samo najchętniej bym ją ominęła, ale nie mam jak. Zawsze jestem w domu, znaczy przeważnie. Czasami mnie nie ma, jak wychodzę z Nicholasem lub jadę do szkoły.
Właśnie mam jeszcze Nicholasa, czas mu się zwierzyć. Inaczej oszaleje, nie wiem co mam robić, a on może ją zna. Wreszcie jest w tej szkole dłużej niż ja.
Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer do Nicholasa. Miał być dziś w domu, więc mam wielką nadzieję, że odbierze ode mnie
-Hej Kaia. - Odebrał po kilku sygnałach. - Jak tam u ciebie?
Zapytał od razu, musiał mieć dobry humor.
-Sporo się dzieje. - Powiedziałam do niego szczerze. - Muszę ci się wyżalić.
- No dawaj. - Zachęcał mnie bardziej do rozmowy. - Możesz mówić śmiało.
Wzięłam głębszy oddech i pomyślałam jakby zacząć tę rozmowę.
-Więc dzisiaj przychodzi do nas dziewczyna Armanda. - Usłyszałam jak przyjaciel się dziwił. - Jakaś tam Katherine, z jego opowieści zdaję się, że coś nie gra. Może ją znasz?
- Niech pomyśle. - Nastała głucha cisza. - Chyba chodzi do klasy wyżej, jeśli mówię o dobrej osobie, to kończy szkołę. Jest dobrą uczennicą, ale plotki są rożne.
-Jakie na przykład? - Zaciekawiły mnie jego słowa, chyba było coś na rzeczy i była dość popularna. Jakby inaczej mogłoby to być, jeśli była widziana z moim bratem.
- Różne, wolę o nich nie mówić. - Chciałam go wyklnąć. - Coś tam było, że chodzi z twoim bratem, ale za jego plecami różnie robi.
-Chyba świetnie się bawi.
-Na pewno. - Zaśmiał się na moje słowa. - Musiałabyś mieć na nią oko, bo może zrobić różne rzeczy, miej się na baczności.
- Chcę tak zrobić. - Nie było innego wyjścia, muszę mieć na nią oko. - Będę ją obserwować jutro.
- A tak, to co robisz? - Zszedł całkiem na inny temat. - Może któregoś dnia byśmy wyszli?
W sumie, dlaczego nie? Dawno razem nie wyszliśmy. Trochę rozrywki by mi się przydało. Nie zdążyłam zwiedzić całej Florencji, a Nicholas zna różne miejsca, które na pewno mi się spodobają.
-Dobry pomysł. - Uśmiechnęłam się do telefonu. - Dawno razem nigdzie nie byliśmy. Mam nadzieję, że pokażesz mi coś ciekawego tym razem.
- Będę musiał pomyśleć. - Wiedziałam, że uśmiecha się do telefonu, tak samo jak ja. - Dogodzić tobie jest ciężko, a zarazem czasem banalne.
Miał rację, cieszyły mnie małe rzeczy, lecz nie zawsze. Lubiłam widywać nowe, ciekawe rzeczy, których wcześniej nie widziałam.
***
Przyszła wielka chwila, za nie długo miała zjawić się dziewczyna Armanda. Czułam się dziwnie z tym faktem, żaden z braci nigdy nie przyprowadził żadnej dziewczyny na kolację.
Nie wiem, wcale jak mam się zachować przy niej. Wszyscy byliśmy ubrani schludnie. Tata wraz z Vincenzo byli w garniturach, Matthias natomiast w garniturowych spodniach i golfie, reszta braci byli w dżinsach i w koszulach.
Ja postanowiłam na sukienkę, błękitną. Może i odstawałam od nich, gdy oni byli w czerni. Była ona zwiewna, więc idealnie do mnie pasowała i za bardzo mi nie przeszkadzała.
Oglądałam się w lustrze, ale usłyszałam pukanie do moich drzwi. Następnie osoba weszła do środka i zauważyłam, że był to Vini.
Uśmiechnęłam się do niego, a w tym samym czasie obróciłam się do niego przodem. Wyglądał elegancko, tak jak zawsze.
-Jak się czujesz? - Zapytał mnie, nie wiedziałam o co mu chodzi, więc uniosłam brew do góry. - Armando mi powiedział.
Oh, coś tam wspominał, że im o tym powie. Tylko nie wiedziałam, że zrobi to aż tak szybko.
-O tym mówisz. - Podrapałam się po karku. - Jest dobrze.
Mój uśmiech szedł połowicznie z twarzy. Nie chciałam go okłamywać, powiedziałam w połowie prawdę. Było dobrze, lecz nie do końca.
-Wiem, że chciałabyś spędzić z nami więcej czasu. - Zaczął do mnie podchodzić. - Nie musisz tego ukrywać, wystarczy jedno słowo. Nie ukrywaj w sobie w swoich emocji.
Stanął przede mną i objął mnie ramionami. Od razu zrobiło mi się smutniej, do oczu napłynęły mi łzy. Nie wytrzymałam napięcia, potrzebowałam ich. I to bardzo.
-Nie płacz Tesoro, jestem tu z tobą. - Podniósł mnie, a ja oparłam głowę na jego ramieniu. - Nie tylko ja, cała nasza rodzina jest z tobą. Pamiętaj, że cię kochamy ponad życie.
Ucałował mój czubek głowy. Czułam niepokój w sobie, a zarazem chęć rozwalenia czegoś. Wolałam tego uniknąć, więc przytuliłam się do niego bardziej.
-Ja też was kocham. - Wyjąkałam cicho, ciągnąc nosem. - Bardzo was kocham.
Kołysał się ze mną na boki, jak z małym dzieckiem. Jakimś cudem rozluźniło mnie to.
Łzy po jakimś czasie przestały płynąć po moich policzkach, czułam się o wiele lepiej z nim u boku. Dodawał mi pewności i odwagi.
-Już wszystko dobrze. - Odsunęłam głowę, tak aby na niego spojrzeć. Miałam czerwone poliki, jak nic. - Uroczo tak wyglądasz.
Zaśmiał się, a ja wygięłam dolną wargę. Nie wygląda się uroczo, jak się płaczę. Dziwne mają spostrzeżenia. O niektórych wolałabym nie wiedzieć.
-Nie rób takiej miny. - Miał uśmiech na twarz i to ja go wywołałam. Nie przejmując się moim stanem ruszył na dół. Zanim byliśmy na dole schodów, starł moje łzy. - Gość Armanda powinien już być.
To już?! Nawet dzwonka nie słyszałam. Byłam zbyt zajęta płaczem, chociaż to była tylko chwila mojej rozpaczy. I tak nie usłyszałam, jak ktoś wchodził do mojego domu.
Chciałam zejść na dół, aczkolwiek najstarszy brat mi na to nie pozwolił. Niósł mnie aż do jadalni, byli tam wszyscy. Nawet dziunia Armanda.
Trwała tam cisza, jak na pogrzebie. Czekali tylko na nas, więc i o to się zjawiliśmy. Jako ostatni, ale to nic.
Wszystkich wzrok został skierowany na mnie i brata, gdy usłyszeli buty Vincenzo. Uśmiechnęłam się do nich pięknie. Nawet tego nie odwzajemnili.
Katherine zdziwiła się, że jestem na rękach Vincenzo. Nie wiedziała, że on jest skłony do noszenia kogoś.
-Siadajcie. - Powiedział tata. Próbował nie złamać swojej mimiki twarzy, trudno mu to przychodziło. - Zaraz zostanie podana kolacja.
Wskazał miejsca po obu jego stronach rękami. Na jednym posadził mnie Vini, a sam na drugim usiadł.
Siedziałam pomiędzy tatą, a Valentino. Idealnie, jak dla mnie. Nikt nie będzie mi przeszkadzał w jedzeniu. Z dala od łobuzów, którzy lubią zabierać mi jedzenie bez pytania.
-Co dzisiaj na kolacje? - Zapytałam z ciekawości. Zawsze pytałam o to w kuchni, tylko tym razem zapomniałam.
- Risotto ze szparagami i lasanga. - Powiedział do mnie uśmiechnięty, Matt. - A na deser będą lody.
Chciałabym zacząć od deseru, przeważnie go nie ma, ale jak widać goście dodają jakiś ulg.
-Kaia, nie ma deseru przed kolacją. - Uświadomił mnie Vincenzo. Moja głowa powędrowało w dół, nie pozwolono mi.
Po chwili podano mi kolację, a Valentino nałożył dla mnie porcję. Najpierw trochę risotto, a później lasange. Obydwa były dobre, widać, że Matthias maczał palce w przygotowaniach.
Kolacja minęła w ciszy, nikt nie odezwał się ani słowem. Był jej koniec, a ja bawiłam się jedzeniem.
-Mogę? - Zapytał Dario, który pierwszy zauważył, że już chce. Odepchnęłam talerz w jego stronę. - Dzięki.
Po podziękowaniu zanurzył widelcem w talerzu i zaczął po mnie dojadać. Czasami się przydają, lecz nie zawsze.
-Może coś o sobie opowiesz Katherine? - Zagadał ją Tata. - Wreszcie jesteś dziewczyną mojego syna.
Mówił do niej zimno, nie był do niej przekonany. Albo ją testował, jak się zachowa, ale w to wątpię.
-Jak Pan już wie, to jestem Katherine. - Uśmiechnęła się do niego. - Pochodzę z Anglii wraz z rodzicami kilka lat temu. Chodzę z Armando do klasy.
Nie chciało o sobie wiele mówić, było to widać z daleka.
-Może nam powiesz jak się z nią poznałeś Armando. - Wciął dalszą rozmowę ojciec, każdy z braci nie rwało się zadania pytania. Po prostu ich to nie obchodziło.
-Może innym razem. - Nie chciał mówić przy tym o mnie, bo by dostał ochrzan za słowa. - Kiedyś ci powiem.
Powiedział obojętnie do niego, nie wiem czy coś z tego związku będzie. Ewidentnie nie chcę tu być, a zarazem czegoś poszukuję.
Od jakiegoś momentu przygląda się Vincenzu, jakby coś u niego szukała. Jak ją zauważał, to od razu odwracała wzrok na coś innego, rumieniąc się przy tym.
Podejrzana laska, chyba nie kocha Armiego, tylko Vincenzo. A na to ja nigdy nie pozwolę. Nikt nie dostanie mojego najlepszego brata, tak łatwo. Na pewno nie ona, która obecnie jest drugim
Jestem o nich zazdrosna, nikt nie może zabrać ode mnie mojego brata. Oni są do mnie przywiązani bardziej niż do kogoś innego, to ja zawsze będę u nich na pierwszym miejscu, a nie jakaś niunia.
-Akurat to była śmieszna historia. - Zaśmiała się lekko. - Wylałam na niego sok, przypadkiem. Byłam wtedy nowa, a on nie patrzył, gdzie idzie.
-Nieprawda! - Sprzeciwił się od razu. - To ty na mnie wpadłaś. Nie ja na ciebie.
Był oburzony jej słowami, wreszcie jego zdaniem, to ona na niego wpadła. Tak to jest zawsze, nikomu dogodzić nie można.
-To akurat możliwe, że on na ciebie wpadł. - Dopowiedział Martino. - Straszna z niego ślamazara.
Usłyszałam śmiech Dario, który zgadzał się z Artim. Chłop od razu zdenerwował się jeszcze bardziej.
-Sam jesteś ślamazara! - Popatrzył na niego ostro. - Nie nazywaj mnie, kurwo!
- Spokój! - Powiedział głośniej Vini aż podskoczyłam na krześle. - Nauczcie się zachowywać przy stole, ile razy trzeba jej powtarzać!
Zirytowało go to zachowanie, ja się temu za bardzo nie przysłuchiwałam.
Armando tylko prychnął i oparł się o krzesło, widziałam jak jego dziewczyna łapie go za rękę. Szybko się wkurzał, tym bardziej teraz, gdy jego braci docinali mu przy jego miłości.
Val złapał za moją rękę, kiedy zauważył, jak podskoczyłam do góry. Tata tylko zakrył twarz dłońmi, wzdychając.
-Nie przezywajcie się przy stole, takie słowa proszę zostawić na później. - Upomniał ich. - Mamy dziś gościa w domu.
Przypomniał im, przelatując po nich wzrokiem. Uspokoili się, lecz wiedziałam, że na tym się skończy.
Nikt nie chciał się odezwać, wcale mnie to nie dziwi. Każdy wiedział, że jeszcze jedno nie właściwe słowa, a Vincenzo nie puści tego płazem. Znaczy tylko mi, bo ja się do tego grona nie zaliczam.
Wreszcie nic nie zrobiłam. Wielki postęp zrobiłam, bo już w oczach nie pojawiają się łzy na głośny dźwięk. Jestem z siebie dumna. Oby tak dalej.
-Dario, ty jedz, a nie śmiej się. - Skarcił najmłodszego syna. - Inaczej się zadławisz.
Może z innych perspektywy, wygląda to dziwnie, lecz jest to całkiem normalne w tej rodzinie.
Jakby zobaczyli ich od środka, to by powiedzieli, że to banda dzikusów. Inaczej nie da się ich określić. Mają całkiem inne zainteresowania, a bardzo dobrze się dogadują, aczkolwiek lubią sobie właśnie w taki sposób docinać.
-Wracając do naszej rozmowy. - Nikt nie będzie wracał do poprzedniej rozmowy. - Co planujesz teraz robić?
-Aktualnie zbytnio planów nie mam. - Nie wiem, czy mówiła szczerze, czy nie. - Planuje pójść dalej na rzeczy związane ogrodnictwem, uwielbiam rośliny.
Choć w tym nie kłamała. Naprawdę fascynowały ją rośliny, a bardziej ogrodnictwo. Sprawdziła by się w tym.
-Może z tym lub na architekturę. - Uśmiechała się do taty. - To też dobra praca, ale ja nie mam talentu do rysowania.
W ogrodnictwie też się przydaję, wreszcie trzeba wszystko mieć zaplanowane.
W trakcie ich rozmowy, zauważyłam, że właśnie przynoszą lody. Wyprostowałam się od razu, by je sięgnąć. Dostałam truskawkowo czekoladowe, były polane sosem, a do tego była rurka i krem na wierzchu.
Zamoczyłam łyżkę w tym natychmiast. Uwielbiam lody, nawet w zimę. Rzadko je jem, bo nie pozwalają mi na nie za bardzo. Za dużo cukru w sobie mają.
Vini wraz z Matthiasem odmówili sobie smakołyka, dostali w zamian owoce, którymi zostałam też poczęstowana.
-Dobrze kierujesz. - Pochwalił ją tata, nawet nie wiem za co, nic szczególnego w tym nie było – Nie to co Armando, najlepiej to by się lenił i nic nie robił.
- Wypraszam sobie. – Od razu odpowiedział Armando. - Nie lenie się całe dnie!Tata już mu nie odpowiedział, tylko pokręcił głową. Wiedział, lepiej mu nie odpowiadać, bo będzie drążył temat dalej.
Tata zna wszystkich najlepiej i wie, kiedy przestać się odzywać lub zakończyć rozmowę. Za niego robi to Vincezno, który bardzo przypomina ojca z charakteru.
Jadłam sobie spokojnie lody aż się nie ubrudziłam, kawałek loda z śmietaną i polewa, poleciały mi na sukienkę. Była to ostatnia łyżka, a ja się ubrudziłam.
- Kaia, idź się przebrać. - Vini zauważył moją nie zdarność jako pierwszy. - Nie szukaj już następnej, tylko załóż coś wygodnego.
Pokiwałam na jego słowa głową i ruszyłam w kierunku mojego pokoju.
Na szybko wzięłam jakieś dresy i koszulkę, przebierając się w nie. Było mi w nich o wiele wygodniej niż w sukience.
Chciałam wyjść z pokoju, tylko że dziewczyna Armanda, zablokowała mi przejście. Stanęła idealnie w progu, nie mogłam z niego wyjść.
- Przepraszam? - Chciałam wyjść jak najszybciej. - Mogę przejść.
Nie odpowiedziała ani słowem, tylko przyglądała mi się dokładnie. bardziej mnie nim skanowała. Trochę się wystraszyłam.
- Nie. - Jej ton głosu zmienił się bardzo, teraz brzmiała oschle, a poprzednio tak słodko.
- Ał! - Syknęłam cicho z bólu, popchnęła mnie, tak że upadłam prosto na dłonie. Zabolało mnie to. - Dlaczego to zrobiłaś?!
- Zostaw mojego chłopaka w spokoju! - Mówiła głośno. - Vincezno też! On jest mój i wyłącznie mój!
Moje oczy nie kłamały, serio wolała najstarszego z braci, lecz wspomniała też o Armim.
- Przecież masz chłopaka. - Przypomniałam jej. Wstając, otarłam swoje ciało z kurzu. - Więc po ci Vincenzo?
Byłam zazdrosna, nigdy go nie dostanie. Oni zawsze mnie wybierą, nie ważne jaka sytuacja będzie.
- Podoba mi się bardziej. - Ignorowała moją osobę i zaczęła sobie oglądać własne paznokciem - A tamten to mnie wkurwia, tym bardziej, że we mnie wpadł.
Więc tak się sprawy mają.
- Nie dostaniesz go. - Powiedziałam je wprost, a ta mnie wyśmiała m - Z czego się śmiejesz?
Teraz jej nie rozumiałam, kompletnie. Lepiej jest zrozumieć zwierzę niż nią.
- Chyba nie znasz moich możliwości, kotku. - Tego kotka, to możesz wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi. - Zdobędę go.
- Nigdy nie wybierze takiej pustej lali jak ty.
Zdenerwowała się na mi i chciała mnie uderzyć, lecz jej dłoń została złapana przez Vincenzo.
Katherine wystraszyła się go bardziej niż była. Piorunował ją wzrokiem.
- Co chciałaś jej zrobić? - Zapytał spokojnie. Milczała, a krew buzowała w moim bracie. - Co chciałaś jej zrobić?!
Stracił kontrolę nas sobą. Puścił jej dłoń i odsunął się o krok od niej i wtedy zauważyłam, że wszyscy tu są.
Najbardziej szykowany był Armando, który zakochał się w dziewczynie, która właśnie złamała mu serce.
-Więc to tak jest? - Zaczął się śmiać jak psychopata, uroku do tego dodawała mu łza, która zaczęła zlatywać po jego policzku. - Ja cię kochałem Szmato!
Porządne słowa, idealne opisujące ją, tak jak się załatwiła.
Nie musiałam jej pomóc, sama się wpakowała na dno. Z niego nie da się wyjść.
- To nie tak. - Mówiła to jąkając się. - źle zrozumiałeś.
Próbowała się bronić, lecz bez skutków. Było mi żal brata. Nie zasłużył na to.
CZYTASZ
I just wanted...
RastgeleNastoletnie życie nie jest łatwe, nabieramy doświadczenia, które zdobywamy przez całe życie, lecz ten czas jest najważniejszy. Kaia zdobywa te doświadczenie od dzieciństwa, nie wie, w którym momencie przyjdzie jej przy płacić życie, ale czuje, że s...