Rozdział 20

317 13 3
                                    

Kaia

Dzisiejszego dnia miał się odbyć bal, przez ostatnie tygodnie się do niego przygotowałam. Szło mi to wspaniale, Vini był ze mnie dumny, nie musiał się ze mną aż tak użerać.

Moja suknia na bal była już gotowa, podobno tata specjalnie ją zamówił na tą okazję. Jeszcze jej nie widziałam, a chciałabym tego bardzo. Nie chciał mi zdradzić ani jednego szczegółu sukienki.

Od rana ruch w domu się ożywił, więc ja siedzę w moim pokoju ze stylistkami, które zostały zatrudnione przez Vincenzo. Mam być zrobiona na ulał. Tak bardzo nie chcę mi się siedzieć na tym krześle, niby zagadują mnie, ale nie jestem przyzwyczajona do siedzenia w jednym miejscu przez kilka godzin.

Tyłek zaczyna mi powoli cierpnąć, a na dokładkę doskwiera mi głód. Była gdzieś pora obiadowa, czy tak około piętnastej. Bal ma się zacząć gdzieś o siedemnastej i tam dopiero będę mogła zjeść posiłek. Ja tyle nie wytrzymam!

Nie rozumiem tych wszystkich kobiet, chcą mnie zrobić na bóstwo, ale im coś nie pasuje, każdej w innym aspekcie. Zaczyna mnie to wkurzać, jak można być takim niezdecydowanym? Najlepiej to ruszyłabym tam w dresie, aczkolwiek tak mnie puszczą.

-Nie, nie tak. - Powiedziała jedna stylistka do drugiej. - To tu nie pasuje.

Powstrzymywałam się od przewrócenia oczami. Naprawdę zaraz się wkurzę i stąd wyjdę, wezmę ze sobą Calluma i stąd po prostu wyjdę. Nie wiem, gdzie, nie wiem jak.

-Idealnie. - Powiedziała podekscytowana. No wreszcie skończyły. - To teraz twarz.

Klasnęła w dłonie, a ja obniżyłam się na krześle. Jeszcze twarz? Same włosy nie wystarczą? W głowię się pomodliłam, żeby poszło to szybciej, jak najszybciej. Chciałam bym już stąd wyjść. Mój pokój zamienił się w piekło, a nie przytulne gniazdko.

Do pokoju wszedł mój zbawca, Matthias. Co jakiś czas zaglądał, czy jeszcze żyje i nie potrzebuje pomocy. Nie chciałam mu przyprawiać kłopotów, więc się nie skarżyłam na dwie Panie. W końcu robiły swoją robotę.

-Jak się czujesz? - Uśmiechnął się lekko, podszedł i złapał mnie za dłoń.

- Głodna jestem. - Jęknęłam z niezadowolenia, Matt parsknął śmiechem. Przez cały czas mu to powtarzałam.

- Co jedynie, mogę przynieść ci jakieś owoce. - No nareszcie moje błagania się spełnią. - Co ty na to?

- Tak! Proszę. - Oczy mi się zaświeciły, wreszcie pojawiła się jakaś nadzieja.

- Spokojnie, przecież nie chcemy cię zagłodzić. - Uspokoił mnie, ta? Właśnie to widać, nawet dziecku jeść nie chcecie dać, a jęczy wam od godziny.

Puścił moją dłoń i ruszył w stronę wyjścia, by przynieść mi moje owocki. Mam nadzieję, że przyniesie mi tylko te, co lubię.

-Możemy nie robić makijażu? - Zapytałam z nadzieją, że się zgodzą.

- Hmmm. - Zamyśliła się na chwilę jedna z nich. - Twoja naturalna cera i tak wygląda niesamowicie, więc tak. Możemy go nie zrobić.

Jak ją kocham, już koniec!

-Prawda, ale... - Zaczęła druga. - ...Ale pielęgnację można zrobić.

No i dupa z wolności, chociaż będzie trwało krócej. Mam ochotę się odstrzelić. I to taką wielką. Kto wymyślił jakieś durne bale? Gdzie ja mam być gwiazdą. Niech to szlag weźmie, wolałabym mieć bardziej spokojnie życie.

-Kaia, mam twoje owoce. - Mój wybawiciel powrócił. - Zajadaj, dziewczyny macie chwilę przerwy.

Zaświergotał wesoły, a ja odebrałam od niego miskę, świeżo pokrojonych owoców. Aż ślinka cieknie, do drugiej ręki podał mi widelec. Zasiadł na moim łożu i mnie obserwował.

I just wanted...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz