Epilog

227 13 13
                                    

Krople deszczu zaczęły spadać na suchą ziemię. Tasmania nie słynie z deszczu, a ze śniegu. Było to rzadkie zjawisko dla ludzi mieszkających na wyspie. Nikt o jakiegoś czasu nie widziało deszczu.

Na wyspie nie było za ciepło, wreszcie była zimna, która przynosiła za sobą śnieg.

Śnieg, który właśnie rozpuszczał się pod kroplami wody. Słońca nie było widać przez ciemne chmury.

Nie wskazywało to na nic dobrego.

Deszcz zaczynał padać coraz ciężej, było widać przebłyski na niebie.

Nie niosło to za sobą dobrych wieści. Były one bardziej złe niż można było się spodziewać, przez długi czas nikt się z nich nie otrząsnął.

Było tak cicho aż było słychać krople, które lądowały na ziemi lub na ludzkich ubraniach. Było je ja zlatują z koron drzew, by dostać się na dół.

Oddechy ludzi było słychać jeszcze mocniej, były tak szybkie i nieopanowane. Nikt nie wiedział, jak je opanować.

Przyglądając się ludzkim istotą można było zauważyć na ich twarzach strach, przerażenie, które z każdą sekundą się powiększało. Nie miało końca.

Ich klatki piersiowe się uniosły nieregularnie. Wszyscy byli zmęczeni walką, walką o życie istoty.

Ta istota była znana ze swojego uśmiechu, śmiechu, wrażliwej osobowości, dobrego serca.

Nikt nie wiedział, jak z nią ma postąpić, tym bardziej ludzie, którzy nie znali w swoim życiu takiego czegoś, jak łagodności.

Musi się dopiero jej nauczyć przy jej boku. Do tej pory nie można było nazwać ich ludźmi.

Byli oni okrutni, bez serca dla ludzi zewnątrz, lecz w środku było całkiem inaczej.

Ludzie widzieli tylko ich jedną stronę, nigdy nie poznali drugiej i nie będzie im to dane, nie mogą wiedzieć, co mają oni na sumieniu.

Może i byli okrutni, aczkolwiek nie zawsze. Dla siebie nawzajem okazywali większość swoich emocji. Śmiali się ze sobą do łez, oglądali filmy, kłócili się, drażnili, bo wiedzieli, że są dla siebie ważni.

Tylko przy swoich pokazali swoje. prawdziwe oblicze, które zawsze ukrywali przed obcymi.

Nikt nigdy nie umiał odgadnąć o czym myśleli, nie było im to dane.

Tylko jedna osoba umiała przemóc ich do większości emocji, których nie pokazywali, to z tą osobą uczyli się jeszcze bardziej siebie. To ona pokazała im dużo więcej niż wiedzieli.

Widzieli w niej anioła, który prowadził ich przez ciemne życie. Anioła, który rozświetlił im drogę, mimo że jego skrzydła były podcięte.

Okrutni ludzie pomogli im rozrosnąć, wyleczyć. Tak by pofrunęła dalej, oni pomogli rozwinąć jej skrzydła do końca, by poleciała.

Rozświetlali sobie drogę nawzajem, czuli jakie wsparcie dawali sobie nawzajem. Nigdy nie próbowali ją ściągnąć na dno.

Dali jej wolność, na którą zasłużyła po tylu latach.

Anioł miał przeczucie, że coś przed nim ukrywają. Rozumiał to, lecz przytłaczało. Nie wiedział, dlaczego tak jest.

Myślał, że nie jest godzien zaufania, wtedy jeden z okrutników, odpowiedział mu na pytanie o to. Wyjaśnij to w sposób, który pomógł mu zobaczyć więcej niż tylko swoją dumę.

Duma, którą chciał dostać od nich, by powiększyć swoje skrzydła. Nie wiedział na co się pisze, bo jeszcze był młody i nierozumny.

Był jeszcze jeden okrutnik, nie z tej rodziny, który pracował jako jego anioł stróż. Bronił go przed wszystkim, co się ruszało.

I just wanted...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz