Scars 4

100 3 0
                                    

– Ale ładne imię– rozczuliła się jedna z koleżanek, z którą siedziałam przy stole. Tylko Grace i Avril znały historię tego imienia, dlatego miały smutne oczy.

– Wiadomo kiedy wróci do domu? Musisz pokazać nam fotki! – wyszła z propozycją kolejna ze znajomych.

– Niestety, nie wiem– powiedziałam.

– Ale za to ja wiem, co się szykuje– nagle pojawił się za nami Dylan. Ukradkiem spojrzał się na Avril, która posłała mu nieśmiały uśmiech.

Obok chłopaka pojawił się nikt inny jak Raphael. Znów miał to chłodne spojrzenie, dlatego szybko odwróciłam wzrok.

– Cóż się stało?– zapytała Avril, kokieteryjnie machając rzęsami.

– Melanż z okazji otwarcia sezonu kosza– rzekł. – Udało nam się wygrać kwalifikacje– mówiąc to, poklepał po plecach Raphaela. –Za tydzień w piątek was widzę u mnie– wskazał na nas.

Cieszyłabym się, gdyby nie był bratem największej kurwy w tej szkole.

– No proszę– parsknęła jedna z dziewczyn.

Chłopak przewrócił oczami i zauważyłam jak się spina, mimo ubranej szare bluzy z kapturem od Adidasa.

Nic nie powiedział, odwrócił się i poszedł do bufetu. Ściszonym głosem dziewczyny rozmawiały między sobą, ale za bardzo byłam skupiona obserwacją Raphaela. Chwycił wodę, jabłko i zaczął kierować się do wyjścia.

Poczułam silną ochotę rozmowy z nim, dlatego zdecydowałam się podążyć za chłopakiem.

Wyszedł za szkołę i usiadł na ławce, którą ogrzewało październikowe słońce.

Patrzyłam na niego zza rogu, obserwując jak jakaś stalkerka. Przyciągnął jedną z nóg do siebie i wypił trochę wody.

– Długo będziesz mnie obserwować? – przemówił nagle i wychyliłam się powoli. Włożyłam ręce w czarny płaszcz i podeszłam niepewnie.

– Przepraszam– powiedziałam zawstydzona, siadając obok niego.

Głupia, głupia, głupia!

– Za co? – zapytał.

Wbiłam wzrok w swoje skórzane botki. Co miałabym mu powiedzieć? Uległam zwykłej wścibskości.

– Nie przepraszaj, gdy nie jest to potrzebne– przerwał ciszę i zawiał mocniej chłodny wiatr. Opatuliłam się bardziej płaszczem i uniosłam głowę.

Niedaleko kamiennej ścieżki, prowadzącej na jeden z większych stadionów szkolnych, rozciągał się zielony pas, przykryty kolorowymi liśćmi. Spadły z drzew, które stawały się coraz bardziej łyse, jakby nagie. Pozbawione swojej urody, mogą jedynie czekać aż otuli ich biała kołdra. Rzadko się jednak zdarzało, widzieć w Kalifornii śnieg. Chociaż kto wie, pogoda szalała, jak my wszyscy.

– Myślałem, że już nie będziemy rozmawiać– powiedział, czym zdziwił mnie mocno. Spojrzałam na niego ale on wciąż gapił się w dal. – Avril dała ci ostrzeżenie.

Parsknęłam i poprawiłam kosmyk włosów za ucho. Z delikatnym uśmiechem spojrzałam w górę. Czysty i niewinny błękit nieba, ozdobiony drobnymi obłokami. Promienie górùującego słońca, ogrzewały moją twarz.

– Nie wierzę w plotki– rzekłam spokojnie.

Zapadła cisza, jakby Raphael zniknął. Znów spojrzałam w jego stronę i w końcu znaleźliśmy siebie wzrokiem. Mrużył oczy, podobnie jak ja ale jego wciąż były piękne. Mam wrażenie, że zdjął na chwilę maskę, bycia tym złym.

Tattoo and ScarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz