Stanęłam przed lodówką i wybrałam parę składników. Rozłożyłam je na blacie i wstawiłam wodę na herbaty. Słuchając Eda Sheerana, zrobiłam mi i Raphaelowi kanapki na śniadanie. Nie bardzo wiedziałam co chciałby zjeść, ponieważ jeszcze słodko spał.
Umyłam w zlewie ręce po skończonej pracy i nałożyłam ostrożnie kanapki na duży talerz. Zaniosłam je na górę i po cichu wróciłam do kuchni po herbaty. Kiedy wróciłam do swojej sypialni, zauważyłam brak jednej kanapki.
– Ślepa jeszcze nie jestem– powiedziałam.
Raphael powoli wstał, a ja parsknęłam głośnym śmiechem. Nie zdążył strawić pokarmu, napchał go sobie w policzki i wyglądał jak chomik.
– Chcesz się napić? – zapytałam, ocierając łzy śmiechu. Pokiwał tylko twierdząco głową. – Nie ruszaj, bo ci jeszcze wypadnie– dodałam złośliwie.
Podałam mu herbatę i usiadłam obok niego. Obserwowałam rozbawiona jak powoli przełykał i popijał herbatą.
– O matko– odezwał się, gdy nie miał już nic w ustach.
– Dobre było? – spytałam.
– Takie dobre, że stanęło mi w gardle– odparł i nie wiedziałam jak mam to odebrać.
– Dobrze, że nie stanęło ci coś innego– odgryzłam się i poszłam po talerz.
Zjedliśmy w łóżku śniadanie, które smakowało mi lepiej niż zwykle. Potem dałam mu koszulkę i ubrał się, podczas gdy ja zniosłam naczynia na dół.
– Gotowy? – zapytałam.
– Tak– powiedział i zapiął torbę.
– Okej, daj mi chwilę i możemy jechać– powiedziałam.
Ubrałam zestaw szarych dresów i bluzy z kapturem. Włosy spięłam klamrą i zeszliśmy razem na dół. Upewnił się, że wszystko zabrał i zjechaliśmy na parking. Odwiozłam go do domu ale wydawał się mieć lepszy nastrój niż wczoraj. Ucieszyło mnie to.
Wracając do siebie, zatankowałam auto. Kiedy weszłam do mieszkania, usłyszałam Elizabeth. Wyrobiłam się akurat na czas. Ojciec pewnie, by miał problem, że ktoś u mnie był.
– Już wróciliście? – mój głos rozniósł się echem.
– Tak! – odkrzyknęła mi macocha.
Przechodząc przez salon, usłyszałam jak droczy się z Melanie. Z uśmiechem chciałam wrócić do pokoju lecz ojciec pojawił się zza rogu. Spojrzałam na niego i odruchowo zatrzymałam. Patrzyłam prosto w jego oczy, które aż płakały żalem. Dlaczego dopiero po tylu latach zrozumiał wreszcie coś?
– Chociaż chwilę– poprosił.
Zacisnęłam dłoń na szklanej poręczy. Krzyczałam w środku na siebie, bym się ruszyła w górę, bym go olała. Byle tylko znowu przez niego nie płakać, nie odczuwać bólu. Ale serce wiedziało, że nie ucieknę od tego.
– Chwila– powiedziałam i usiadłam na schodach. On stanął naprzeciw mnie ale nie umiał się odezwać. – Jakoś nie słyszę nic– mruknęłam.
– Przepraszam– wydusił wreszcie z siebie. Serce zabiło mi szybciej, a oczy zapiekły. Powiedział to, to nie jest moja wyobraźnia.
Tyle czekałam, by to usłyszeć lecz było już za późno. Nie czułam szczęścia ani ulgi, że wreszcie to powiedział. Za dużo mi powiedział, za długo zwlekał... a to tylko jedno słowo.
– Za co? – zapytałam, z trudem przełykając ślinę, aby mój głos brzmiał normalnie.
– Za wszystko co powiedziałem wtedy, nie byłaś niczemu winna– rzekł, marszcząc czoło.
Jego obraz przyćmiły łzy w moich oczach. Cała się trzęsłam.
– Tylko wtedy nie byłam winna? – spytałam i posłał mi pytające spojrzenie. – Nic nie rozumiesz nadal– mój głos drżał jak galareta.
– Przeprosiłem– wyszeptał.
– Ale tu nie chodzi o pieprzone przeprosiny! – wrzasnęłam i poczułam jak łzy, wydostały się na policzki. – Ile na to mogłam czekać? Na jebane przepraszam? – zapytałam ale milczał. – Przestałam wierzyć, że jestem dla ciebie coś warta, gardziłeś mną, bo przypominam ci ją! – krzyknęłam, wypowiadając ostatnie słowa. Mój oddech zaczął drastycznie przyspieszać ale gniew i żal nie pozwalały mi tego dosadnie poczuć. – Widziałam twój wzrok, kiedy mówili jak bardzo mam jej wygląd, jej głos, jej zainteresowania...– wyszlochałam.
Za każdym razem gdy byliśmy u dziadków, przy stole, nie mógł ukryć nienawiści w oczach, jakby chciał mnie zabić ale jego własna duma nie pozwala mu mnie tknąć palcem. Czułam się znienawidzona przez własnego ojca, ponieważ zostało mi coś po mamie, czego mi nie zabrał.
– Wiesz ile czekałam żebyś mnie chociaż przytulił? – zadałam kolejne pytanie, pozbawione odpowiedzi z jego strony. – Ty nic nie rozumiałeś i nadal nie rozumiesz. Nawet wtedy, gdy przez ciebie odreagowałam wtedy w szkole– wypomniałam mu.
– To akur...
– To twoja wina! – uniosłam znowu głos. – Przypomnij sobie co do mnie powiedziałeś? No co powiedziałeś do własnej córki?!
Zaciskał pięści, a ja zaczęłam czuć trudności w oddychaniu. Dyszałam, a w głowie powoli zaczęło mi się kręcić.
– Chciałam twojego wsparcia, kurwa! To naprawdę takie trudne?! – krzyczałam na niego na zmianę szlochając. – To przez ciebie... – uniosłam rękę w górę i wbiłam paznokcie w szyję. – Przez ciebie...
– Marisol...– wypowiedział moje imię szeptem, jak mama gdy umierała.
Cały ból, każde wspomnienie jego okropnych słów, wróciło. Przewijało się przez głowę mi tysiąc wspomnień. Ale tamten dzień był szczególnie koszmarny.
– Przepraszam córeczko– dodał i gryzłam wargę, by nie krzyczeć. – Jesteś najlepszym, co mogło mnie w życiu spotkać, co mogła po sobie zostawić.
Zacisnęłam powieki, pięści. Każdy mięsień się spiął w moim ciele, jeszcze bardziej utrudniając mi oddychanie.
– Nie kłam...
Mój organizm więcej nie mógł już wytrzymać i jeszcze mocniej zakręciło mi się w głowie.
– Marisol– ojciec zawołał mnie ale nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
Poczułam na szyi jakby linę, która mnie dusi. Zjechałam na kolana, a ból przeszywał całe moje plecy. Krzyknęłam. Nic poza krzykiem nie byłam w stanie wydusić.
– Marisol!
Tata mnie złapał zanim spadłam ze schodów i chwycił dłoń, którą nieświadomie sama się dusiłam. Łapczywie brałam wdechy, jakby ktoś zaraz miał mi zabrać tlen. Nie potrafiłam samodzielnie się uspokoić, wciąż chciałam płakać, krzyczeć na niego, a to powodowało że sama się nakręcałam.
Uspokój się, Marisol... Musisz oddychać. Dla dziewczyn, dla Melanie.
– Co się dzieje Marisol, słyszysz mnie? – ojciec pytał spanikowany.
Całą uwagę skupiłam na oddychaniu i wymieniałam epoki historyczne, włączając w to daty. Gdy dojechałam do czasów między wojnami światowymi, oddech wracał powoli do normy, a ja tylko płakałam. Ojciec mocno mnie tulił ciągle powtarzając jedno słowo przepraszam.
Słuchałam jego słów, a łzy spływały po moim policzku. Nie miałam sił, aby coś powiedzieć, ani wytrzeć twarzy. Bezwładnie leżałam, trzymana przez ojca. Bezsilna.
To co mówił, kołysało moje nerwy i dumę zranionego dziecka. Nie wierzyłam, że mnie przytulił, nie chciałam wierzyć w to, co się przed chwilą stało. Naiwna
Uniosłam powoli ręce i objęłam go, wciąż płacząc. Przytulił mnie jeszcze mocniej i miałam wrażenie, że poczułam jego łzy. Poruszona.
– Oliver! – usłyszałam Elizabeth i zamknęłam oczy. Ociężała.
Ogarnęło mnie zmęczenie, jakbym nie spała ani godziny w nocy. Zdążyłam się przyzwyczaić do tego uczucia, ponieważ przysypiałam większość dni, gdy zaczynało się robić ciężej.
CZYTASZ
Tattoo and Scars
RomanceMarisol Holt - dziewiętnastoletnia córka sędziego, która przegrała z walką o swoją psychikę. Po tragedii w szkole, trafiła na rok do zakładu dla psychicznie chorych. Po wyjściu powoli zaczyna wracać do życia. Raphael Moore - dwudziestoletni koszykar...