Marisol
Cały powrót przespałam. Cieszyłam się, gdy wylądowaliśmy i mogłam wreszcie ubrać coś lżejszego niż zimowa kurtka i kilka warstw pod nią. Mój tata przyjechał po mnie i Avril i odwiózł do domu.
Zbliżałam się czwarta wieczorem, gdy dojechaliśmy do domu.
– Już jesteśmy! – oznajmił tata, kiedy wprowadził nas do mieszkania.
Liz przybiegła i mocno mnie wyściskała, a potem Avril.
– I jak było? Opowiadajcie– nalegała podekscytowana.
– Mogłybyśmy się przebrać? Potem wszystko powiemy– zapytałam.
– Pewnie, odgrzeję obiad– odparła.
Weszłam na górę z przyjaciółką i kiedy zostałyśmy same, poczułam że muszę jej powiedzieć o tym co zrobiłam. Bałam się jednak jej reakcji. Bałam się, że będzie się obwiniać o to.
– Avril? – spojrzała na mnie trochę zmęczona. – Muszę ci o czymś... powiedzieć.
– Mów, słucham– usiadła na łóżku i wzięłam głęboki wdech.
Podwinęłam dół sukienki i pokazałam jej prawe udo. Nawet przez cieliste rajstopy każdą ranę było dokładnie widać.
– Marisol... – patrzyła mi w oczy i zrozumiała kiedy. Wstała i szybko mnie przytuliła. – Moja kretynko– wydusiła z siebie.
– Wiem, że to głupie, przepraszam– wyszeptałam, z trudem trzymając płacz.
– Raphael widział to? – zapytała, odsuwając się ode mnie.
– Powstrzymał mnie, a potem opatrzył– wyjaśniłam. – Straciłam panowanie i próbowałam wszystkiego ale jestem za słaba.
Delikatnie się uśmiechnęła i pogładziła dłońmi moje policzki.
– Wytrzymałaś długo ale wierzę w ciebie i wiem, że teraz się nie poddasz– powiedziała łagodnym tonem.
Zmarszczyłam brwi i mocno się do niej przytuliłam. Dziękowałam wszystkiemu co połączyło mnie z Avril. Byłam szczęśliwa, że zrozumiała.
– Nie czuję się sobą po tym, co się stało. Ciągle się boję– wydusiłam z siebie.
– Oddychaj kochana– gładziła mnie po plecach. – Nikt cię nie każe, a ty zobacz wreszcie siebie taką, jaką ja i reszta z naszej paczki cię widzę.
– Bardzo chcę ale ciągle mam to gówno w głowie– mruknęłam.
– Ale się starasz i masz nasze wsparcie.
Odetchnęłam głęboko i dłuższą chwilę się do niej tuliłam. Może nie jestem taka zła, jeśli tyle osób stoi za mną murem?
Kiedy się uspokoiłam poszłyśmy się umyć. Ona wzięła prysznic, a ja się szybko wykąpałam. Następnie ubrane w dresy i bluzy, zeszłyśmy na dół. Wszędzie pachniało spaghetti, a Liz z tatą oraz Melanie już na nas czekali. Jedząc opowiedziałyśmy co się wydarzyło, co zdołaliśmy zobaczyć i posmakować.
– Oszalałabym, gdyby przez pół roku było ciemno– stwierdziła macocha.
– I tak było pięknie– westchnęłam rozmarzona, na wspomnienie tańca pośród płatków śniegu. Spojrzałam na tatę i zebrałam w sobie całą odwagę. – Ale wydarzyło się coś złego.
Ojciec spoważniał, a Avril chwyciła mnie ukradkiem za rękę.
– Napadłam na Penelopy– wydusiłam z siebie i zwiesiłam wzrok, czekając na złość ojca.
– Raphael ją i Alexa nastraszył, możliwe, że się odczepią– dodała Avril i zdziwiłam się ale wciąż gapiłam się w swój talerz.
– Marisol– ojciec się odezwał i powoli uniosłam wzrok. Nie był zły lecz zmartwiony. – Jeśli będzie trzeba, znajdę ci adwokata.
Wstał i przytulił mnie. Ucieszyłam się, że zrozumiał ale miłą chwilę przerwał telefon z pracy. Poszedł odebrać na bok, a potem wrócił.
– Muszę jechać do pracy, przepraszam– pocałował macochę, przytulił mnie i pogłaskał po głowie Avril.
– Mówiłaś, że twój tata się zmienił ale że aż tak? – wyszeptała zdumiona przyjaciółka.
– Najwidoczniej zrozumiał swój błąd i nie chce go popełnić ponownie– powiedziała Elizabeth. – Zajrzę do Melanie, posprzątacie?
– Jasne– odparłam.
Avril i ja zrobiłyśmy to o co poprosiła Liz, a potem poszłyśmy do pokoju. Przyjaciółka się spakowała i odprowadziłam ją do drzwi. Chris miał ją odwieźć do domu.
Kiedy w moim pokoju zapanowała cisza, poczułam się dziwnie. Położyłam się na łóżku i myślałam o wyjeździe. Ciągle balansowałam na krawędzi życia czy śmierci. Musiałam wreszcie siebie samą pokochać, uwierzyć, że ktoś może mnie pokochać całą, uwierzyć w samą siebie.
Zerwałam się z łóżka i poszłam do toalety. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na siebie.
Blada cera ozdobiona piegami na nosie, malinowe i delikatnie wargi, długie rzęsy od oczu... do których powrócił upragniony blask. Skup się na małych rzeczach, małe kroczki.
Patrzyłam w oczy i przypomniałam sobie, dlaczego je uwielbiałam. Uwielbiałam wczesne lato, kiedy nie ma upałów, a słońce budziło mnie. Gdy wszystko już zakwitnie i obudzi się po długim śnie zimowym. Pamiętam, że kolor moich oczu wydawał się wiązać z wysoką leśną trawą, żywym odcieniem zieleni.
Ale kiedy blask słońca padnie na moje źrenice zmieniają kolor na diamentową wodę rwącej rzeki. Czysty błękit oceanu i delikatną bryzę. Uwielbiałam, swoje zmienne oczy, ponieważ miałam je po mamie. Zawsze powtarzała, że odziedziczyła je po swojej matce. Powtarzała, że są niezwykłe, jak diament zmieniający się pod wpływem kolorów. Mówiła, że jestem jej najdroższym diamentem.
Uśmiechnęłam się ze łzami w oczach i pragnęłam, by wsparła mnie. Chciałam znowu usłyszeć jej głos, który to powtarzał.
– Kocham swoje oczy– wyszeptałam. – Są niezwykłe, piękne.
Zamiast mamy, przypomniał mi się Raphael. Na jednym z naszych spontanicznych wypadów spojrzał mi w oczy, kiedy padał na nie blask słoneczny.
– Chciałbym mieć takie oczy jak ty. Zmieniają swój odcień i sprawiają, że wyglądasz piękniej.
Jeszcze bardziej się uśmiechnęłam. Powoli, musiałam wierzyć, że zaakceptuje każdy centymetr swojego ciała. Nawet te najbardziej boleśnie skrzywdzone. Zniszczyłam je, ale tylko ja mogę je naprawić!
Wypuściłam spokojnie wdech i wróciłam do pokoju. Napisałam Raphaelowi co zrobiłam i cieszył się razem ze mną. Natchnęło mnie to do pisania i zaczęłam zasuwać na klawiaturze, aż nie odczułam zmęczenia. Dlatego spakowałam się do szkoły i rzuciłam się na łóżko. Wtuliłam w poduszki i zasnęłam.
CZYTASZ
Tattoo and Scars
RomanceMarisol Holt - dziewiętnastoletnia córka sędziego, która przegrała z walką o swoją psychikę. Po tragedii w szkole, trafiła na rok do zakładu dla psychicznie chorych. Po wyjściu powoli zaczyna wracać do życia. Raphael Moore - dwudziestoletni koszykar...