Scars 5

118 5 1
                                    

Raphael

– Mamy pierwsze zwycięstwo!!! – wykrzyczał komentator przez mikrofon.

Otarłem kroplę potu z czoła i skupiłem się, by uspokoić oddech. Niestety Dylan i reszta drużyny przybiegli do mnie.

– Mamy to gościu! – krzyknął Dylan.

Racja, to pierwsze zwycięstwo tej szkoły od 3 lat. Zawodnicy nie byli zbyt szybcy, więc Alex też by poprowadził ten mecz do zwycięstwa. Co nie zmienia faktu jak bardzo piorunował mnie z ławki rezerwowych.

Patrz sukinsynu i podziwiaj.

Moje ego pożerało jego złość i rosło aż po sam sufit sali sportowej.

Po występie cheerleaderek udaliśmy się do szatni. Nikt nie rozmawiał o niczym innym jak melanż u Dylana i jego siostry. Mi niezbyt to pasowało. Dostałem zaproszenie tylko dlatego, że przyjaźniłem się z organizatorem domówki.

Wskoczyłem w czarne dresy, nałożyłem ciemną bluzę na nagą klatkę piersiową i założyłem kaptur na głowę. Chwyciłem sportową torbę i wyszedłem, wpadając na kogoś. Wściekło się spojrzałem delikatnie w dół i zobaczyłem Marisol, która pocierała swoje czoło.

– Przepraszam– wymruczała i podniosła na mnie wzrok.

Rzęsy miała wyraźniejsze, pewnie pomalowała je. Dodała czarne kreski i delikatny odcień zieleni na powieki. Uśmiechnęła się i dzięki temu spostrzegłem, że pomalowała usta błyszczykiem.

– Wow– stwierdziłem. – Czyli idziesz na imprezę?

Przez ostatnie dni długo przed snem rozmawialiśmy. Na żadne poważne tematy ale miło było, kiedy dzwoniła do mnie z dobrym humorem i próbowała poprawić też mój.

– Idę jako mentalne wsparcie Avril– westchnęła. – A ty?

– Nie mam ochoty– odpowiedziałem z grymasem na twarzy.

Uśmiech trochę opadł jej z twarzy ale chciała to ukryć.

– W takim razie miłego wieczoru– powiedziała i akurat wyszedł z szatni Dylan.

Potem pojawiła się Avril i poszedłem z nimi w milczeniu na parking. Wsiadłem do czarnego mercedesa klasy G. Włożyłem kluczyki do stacyjki i spojrzałem w odbicie bocznego lusterka.

Obserwowałem jak wsiadali do auta Dylana, a potem odjechali.

Przypuszczam, że mógłbym wpaść na tą cholerną imprezę, ale nie miałem siły znowu czuć się tam niepotrzebnie.

Odpaliłem auto, wrzuciłem bieg i otworzyłem szybę, by chłód trochę otrzeźwił mój umysł. Pierwsza sygnalizacja i już czerwone, a tak bardzo chciałem szybko dojechać do domu.

Nagle mój telefon zaczął wibrować. Podniosłem go, a dzwoniła matka.

– Co znowu? – odebrałem.

– Będziesz w domu, bo wracam– zapytała. Już miałem potwierdzić moją obecność w jej domu ale coś mnie powstrzymało. – Raphael?

Nie chcę słuchać jej pieprzenia. Nie jestem ojcem.

– Nie– odpowiedziałem w końcu i rozłączyłem się.

Zawróciłem i wstukałem w nawigację szybko adres Dylana. Wybrałem mniejsze piekło, mogłem się ukryć gdzieś. W domu nie miałbym tej swobody.

Moja matka to kobieta sukcesu. Samantha Moore prowadzi najbardziej popularną i chyba najlepiej ocenianą kancelarię adwokacką. Pamiętam jej początki, jak brzydziła się bronienia pedofilów i psychopatów. Potem zaczęła się liczyć dla niej kasa i uważała, że to ona zarobiła na wszystko co miałem w życiu. Stała się całkiem nie do zniesienia, a po śmierci ojca przestałem mieć ochotę przebywać z nią w jednym pomieszczeniu. Zupełnie jakby zebrać wszystkie żmije z liceum i posadzić je w jednym pokoju. Dla mojej matki liczy się kasa, dobre oceny, ja już niekoniecznie...

Tattoo and ScarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz