Epilog

65 3 0
                                    

Kwiecień

Marisol

Skończyłam malować kreski i przeglądałam się w lustrze już dobre parę minut. Wyszły zaskakująco równe, co ucieszyło mnie.

– Maris! – Raphael zapukał do łazienki. – Długo jeszcze?

– Tak! – odkrzyknęłam.

– Ale muszę do toalety, no– mruknął.

– Wejdź tylko, a cię zabiję– zagroziłam i się zaśmiał.

Wyjęłam paletkę i pędzelkiem nałożyłam na powieki srebrny odcień, dzięki czemu ładnie się błyszczały. Potem maskarą pomalowałam rzęsy i podkreśliłam dolne. Wzięłam bordową pomadkę i pomalowałam usta. Wyglądałam zabójczo.

Od godziny malowałam się w rytmach skocznej muzyki. Za godzinę rozpoczyna się nasz maturalny bal, a kreski nie wychodzą mi od razu, dlatego tak długo siedziałam w toalecie. Nareszcie gotowa!

Zdjęłam stanik i założyłam na ciało długą, srebrną sukienkę. Miała cienkie ramiączka i głębokie wycięcie w dekolcie, dlatego bielizna odpadła, kiedy tylko ją przymierzyłam w sklepie. Obcisły materiał dopasował się do mojej tali i podkreśli okrągłe biodra. Naciągnęłam ją bardziej i poprawiłam, by wycięcie było idealnie po lewej stronie.

Włączyłam prostownicę i poprawiłam długie, sięgające już do moich jędrnych pośladków, włosy.

W uszy wpięłam srebrne, nie za długie kolczyki i zastanawiałam się jak upiąć włosy, by było je widać. Ale w końcu zrezygnowałam i zostawiłam je rozpuszczone.

– Czekam na dole– powiedział Raphael i usłyszałam jak wychodzi z pokoju.

Do kolczyków pasowała również srebrna kolia o tym samym wzorze i ubrałam ją, by ozdabiała mój dekolt. Spojrzałam jeszcze w lustrze na swój wygląd i poprawiłam odcień powiek, by bardziej błyszczały.

Wyszłam powoli z łazienki i upewniłam się, że nie ma go w pokoju.

Na szczęście nie było, dlatego wzięłam czarną kopertówkę z biurka i spakowałam tam pomadkę oraz telefon. Zamknęłam ją i srebrny łańcuszek założyłam na ramię. Chwyciłam czarną marynarkę oraz buty i wyszłam z pokoju.

Zeszłam powoli po schodach i zobaczyłam jak Chimera, która dosyć nam urosła, bawi się z moją siostrą. Ojciec wciąż odpoczywał na kanapie, czytając gazetę. Raphael stał tyłem do mnie, ale gdy usłyszał kroki, odwrócił się.

Otworzył szerzej oczy i uchylił wargi. Poczułam się lekko zawstydzona ale on również wyglądał bardzo przystojnie.

Czarny garnitu z ciemna koszulą zapiętą pod szyję, która ozdobiła biała muszka. Włosy jak zwykle zostawił potargane i nie mogło zabraknąć złotego zegarka, który kupiłam mu na walentynki. Skórzane buty, miał już założone na stopach.

– Wyglądasz przepięknie– powiedział tata i podszedł do mnie powoli. Niespodziewanie mnie objął i nie mógł przestać się uśmiechać. – W tych włosach wyglądasz jak mama– dodał z uśmiechem.

– O mój Boże, Marisol! – pisnęła Lizz i podeszła do mnie, chwytając za ręce. – Obróć się.

Zrobiłam piruet i uśmiechnęłam się jak mała dziewczynka. Nie mogła wyjść z zachwytu.

– Miłej zabawy– dodała.

– Dzięki ale trochę się stresuję– zaśmiałam się nerwowo.

– Niepotrzebnie, wybaw się– powiedziała.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 28 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Tattoo and ScarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz