Scars 36

52 3 0
                                    

Marisol

Ogromny ból głowy zaczął rozsadzać mi ją. Uniosłam powoli powieki, a dookoła mnie było ciemno. Podniosłam wzrok i przez zabrudzone szyby dostrzegłam pomarańczowe niebo, słońce zachodziło za horyzont. Gdzie ja jestem?

Rozejrzałam się i widziałam tylko betonowe słupy w pustym i chłodnym miejscu. Wyglądało to na jakiś hangar albo magazyn.

Spróbowałam ruszyć rękami ale usłyszałam hałas metalu. Miałam założone coś zimnego na nadgarstki. Wymacałam szybko i zrozumiałam, że to kajdany, ciężkie kajdany. Przyczepione miały łańcuch, który najwyraźniej owijał się wokół słupa, przy którym siedziałam.

Nagle usłyszałam podobny hałas ale nie był on wydany przeze mnie.

– Jest tu ktoś? – zapytałam ale odpowiedziała mi cisza. – Ktokolwiek?!

– Ciszej– ktoś wyszeptał zza mnie. Brzmiało jak dziecięcy głos. – Jesteśmy bezpieczne narazie, dlatego bądź cicho.

– Kim jesteś? – zapytałam.

– Victoria, porwała mnie ta straszna kobieta– odpowiedziała. Ta suka porwała dziecko?!

– Gdzie my jesteśmy?

– Nie wiem ale niedługo się zjawi– wyszeptała.

Wstałam powoli ale ból głowy nie przestawał pulsować. Zacisnęłam mocno pięści i wykonałam krok. Dalej nie mogłam iść dlatego zaczęłam ciągnąć łańcuchy za sobą. Wyczułam chwilę wcześniej, że nie były takie grube. Wystarczyłoby poluźnić jedno oczko i mogłabym uciec.

Niestety, nie puściły. Postanowiłam ciągnąć, a potem puszczać. Używałam każdych sił jakie mi zostały. Nie miałam zamiaru siedzieć tam przez jakąś szurniętą szmatę.

Przez chwilę jeszcze próbowałam, a potem po prostu szarpałam i krzyknęłam na całe gardło. Mimo gniewu na matkę Raphaela, poczułam strach. Bałam się, że nie zobaczę już nikogo znajomego. Nie wiedziałam, co ta kobieta chce ze mną zrobić ale nie chciałam zginąć. Wszystko zaczęło się układać, dlaczego musiała to spieprzyć?

Osunęłam się na kolana i zwiesiłam głowę w dół. Zacisnęłam pięści, czując łzy w oczach. Pociągnęłam nosem i wypuściłam powoli powietrze. Spokojnie Marisol, spokojnie...

Nagle coś zaskrzypiało z prawej strony i ciężkie drzwi się otworzyły. Zobaczyłam trzy ciemne postacie, a moje serce zabiło ze strachu. Cały spokój szlak trafił.

Ktoś włączył światło, które oślepiło mnie na chwilę. Kiedy ponownie obraz się wyostrzył, zobaczyłam matkę Raphaela w towarzystwie dwóch facetów. Oddech zaczął mi wariować.

– Wreszcie się obudziłaś– powiedziała z rękoma w kieszeniach eleganckich spodni.

– Wypuść mnie wariatko– syknęłam.

Zaśmiała się i podeszła do mnie. Przez szpilki była wyższa ode mnie, dlatego zniżyła głowę na mój poziom i niespodziewanie uderzyła w policzek. Cios był mocny, zdołał przechylić moją twarz.

– Najpierw nauczę cię szacunku do mnie– rzekła.

– Nie zamierzam się tobie podporządkować– prychnęłam i spiorunowałam ją wzrokiem.

Ciężko mi było oddychać ale starałam się zachować groźny wyraz twarzy.

– Jesteś dość wyszczekana– stwierdziła, jakby z podziwem. – Moi rodzice tego nie lubili i poprzez kary, przestałam im pyskować.

– Zamierzasz mnie karać? Na mózg ci padło? – spytałam zniesmaczona.

– Kuszące– stwierdziła i odeszła ode mnie. – Ale trochę się pobawię z tobą.

Tattoo and ScarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz