Rozdział 19

8K 515 12
                                    

Pakuje ubrania do walizki. Dopakowuje upominki dla Mii i Rose. Siadam na walizce aby ją zapiąć i w końcu mi się udaje. Siadam na łóżku zastanawiając się czy czegoś zapomniałam. Zayn staje przede mną trzymając w ręku torbę. Podaje mi ją a ją wywracam oczami.
-Nie musiał pan nic mi kupować.
-Chciałem. Niech pani otworzy.
Otwieram i piszcze. Książki Dumas'a w oryginale. Moi ukochani trzej muszkieterowie! Mój -D'Artagnan! Moja pierwsza ksiazkowa miłość. Mocno przutulam Zayna i zaczynam oglądać książki strona po stronie, gładzić piękne, tłoczone okładki i muskać palcami grzbiety. Uśmiecham się szeroko.
-Dziękuje!
-Nie na za co- Zayn stuka się policzek, a ja go całuję, znów przenosząc wzrok na cudowne wydania.
-Są niesamowite. Skąd pan wiedział, że Kocham Trzech Muszkieterów?
-Trochę intuicja a trochę telefon do przyjaciela.
Śmieje się głośno, już wiedząc, że Rose musiała maczac w tym palce. Patrze na niego rozpromieniona, a on uśmiecha się zadowolony.
-Wiem, że nie zna pani francuskiego, ale Rose zapewniła mnie iż pani miłość do tej książki jest tak ogromna, że przeczyta to pani nawet w niezrozumiałym dla siebie języku.
-Tak! Ta książka jest jedną z moich ulubionych! Oczywiście pomijając moją cudowna Jane.
-Jane Austen? Czyżby pani też ulegla urokowi osobistemu pana Darcy?
-Oczywiście. Jak kazda kobieta na planecie.
-Czyta pani coś mniej ambitnego?
-No jasne!- przyznaję wesoło, a on siada obok mnie na skraju łóżka.- Czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce. Horror, romans, fantastyka, powieści historyczne, obyczajowe, książki popularno-naukowe oraz powieści o wampirach i bogatych facetach o dziwacznych upodobanoiach.
-Ma pani na mysli mnie i moje upodobanie do skarpetek w paski?- porusza brwiami uśmiechajac się jak wariat, a ją wybucham śmiechem. Robi przerażoną minę i łapie się za głowę- Wydało się!
-Na szczęście nie- staram się brzmieć poważnie. - Nikomu nie powiem. Obiecuję -kładę rękę na serce.- Chodziło mi raczej o niejakiego pana Greya.
-Aaaaa jego... Ta książka była aż tak zła, że wstydzi się pani podac tytuł?
-Według mnie, nie ma czegoś takiego jak złe książki. Uważam, że wszystko, co znajdzie choć jednego odbiorcę ma sens. Jeśli jedna osoba uznała coś za wartościowe, to nie mam prawa tego skrytykować. Jeśli coś się komuś podoba, to nie może być aż tak złe, prawda?
Powoli kiwa głową, wpatrujac się we mnie z lekkim uśmiechem.
-Prawda-mówi w końcu, przenosząc wzrok na stolik przy łóżku.
-A pan ma ulubioną książkę?
-Nienawidzę wybierać ulubionych rzeczy. Lubię mnóstwo potraw, mnóstwo kolorów, zespołów, mnóstwo miejsc i nie umiem wybrać ulubionego. Chyba, że mialbym wybrać ulubionego pracownika-przywuwa się do mnie, a ja robię się czerwona.-Wtedy wybrałbym Marka.
-Dupek!-zadaję mu cios w ramię, a on wybucha śmiechem. Udaje obrażoną, choć chce mi się śmiać, gdy tylko słyszę jego rozbrajający śmiech.
-Przepraszam-mruczy cicho.- Przepraszam, to pani jest moim najlepszym pracownikiem.
-Oboje wiemy, jak marnym jest pan kłamcą, panie Malik.
-Wiemy, ale tym razem jest to szczera prawda, panno Jackson.
Uśmiecham się szeroko i gładzę lekko jego policzek.
-Jest pan moim ulubionym szefem.
-Ma pani jednego szefa.
-I tak powinien byc zadowolony, że z pomiędzy pana, a pana, wybrałam pana.
Patrzy na mnie spode łba i stuka się w czoło. Chichoczę i biorę z krzesła sukienkę, aby przygotować się na ostatnie spotkanie biznesowe. Jutro rano mamy samolot powrotny do Londynu. Czeszę włosy i maluje się, a potem wkladam sukienkę i buty. Gdy wychodzę, Zayn jest już gotowy. Biorę tylko z krzesła torebkę i możemy wychodzić. Jak zwykle muszę poprawić jego krawat, aby było tak jak ja chcę. Jest wręcz idealnie, więc puszczam do niego oko, a on muska przelotnie moje usta swoimi. Odwrcam sie do niego tyłem, by przejrzeć się w lustrze. Staje za mną i obejmuje mnie w talii, uśmiechajac się szeroko.
-Pięknie razem wygladamy.
Kładzie głowę na moim ramieniu i ściślej mnie obejmuje, gładząc zmysłowo moje biodra. Uśmiecham się szeroko i kiwam głową, lekko muskając jego dłonie moimi. Uśmiecham się do naszego odbicia, gdy on wodzi nosem po moim policzku. Odchylam lekko głowę, a on przenosi go na szyję. W końcu lądują też na niej jego usta, a ja drżę lekko pod wpływem przyjemności, jaką mi sprawia. Przygryzam wargę i przymykam oczy. Po chwili jednak się otrzasam.
-Idziemy? -pytam drżącym głosem i robię kilka chaotycznych kroków, aby się odsunąć. Może zbyt zdecydowanych i chaotycznych. Patrzy na mnie trochę zaskoczony i zmieszany moim wybuchem. Wygląda jakbym sprawila mu przykrosc, ale po chwili znów przybiera maskę obojętności i niewzruszenia i wygląda prawie tak, jak wtedy, gdy spotkałam go po raz pierwszy.
-Tak. Samochód już pewnie na nas czeka, a my się guzdrzemy.
-Faktycznie- staram się brzmieć formalnie, ale łamie mi się głos. Patrzy na mnie zszokowany i widzę jak w jego zdystansowanym spojrzeniu, pojawia się ciepło i opiekunczość. Obejmuje mnie mocno w talii i wychodzimy z pokoju. Idziemy do windy i jak zwykle posyła mi chytry uśmieszek. Staram się tego nie zauważyć, bo w mojej głowie znów rozpocząłby się huragan. Szykuje się kolejne nudne jak flaki z olejem spotkanie.

***

Padam zmęczona na łóżko, a szpilki zasuwaja mi się z nóg. Zayn kładzie się obok mnie. Po spotkaniu postanowiliśmy na chwilę wejść do jednego z klubow i bawilismy się tak dobrze, że zostaliśmy tam pół nocy.
-Która godzina?- bełkoczę przecierając oczy.
-Czwarta rano- Zayn zdejmuje z siebie marynarkę a zaraz potem koszulę-Co nas podkusiło, do jasnej cholery? Zaraz musimy wychodzić na lotnisko, a potem powinniśmy załatwić jeszcze jedną sprawę w biurze.
Jęczę z niezadowoleniem i kładę głowę na jego tors. Lezymy chwilę w kompletnej ciszy.
-Jeśli jest pani bardzo zmęczona, to mogę pojechać sam i zrobić pani część pracy-przeciera oczy i chce wstać, ale przyciskam go do materaca.
-Pojadę z panem, ale teraz proszę odpoczywać. W końcu jesteśmy drużyną, czy nie?
-Racja-zerka na mnie z góry, a ja wyciągam mały palec. Powtarza gest i splatamy je. Jest mi dobrze i błogo. Czuję się jakby cały świat nie istniał oprócz naszej dwójki, czuje się szczęśliwie i bezpiecznie. Jest idealnie i mogłabym tak spędzać każdy wieczór. Telefon Zayna dzwoni, a on odbiera, uprzednio wzdychajac ciężko.
-Malik. Tak. Tak-podnosi się i podchodzi do okna-Owszem. Wyśle fakturę jak tylko wyląduje. Około trzech? Panno Jackson, ile jest nam dłużny pan Jones za ostatnia inwestycje?
-Dwa miliony siedemset-mówię, ziewajac i zakrywajac usta reka. Zayn uśmiecha się szeroko i posyła mi całusa, a potem wraca do rozmowy. Wywracam oczami i nakrywam się kołdrą. Zayn się żegna i kończy rozmowę.
-Jest pani niezastąpiona- szepce, a ja uśmiecham się pod nosem i zasypiam aby mieć choć chwilke snu.

Glimmer | z.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz