Rozdział 3: Chmura

8 3 0
                                    

Rzuciłem się na sarnę i powaliłem ją jednym ruchem. Zacisnąłem zęby na jej gardle, do mojego pyska wdarł się metaliczny posmak jej krwi. Jeszcze przez chwilę rzucała się, jednak w końcu przestała się ruszać, a ja puściłem jej gardło i wyprostowałem się.

Nie miałem ochoty na sarnę. Niedawno zjadłem dwie tłuste myszy, na razie nie byłem głodny. Patrzyłem na martwe zwierzę z narastającym uczuciem niepokoju. Nie zjem jej teraz ani później, bo mięso się zepsuje i będzie niedobre. Zaskomlałem cicho. Po co ją zabiłem? Musiał być jakiś powód, ale jeśli sobie nie przypomnę...

Dom. Miałem zanieść ją do domu, do tamtego chłopaka. Dwóch chłopaków.

Ponownie złapałem sarnę za gardło i zacząłem ciągnąć ją w stronę domu. Zapamiętałem. No, może nie do końca zapamiętałem, ale szybko sobie przypomniałem. Ostatnio idzie mi coraz lepiej. Dzisiaj rano obudziłem się i od razu wiedziałem, dlaczego tej nocy znów spałem na zewnątrz. Teraz też przypomniałem sobie o tamtych dwóch chłopakach. No i, pamiętałem o jedzeniu i piciu. Lato zaczęło się na dobre, musiałem pilnować, by się nie odwodnić. I póki co, szło mi to całkiem nieźle.

Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego tak dużo i często zapominam. Są rzeczy, które zostają w mojej głowie na stałe i nie mam problemu z tym, by o nich pamiętać, ale wszystko inne wylatuje z mojej głowy w tej samej chwili, w której się tam pojawia. Czasem zastanawiam się, czy może chodzi o moją pamięć, czy o przerażającą rutynę i szary schemat, według którego działam. Każdy mój dzień wygląda tak samo, niezmiennie, stale. Może dlatego nie pamiętam tak wielu rzeczy; jestem przyzwyczajony do rutyny, a dni i miesiące zlewają się w jedno, nie dając mi szansy odróżnić, co stało się wczoraj, co dzisiaj, a co w ogóle nie miało miejsca i tylko mi się śniło. Sny są bardzo dezorientujące, zwłaszcza gdy są realistyczne. Do tej pory nie potrafię rozgryźć, czy tamten szary wilk, z którym kiedyś biegałem przy jaskini z kolorowymi kamieniami, był prawdziwy czy stworzyła go moja wyobraźnia. I dlaczego w ogóle go jeszcze pamiętam, skoro nie pamiętałem o tamtych chłopakach sprzed kilku dni?

No właśnie, ilu dni? Już nie pamiętam. Wiedziałem, ale już nie wiem. Ale o tamtym szarym wilku nie potrafię zapomnieć.

Dotarłem do domu. Zostawiłem sarnę na trawie i spojrzałem na schody. Był tam. Wciąż czułem w jego zapachu nieufność, ale tym razem była mniejsza. Dało się też wyczuć deszcz i jakieś drzewo, chyba iglaste. Igły tak śmiesznie pachną... Ale on pachniał ładnie.

Zamerdałem ogonem na jego widok, a on przechylił głowę w bok. Jego skrzydła drgnęły. Chciałem podejść bliżej, ale wtedy przypomniałem sobie o zwierzynie. Zaczołgałem ją do niego, a on uważnie obserwował każdy mój ruch. Nie wstał, gdy podszedłem do samych schodów. Spojrzał na mój podarunek i znów na mnie. Usiadłem, czekając, aż coś powie.

- Znowu przyniosłeś dla nas jedzenie? - zapytał. Mruknąłem pod nosem, trącając łapą sarnę. Chłopak nie wydawał się rozumieć. - Czy ty nas karmisz?

Jesteście osłabieni, chciałem mu powiedzieć. A ja chcę wam pomóc.

Zaszczekałem i podniosłem się na równe łapy, merdając przy tym ogonem. Jego ramiona opadły lekko, co chyba znaczyło, że się rozluźnił. Gapiłem się na niego, czekając, aż weźmie sarnę i pójdzie do domu, do tamtego drugiego, który jeszcze nie wyszedł, ale on się nie ruszał. Może bał się podejść? Zrobiłem kilka kroków w tył, schyliłem głowę. Wciąż tylko na mnie patrzył.

- Jesteś wilkołakiem? Potrafisz się zmienić? - pytał dalej. Zaskomlałem. Nie chcę się zmieniać, nigdy nie lubiłem swojej bardziej ludzkiej formy. Lepiej czuję się jako wilk.

Zmarszczył brwi. Chyba znów nie rozumiał.

- Okej... - zaczął niepewnie, mierząc mnie wzrokiem. - Nie wyglądasz jak zwykły wilk, więc chyba jesteś wilkołakiem. I... Nie zmienisz się. - powiedział. Kiwnąłem głową i usiadłem. - No dobrze. Chcesz... Pomóc nam? Dlatego przynosisz jedzenie?

Mój ogon zaczął rytmicznie uderzać o trawę.

- To twój dom? Jest tutaj twój zapach. - znów się zgodziłem. Wyglądał tak, jakby zrozumiał.

Gapił się na mnie tak, jak ja na niego. Wciąż nie ruszył się po sarnę. Nagle wstał, zastrzygłem uszami. Stał przez chwilę na schodkach, aż w końcu zszedł na trawę. Wyciągnął w moją stronę dłoń, widziałem w jego oczach coś, czego nie potrafiłem nazwać.

Niepewnie nachyliłem się i powąchałem jego rękę, nie przestając przy tym patrzeć mu w oczy. Deszcz i... Sosna? Czy to była sosna? Chyba tak. Ciekawy zapach. Podoba mi się.

Zbliżył się bardziej, a ja drgnąłem przestraszony, odskakując. On również się cofnął. Nie wiem, co chciał zrobić, ale chyba nie zamierzał próbować tego znów. Chociaż nie wiem. Wyglądał na... Nie mam pojęcia, ale znów uniósł ramiona, znów się spiął, dodatkowo rozkładając skrzydła. Czułem, jak sierść na moim karku i ogonie jeży się.

- Nie będę... Nie będę cię dotykał. I dziękuję, że o nas dbasz. - powiedział cichym głosem. - Nie bój się. - zrobił kolejny krok do tyłu. Nie bój się. Bać się. Czy ja się bałem?

Przestałem podkulać ogon, postawiłem z powrotem uszy. Nie bałem się go. Przynajmniej tak mi się wydaje, ale czy miałem ku temu jakiś powód? Teraz... Okej, może jednak mnie wystraszył. Tak nagle chciał... Złapać mnie? Nie wiem. To było dziwne. Ale chyba mogę mu wierzyć, kiedy powiedział, że nie będzie mnie dotykał. I żebym się nie bał.

Nagle położył dłoń na swojej piersi. Znów się rozluźnił, powietrze jakby zelżało.

- Jestem Kaito. - powiedział. Nastawiłem uszu w jego stronę. Kaito? Śmieszne słowo. Zaszczekałem, jednocześnie merdając ogonem, a on uśmiechnął się lekko. Kaito. Nie mam pojęcia, co to znaczy, ale podoba mi się brzmienie tego słowa. Kaito. Kaito, Kaito, Kaito...

- A ty jak się nazywasz?

Kaito, Kaito, chwila, co?

Przechyliłem głowę w bok. Jak się nazywam? Potrzebowałem chwili, by przetworzyć jego słowa i je zrozumieć. Kaito... Oh, to było jego imię! Dźwięk, na który zareaguje tylko on. To właśnie jest imię, prawda?

Ale jakie ja miałem imię? Czy ja w ogóle miałem imię? W mojej głowie pojawiła się myśl, ale zanim zdążyłem ją rozszyfrować, zniknęła. Imię... Chyba musiałem je mieć, prawda? Ale jak ono brzmiało? I kto miałby mi je nadać, skoro byłem tu sam? A może sam jakieś wybrałem? Jeśli tak, mogę zrobić to znów, prawda? Mogę wymyślić sobie drugie imię, jeśli nie pamiętam tamtego.

Rozejrzałem się szybko, nie chcąc kazać mu czekać. Jak chciałem się nazywać? Spojrzałem w prawo, w lewo, a potem w górę. Chmury.

Chcę być Chmurą.

Zaszczekałem, jednocześnie merdając ogonem. Chmura. Zawsze lubiłem chmury, wydawały się takie miękkie i delikatne, chciałem ich dotknąć.

Kaito podążył za moim wzrokiem, ale nie wydawał się rozumieć. Przez chwilę patrzył w niebo, zastanawiał się nad czymś, aż w końcu spojrzał na mnie bez przekonania.

- Nie mam pojęcia, co mówisz.

Zaszczekałem znów. To było takie proste. Chmura. Po prostu Chmura.

Podrapał się po karku i skrzywił się.

- Nie wiem. Nie rozumiem.

Strzepnąłem ogonem i wywróciłem oczami. Oczywiście. Niech tak będzie.

Odwróciłem się i mamrocząc pod nosem, poszedłem między drzewa, prosto do strumienia. Wybrałem dobre imię, to nie moja wina, że on nie potrafił zrozumieć i powtórzyć.

Coś mi mówi, że wcześniej nazywałem się inaczej. Może jednak nie powinienem nazywać się Chmura i to dobrze, że on mnie nie zrozumiał. Jego imię brzmiało... Nie było słowem, które znałem do tej pory. Nie był Drzewem, Wodą, Kamieniem albo czymś, co byłoby już nazwą innego elementu lasu. On nazywał się inaczej. Może wymyślił to słowo? Może nie istniało, dopóki nie zaczęło być jego imieniem?

Już nie pamiętam, jak się nazywał. Za bardzo skupiłem się na swoim imieniu i to jego kompletnie wyleciało mi z głowy... Ale skoro mnie nie rozumie, to chyba nie ma to większego znaczenia, jak go zawołam. Niby skąd miałby wiedzieć, czy zaszczekałem akurat jego imię, czy jakiekolwiek inne słowo?

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now