Między drzewami pojawiła się biała plama, którą rozpoznałem. Mój ogon automatycznie zaczął latać na boki, a ja sam zaszczekałem radośnie. Dotarliśmy na miejsce. Byliśmy w mieście, nie zgubiliśmy się po drodze, wszystko było w porządku.
Te dwa dni drogi minęły szybciej, niż się spodziewałem. Na początku czas strasznie mi się dłużył, a w głowie raz za razem pojawiały się kolejne wątpliwości co do tego, czy na pewno to był zachód, a nie wschód, czy idziemy w dobrym kierunku, czy nie wyprowadzę nas na terytorium jakiegoś krwiożerczego potwora, który zabije nas zanim w ogóle zdążymy zorientować się, co się dzieje. Ale wieczorem pierwszego dnia naszej wyprawy dotarliśmy do białych drzew i już wiedziałem, że idziemy w dobrym kierunku.
Noc była już mniej przyjemna. Nie mogłem zasnąć, wierciłem się, szukając wygodnej pozycji, a Sora raz za razem upominał mnie, żebym przestał się rzucać, bo nie może przeze mnie spać. Razem z Kaito spał przy jednym z grubszych drzew, jakie mijaliśmy, a ja leżałem kawałek dalej. Kiedy już miałem dość tego, że na mnie krzyczał, przestałem się ruszać i po prostu na nich patrzyłem. Spali blisko siebie, Kaito był przyklejony do pleców Sory, zawinęli się w jeden z koców, jakie mieliśmy ze sobą. To obudziło we mnie kolejne wspomnienie, ale wystarczyło, żebym skupił na nim całą swoją uwagę, a uciekło i za nic nie chciało wrócić.
Rano zjedliśmy tłuste zające i ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy do urwiska i szliśmy wzdłuż niego. Chłopacy rozmawiali o tym, co trzeba kupić i czy na pewno poroże starczy nam na wszystkie potrzebne rzeczy. Mówili coś o wynajęciu pokoju w jakiejś karczmie, o tym, że trzeba będzie też kupić jedzenie, gadali coś o mnie. Nie słuchałem ich za bardzo, zbyt pochłonięty patrzeniem na swoje łapy, ale z tego, co zrozumiałem, Kaito miał mnie pilnować. Nie miałem nic przeciwko temu. Wolałem, żeby pilnował mnie on, niż jakby miał to robić Sora. Może on w ogóle by mnie nie pilnował i specjalnie zostawiłby mnie gdzieś, skąd nie potrafiłbym wrócić? Na samą myśl o tym przeszedł mnie zimny dreszcz.
Droga minęła nam raczej szybko i spokojnie. No, może oprócz tego jednego czasu, kiedy musieliśmy oddalić się od urwiska i skręcić w las, a ja nie byłem pewien, gdzie dokładnie mamy pójść i zatrzymałem się, żeby przypomnieć sobie drogę. Sora oczywiście był zdenerwowany, że marnuję czas i w ogóle co ja robię, a jego gadanie tylko bardziej mnie rozpraszało. Uderzyłem go łapą. Lekko, tylko żeby się uciszył, ale on zdenerwował się jeszcze bardziej i Kaito musiał interweniować. Ostatecznie jednak przypomniałem sobie, gdzie mieliśmy iść, ale nie zmienia to faktu, że byłem wkurzony na Sorę.
Sora jest dziwny. Szybko się denerwuje i jest niecierpliwy do granic możliwości, a do tego jest dla mnie niemiły. Dla Kaito jest miły i ciepły, ale kiedy tylko przyłapię go na tym, że traktuje go łagodnie, frustruje się i znów zakłada maskę wielkiego, niedostępnego pana marudy. Nie wiem, dlaczego taki jest, ale to irytujące.
Nie to, że powinno interesować mnie to, jaki Sora jest. Przecież zaraz stąd pójdzie i już nigdy więcej się nie zobaczymy. To, dlaczego jest takim dziwakiem, nie ma dla mnie większego znaczenia.
- To tutaj? - zapytał Kaito, poruszając jednocześnie skrzydłami. Zbliżaliśmy się do muru z białej cegły, przez dźwięki lasu powoli zaczął przebijać się gwar miasta. Nasza droga nieco się przedłużyła, więc nie zdążyliśmy dotrzeć do miasta drugiego dnia i musieliśmy zrobić drugi postój, ale dzięki temu dotarliśmy na miejsce w samo południe, gdy miasto było pełne życia.
Mój żołądek skręciły nerwy.
- Na to wygląda. - rzucił Sora. Po tym odwrócił się do mnie, a ja odruchowo położyłem uszy.
- Musisz się zmienić. I ubrać.
Prychnąłem. Nie ma mowy. Dlaczego nie mogę zostać w swojej wilczej postaci? Szturchnąłem Kaito pyskiem z nadzieją, że stanie po mojej stronie, tak jak robił to zawsze, gdy Sora mnie atakował, ale tym razem on tylko westchnął. Zatrzymaliśmy się, zdjęli z mojego grzbietu torbę.
- Czytałem o tym kiedyś. W miastach wilkołaki mają zakaz poruszania się w swoich wilczych formach, są za to kary. Musisz wytrzymać te kilka dni, przykro mi.
Szczeknąłem na niego i pokręciłem głową. Nie chciałem się zmieniać. Czułem się lepiej jako wilk. Bezpieczniej. Naprawdę nie mogłem zostać w tej postaci?
Sora wywrócił oczami, a Kaito posłał mi bezradne spojrzenie. Wyglądało na to, że nie miałem wyjścia, a wykłócając się, tylko zdenerwowałbym Sorę. Myślę, że jest na mnie jeszcze trochę zły po tym jak uderzyłem go wtedy łapą, a nie chcę dodawać mu powodów do tego, by obciął mi ogon.
Kaito wyjął spodnie i koszulkę z torby, którą niosłem. Prychnąłem pod nosem ostatni raz, a później zmieniłem się. Nie było to zbyt komfortowe uczucie, ale nie miałem innej opcji. Nałożyłem spodnie, rzucając koszulce nieufne spojrzenie.
- Muszę...
- Tak, musisz. Pospiesz się i chodźmy. - wtrącił Sora. Poruszył przy tym gwałtownie skrzydłami, na co położyłem uszy. Po co te nerwy? Tym razem to ja zrobiłem minę, kiedy nakładałem drugą część mojego stroju. Już było mi niewygodnie.
- To tylko kilka dni. - Kaito poklepał mnie po ramieniu w pokrzepiającym geście. - Dasz radę. Zanim się zorientujesz, już będziemy wracać i znów będziesz mógł zamienić się w wilka.
Pokiwałem głową, starając się go słuchać i nie zadręczać się na zapas, ale koszulka naprawdę mnie drażniła. Nie mogę obiecać, że jej nie uszkodzę, jeśli nie przestanie tak mnie obcierać. To naprawdę nieprzyjemne uczucie.
***
Było głośno i tłoczno. Gdzie nie spojrzałem, zawsze ktoś tam był. Wilkołaki i ptako-podobne istoty, dzieci, dorośli, kobiety i mężczyźni. Zapachy mieszały się i drażniły mój nos, hałasy odbijały się echem w moich uszach, ilość kolorów i nowych twarzy była przytłaczająca.
Siedziałem skulony na schodkach przed jakąś karczmą, w której chłopacy próbowali kupić pokój na dwie lub trzy noce. Kazali mi zaczekać tutaj, żeby nie robić niepotrzebnego tłoku. Cóż, w środku nie było lepiej niż na zewnątrz, tak samo głośno i tłoczno, ale czułbym się lepiej, gdyby był przy mnie Kaito. Jest miły. To chyba normalne, że chciałbym, żeby ze mną był, zwłaszcza w miejscu tak okropnym jak to.
Czas dłużył mi się niesamowicie. Dłubałem bez celu w drewnianym schodku i niecierpliwiłem się, no bo ile można załatwiać pokój? Nie znam się na tym, ale to nie powinno trwać tak długo. Zaskomlałem cicho pod nosem i podniosłem głowę, patrząc na drzwi tak, jakby miały zdradzić mi, kiedy moi towarzysze wrócą.
Nie wracali. Siedzenie na schodkach przestało być wygodne, więc wstałem. Rozejrzałem się niepewnie po osobach, które mnie mijały. Były naprawdę różne, różnie wyglądały i różnie pachniały. Niektóre były same, inne miały towarzystwo. W mojej głowie mignęło niewyraźne wspomnienie ozdobione mgłą czasu, zamazane na tyle, żebym nie mógł go rozszyfrować. Zastrzygłem uszami. Myśl, myśl, przypomnij sobie.
Czy ja już tu kiedyś byłem? Czy to możliwe? Nie pamiętam, żebym przychodził tu sam, na pewno nie wszedłbym w ten harmider z własnej woli. A może ktoś mnie tutaj zabrał? Zanim zostałem w domu sam, czy ktoś był tam ze mną?
Czerwony stragan.
Skup się. Zacząłem gnieść w dłoniach brzeg koszulki, próbując jednocześnie zebrać myśli i przypomnieć sobie, co to za czerwony stragan, który pojawił się w mojej głowie tak nagle. Był wyraźny; dach był lekko uszkodzony, stała za nim uśmiechnięta kobieta, chyba brunetka, podawała mi drewnianą figurkę. Figurka, figurka, figurka... Ta, która leży w stercie niepotrzebnych rupieci w małym pokoju w domu. Kiedy przeglądaliśmy rzeczy z miłym chłopakiem, rzuciła mi się w oczy. Wtedy nic sobie nie przypomniałem, ale teraz jestem prawie pewien, że jest stąd, z czerwonego straganu, który gdzieś tu musi być.
Zszedłem ze schodów. Chcę znaleźć to stoisko i zobaczyć, czy tamta kobieta wciąż ma te ładne drewniane figurki. Chyba były w kształcie zwierząt... Chciałbym zobaczyć figurkę w kształcie wilka. Ciekawe, jak wygląda.
Poszedłem za tłumem tam, gdzie hałas przybierał na sile. Znajdę czerwony stragan i obejrzę drewniane figurki. Mogę to zrobić, prawda?
YOU ARE READING
If I Want To Have Memories
FantasyOdkąd pamięta był sam, ale nie przypomina sobie, by kiedykolwiek mu to przeszkadzało. Może dlatego, że jego pamięć nie działa do końca tak, jak powinna, a zatrzymanie w głowie krótkiej informacji to dla niego nie lada wyzwanie. Z jakiegoś powodu jed...