Rozdział 44: Obiad

3 2 0
                                    

Krzesła były trzy. Nas była czwórka. Do tej pory, gdy Sora dąsał się jak dzieciak i nie rozmawiał prawie z nikim, nie jadał też z nami posiłków, więc ten problem rozwiązywał się sam. Teraz jednak z jakiegoś powodu Sora chciał zjeść z nami wszystkimi. I teraz jeden z nas nie miał, gdzie siedzieć.

Rudowłosy chłopak wiercił się na krześle, podczas gdy nasza trójka stała przy stole, nie wiedząc, kto ma usiąść, a kto nie. Kaito kazał mu nie przejmować się nami i usiąść, bo jego noga wciąż nie była do końca wyleczona i długie stanie bez potrzeby nie było najlepszym pomysłem. Może mi się tylko wydawać, ale nie czuł się najlepiej z tym, że problem, który teoretycznie powstał przez niego, nie dotyka go prawie wcale.

Sora w końcu westchnął i usiadł na krześle przy krótszym boku stołu.

- Przynieś sobie pieniek z dworu. - rzucił, machając na mnie ręką. Zastrzygłem uszami, gotów kłócić się o to, kto ma siedzieć na pieńku. Dlaczego to miałem być ja? Mógł sam przynieść sobie kawałek drewna, a krzesło oddać mnie.

Wtedy jednak mój wzrok padł na zestresowanego chłopaka. Gdybyśmy zaczęli się o to kłócić, pewnie zdenerwowałby się jeszcze bardziej. A ja nie chciałem go denerwować.

Pójście na zewnątrz i wrócenie z jakimś pieńkiem zajęło mi chwilę. Usiadłem. Nie było mi tak wygodnie, jak na krześle, ale było znośnie. Choć trochę nisko.

Zaczęliśmy jeść. Dobrze, że jednak nie kłóciłem się z Sorą. Pieczona sarnina przygotowana przez Kaito była tak dobra, że nie wybaczyłbym sobie, gdybym marnował czas na bezsensowne sprzeczki, zamiast zająć się jedzeniem. Mięso było miękkie i rozpływało się w moich ustach, a ten smak... Cudo. Po prostu cudo. Kaito szturchnął mnie łokciem, a ja posłałem mu pytające spojrzenie. Wtedy uniósł widelec do ust boleśnie powoli. No tak, pewnie jadłem za szybko. Ale co mogłem na to poradzić, skoro było takie dobre?

Nie, Kaito ma rację. Jeśli dalej będę jeść tak szybko, to szybciej skończę swoją porcję, a ten cudowny smak zniknie. Muszę jeść wolniej.

- Powinniśmy porozmawiać. - oznajmił nagle Sora. Wszyscy jednocześnie na niego spojrzeliśmy.

Przez kilka długich sekund niczego nie dodał. Machnąłem ogonem.

- Jak długo planujesz tu zostać? - zwrócił się do chłopaka, który od razu wbił wzrok w swój talerz. Kaito poruszył skrzydłami.

- Myślałem, żeby zostać tu, dopóki moja noga nie wyzdrowieje. Jeśli mogę. - powiedział cicho. Zmrużyłem oczy, próbując przypomnieć sobie jego imię. Chyba było długie i to dlatego miałem taki problem z zapamiętaniem go, bo chłopacy już kilka razy je powtórzyli. Cóż, trudno. Kiedyś na pewno zostanie w mojej głowie, muszę tylko usłyszeć je wystarczająco dużo razy.

- Masz, gdzie później pójść? - zapytał Kaito. Nigdy nie przestanie zadziwiać mnie to, jak bardzo różnił się ton jego głosu od tonu Sory. Kaito zawsze był łagodny i miły, podczas gdy Sora ciągle brzmiał tak obojętnie, prawie zimno. Nawet teraz; coś mi mówi, że tym razem wcale nie chciał czepiać się chłopaka, chciał po prostu wiedzieć, ale i tak zabrzmiał tak, jakby dobitnie sugerował mu, że powinien już sobie pójść, bo przeszkadza.

Chłopaka chyba zaskoczyło to pytanie. Jego uszy drgnęły, a kawałek mięsa zsunął się z jego widelca.

- No... Mam, gdzie wrócić, ale... - założył kosmyk włosów za ucho i wzruszył ramionami. Miał zamiar zjeść ten kawałek sarniny, czy może już go nie potrzebował? - Chciałem zobaczyć las. Całe życie spędziłem obok jednej wioski, ciocia rzadko kiedy pozwalała mi wychodzić z domu. Teraz pozwoliła mi odejść i... Nie chcę jeszcze wracać.

- Obok jakiej wioski? - pytał dalej Sora.

Chłopak powiedział, że nie wie, jak dokładnie się nazywała, ale była obok jakiejś rzeki, chyba na wschód od naszego domu. Sora i Kaito zadawali jeszcze więcej pytań; jak tam było, dlaczego jego ciocia go nie wypuszczała i gdzie zamierza pójść, kiedy jego noga wydobrzeje, a on powiedział, że pewnie będzie chodził z miasta do miasta i poznawał różne zwyczaje ich mieszkańców albo coś podobnego. W pewnym momencie przestałem ich słuchać, bo moją uwagę pochłonął kawałek sarniny na talerzu chłopaka. Przestał jeść, gdy zaczął mówić, a mięso stygło. Wydaje mi się, że dostał bardziej tłustą część niż moja. Czy mógłbym...

Powoli wyciągnąłem dłoń z widelcem w stronę talerza chłopaka. Kaito uderzył mnie w rękę, a ja od razu schowałem ją pod stół. Nie, nie mógłbym. Szkoda.

Zeskrobałem ze swojego talerza to, co na nim zostało, zostawiając naczynie prawie że czyste. Chcę więcej. Może później wybiorę się na polowanie i przyniosę Kaito kolejną sarnę, z której mógłby zrobić to samo, co zrobił z tej. Byłoby fajnie.

- Czyli masz, gdzie pójść, ale i tak planujesz błąkać się po lesie, dopóki ci się nie znudzi. - podsumował Sora. Poruszył przy tym skrzydłami, a ruch jego piór pomógł mi odwrócić uwagę od myśli o jedzeniu. Kiedy ja zrobiłem się taki głodny?

Chłopak pokiwał głową.

- Naprawdę lubię poznawać nowe rzeczy i nowe osoby. W domu miałem masę książek i zawsze chciałem zobaczyć jedno z miast, o których czytałem, na żywo.

- Na zachód jest jedno. Nie jest jakieś ogromne, ale...

- Po co mówisz o tym teraz? I tak tam nie pójdzie z tą nogą.

Kaito wywrócił oczami.

- Skoro już o tym rozmawiamy, to mogłem o tym wspomnieć, co nie? Zresztą, może być tak, że pójdziemy do tego miasta razem na wiosnę. Jego noga raczej nie zagoi się przed zimą, a błąkanie się po lesie w śniegu i mrozie nie jest najlepszym pomysłem. Możemy pójść do miasta razem i tam się rozdzielić, prawda? To chyba ma sens.

Sora wyglądał... Zabawnie. Był tak zaskoczony, a jednocześnie jakby zirytowany słowami Kaito. Nigdy nie sądziłem, że byłby w stanie zrobić taką śmieszną minę, ale proszę bardzo, zrobił ją. Mój ogon zaczął delikatnie się bujać, kiedy ja sam próbowałem powstrzymać cisnący się na usta.

- Zostanie z nami aż do wiosny? - zapytał tylko. Kaito westchnął ciężko i nie odpowiedział od razu, zamiast tego kończąc swój posiłek. Sora poruszył zniecierpliwiony skrzydłami.

- Dlaczego nie? Zdąży wyzdrowieć, zacznie odpowiednio jeść, jakkolwiek przygotuje się do wizyty w mieście. - wyjaśnił spokojnie Kaito. Jego twarz rozjaśniła się nagle, przeniósł wzrok na chłopaka. - Na wiosnę będzie też więcej ziół. Będziesz mógł pokazać mi niektóre z nich.

Jego twarz też nagle zrobiła się jaśniejsza. Do moich uszu dotarł dźwięk uderzania jego ogona o krzesło. Uśmiechnął się jedynie i pokiwał głową, chociaż coś mi mówiło, że jego entuzjazm był większy, niż pokazywał. Cóż, chyba interesował się ziołami, więc rozmawianie o nich i pokazywanie ich drugiej osobie pewnie sprawiało mu radość. To tak, jak mi radość sprawiało moczenie łap i ogona w strumieniu albo bieganie za patykiem; samemu było fajnie, ale kiedy ktoś był ze mną, było jeszcze fajniej.

Nie wiem, dlaczego pomyślałem o tym, żeby pewnego dnia pokazać mu polanę za strumieniem. Pewnie by się ucieszył, widząc tyle śmierdzących roślin w jednym miejscu. Dlaczego mnie to obchodziło? Nie mam pojęcia. Ale pójście razem do strumienia byłoby chyba przyjemne dla nas obu; ja mógłbym poleżeć z łapami w wodzie, a on mógłby pozbierać zioła. 

I tak będę musiał zaczekać z tym do wiosny, a nawet jeszcze nie było pory deszczowej. Po co myślę o takich rzeczach, skoro za kilka miesięcy i tak nie będę o nich pamiętać?

Spojrzałem na uśmiechniętego chłopaka ostatni raz, po czym spuściłem wzrok na swój pusty talerz. Czy to wizja przyjemnego uczucia obmywania moich łap przez chłodną wodę tak mnie ucieszyła, czy może tym razem wcale nie chodziło o strumień?

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzień dobry.
Rozpoczyna się maraton, rozdziały będą wrzucane codziennie przez ten tydzień. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Pozdrawiam cieplutko🍎

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now