Rozdział 48: Spacer

4 2 0
                                    

Miałem naprawdę dobry humor. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem tak zadowolony z życia, z tego, co działo się wokół mnie. Pewnie było to dawno temu. Mniejsza z tym, ważne, że teraz to uczucie wróciło, a mój ogon bez przerwy (jestem pewien, że nawet gdy spałem) latał na boki.

Wiosna zbliżała się wielkimi krokami. Robiło się cieplej i bardziej mokro, bo śnieg zmienił się w wodę i wsiąkł w ziemię, robiąc z niej błoto. Coraz częściej słyszałem śpiewające ptaki, a polowanie z dnia na dzień robiło się łatwiejsze. Dzisiaj na przykład upolowałem dwa całkiem zacne zające, z których Kaito na pewno zrobi coś dobrego. Już nie mogłem się doczekać.

Przed domem jak zwykle siedział Sora i ostrzył swój nożyk. W pewnym momencie uniósł na mnie wzrok, poruszył skrzydłami, a później znów skupił się na poprzednim zajęciu. Uśmiechnąłem się do niego, choć nie mógł tego zobaczyć.

- Przyniosłem jedzenie. - powiedziałem, podsuwając mu martwe zające pod nos. Zmarszczył brwi i odsunął moją rękę.

- Przecież widzę. Zanieś je do Kaito, nie machaj mi nimi przed twarzą.

- Czemu to nie ty gotujesz?

Sora westchnął ciężko i pokręcił lekko głową. Nie odpowiedział od razu, więc zamiast wciąż machać mu truchłem przed nosem, sam nachyliłem się do niego, nastawiając przy tym z zaintrygowaniem uszu. Wcześniej o tym nie myślałem, po prostu Kaito zajmował się głównie kuchnią i ogólnie domem, a ja i Sora przynosiliśmy wodę, polowaliśmy, zbieraliśmy drewno... Po zioła czasem chodziłem razem z Kaito. Nie kwestionowałem tego, tak po prostu było i już. Teraz też tego nie kwestionuję. Po prostu mnie to zastanawia. Jak zdecydowali o podziale obowiązków? Uzgodnili to, czy jakoś tak samo wyszło? Jaka jest szansa na to, że kłócili się o to przy każdej okazji, a ja jakimś cudem po prostu tego nie słyszałem?

Sora westchnął znów, chowając nóż do kieszeni, a ostrzałkę rzucając gdzieś na ganek.

- Nie umiem. - rzucił, wstając. Prawie się zderzyliśmy, ale on nic sobie z tego nie zrobił, zwyczajnie odwracając się na pięcie i wchodząc po schodkach. Poszedłem za nim.

- Nie umiesz gotować? - dopytałem.

Machnął skrzydłami i wszedł do domu.

- Nie. A ty umiesz? Wiem tylko, jak upiec mięso, żeby nie było surowe, ale nigdy nie potrafiłbym zrobić z nim czegoś takiego, jak robi Kaito.

- Dzisiaj nie będzie mięsa.

Zatrzymaliśmy się w połowie zdejmowania płaszczy i spojrzeliśmy na rudowłosego wilkołaka, który stanął w progu kuchni. Uśmiechnął się do nas, machając przy tym lekko ogonem, a ja poczułem nagły ścisk w brzuchu. Odwróciłem wzrok.

Ostatnio zaczął chodzić więcej. Jego noga chyba już wyzdrowiała, a jeśli nie, to była tego naprawdę blisko. Nie kulał już prawie wcale. Jakiś czas temu Kaito zabrał go na krótki spacer, coraz częściej wychodził przed dom i bawił się z nami. Razem ze stanem jego nogi poprawił się również jego humor. Ciągle żartował. No, może nie ciągle, ale dość często, a mnie czasem ciężko było połapać się, kiedy mówił poważnie, a kiedy nie, co tylko bawiło go bardziej. Chciałbym się o to złościć, bo nie podobało mi się to, że się ze mnie śmiał, kiedy gapiłem się na niego niepewny, czy powinienem spytać, czy samemu spróbować rozszyfrować jego intencje, ale... Szczerze mówiąc, nie przeszkadzało mi to tak bardzo, jak sądziłem na początku, że będzie. Cóż, uśmiechał się. I merdał ogonem, i był naprawdę uroczy. To tylko sprawiało, że miałem ochotę częściej nie rozumieć, żeby tylko znów go rozbawić.

- Zrobiliśmy z Kaito zupę. Choć właściwie to wrzuciliśmy do tłustej wody jakieś korzonki i zioła, co nam wpadło w ręce, a potem odprawiliśmy rytuał, żeby ułaskawić bogów i skłonić ich do tego, by ochronili nas przed zatruciem... No, w każdym razie, Kaito już nalał dla was, możecie siadać.

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now