Rozdział 7: Strumień

7 4 0
                                    

Dzisiaj nie poszedłem szukać jaskini z kolorowymi kamieniami. Nie miałem na to ochoty. W ogóle dzisiejszy dzień zapowiadał się nudno i smętnie, bo z jakiegoś powodu nie miałem na nic energii. Trochę chodziłem po lesie. Zjadłem tłustą mysz. Wytarzałem się w trawie, a teraz już od jakiegoś czasu leżałem nad strumieniem, mocząc w nim przednie łapy.

Lato chyba już oficjalnie się zaczęło. Dni były długie i ciepłe, wszędzie były kwiaty, słońce nadawało lasowi tak wielu barw i blasku. Normalnie bym się cieszył, zawsze lubiłem lato (najłatwiej się wtedy polowało, a długie dni mogłem w całości przeznaczyć na szukanie jaskini z kolorowymi kamieniami), ale tym razem było inaczej.

Coś mi mówi, że chodzi o chłopaków. Nie byłem w domu od jakiegoś czasu, ale nie pamiętam, dlaczego przestałem tam przychodzić. Coś się stało, czy może nagle uznałem, że już nie chcę dla nich polować? Nie wiem. Tak samo, jak nie wiem, czy moje złe samopoczucie jest spowodowane tęsknotą za moim domem, w którym teraz urzędują oni, czy może czymś innym.

Położyłem uszy i mruknąłem niechętnie pod nosem. Miałem o tym nie myśleć. Dużo o tym myślałem, najwyższa pora przestać. Nie zależy mi na nich. Przed jesienią ma ich tutaj nie być i koniec, tak postanowiłem. Nie chcę, by tutaj zostawali, ani trochę!

Otworzyłem oczy i spojrzałem na wodę obmywającą moje łapy. Była chłodna i przyjemna. Nachyliłem się bardziej, upijając kilka orzeźwiających łyków. Tak, tego mi było trzeba. Wstałem, napiłem się więcej, a potem przeszedłem tak, by tym razem woda moczyła moje tylne łapy. Z jakiegoś powodu lubiłem mieć mokre łapy.

Powąchałem w powietrzu. Od razu wyczułem słabą nutę deszczu, ale to nie był taki zwykły deszcz, ten zapach do kogoś należał. Deszcz i sosna. A zaraz obok tego zapachu pojawił się drugi, ostrzejszy. Wciąż jednak nie mogłem sobie przypomnieć, skąd go kojarzyłem, ale jestem pewien, że znałem te rośliny, którymi pachniał drugi chłopak. Jego zapach był słabszy niż zapach jego przyjaciela, ale zdecydowanie był wyczuwalny. Odkąd przestałem dla nich polować, musieli sami się tym zająć, a co za tym idzie - błąkali się po moim terytorium wedle uznania. Kiedy już stąd pójdą, będę musiał zatrzeć ich ślady swoim zapachem. I będę musiał przypomnieć sobie, gdzie zaczynało się, a gdzie kończyło moje terytorium. Ciągle zapominam.

Wyszedłem ze strumienia i spojrzałem na swoje odbicie w wodzie. Było niewyraźne i ruszało się, ale mogłem dostrzec zarys mojego pyska, uszu, sierści, wszystkiego. Lubiłem swoją wilczą formę. Właściwie to już nie pamiętam, jak to jest chodzić na dwóch nogach i nie mieć wszędzie futra. Nie mam pojęcia, kiedy dokładnie byłem wilkołakiem ostatni raz, ale na pewno było to bardzo, bardzo dawno temu. Jeszcze zanim zgubiłem jaskinię z kolorowymi kamieniami.

Umiałem się zmieniać. To nie jest kwestia pamięci, to się po prostu czuje. Zamknąłem oczy i skupiłem się na swoim ciele, swojej wilczej formie. To było dziwne doświadczenie, czuć, jak ciało zmienia kształt, staje się inne. A jednak wciąż było moje.

Kiedy otworzyłem oczy znów i spojrzałem w strumień, zobaczyłem ludzką twarz. Tak dawno jej nie widziałem. Miałem brodę. Ostatnio, zanim jeszcze zmieniłem się w wilka na tak długo, nie miałem żadnego zarostu, może dlatego, że byłem wtedy jeszcze dzieckiem. Minęło kilka lat. Wow, kiedy ten czas tak zleciał?

Niepewnie dotknąłem swojej brody, a później uszu i włosów. Były długie. Bardzo długie, sięgały mi może do pasa. Tamta dwójka w moim domu nie była tak... Zarośnięta. Tylko na początku mieli dłuższe włosy, do ramion, i trochę zarostu, ale zapamiętałem ich z krótkimi włosami i gładkimi twarzami. Pewnie doprowadzili się do porządku, kiedy już odzyskali część sił.

Jako wilkołak byłem przyzwyczajony do tego, że wszędzie były włosy. W wilczej formie byłem cały pokryty futrem, ale w tej bardziej ludzkiej też byłem dość owłosiony. Mniej, ale byłem. I nie powinno mi to przeszkadzać, w końcu to naturalne, ale z jakiegoś powodu poczułem się głupio, widząc swoją brodę i czując na plecach włosy. Oni tak nie mieli. I ja też nie chciałem tak mieć.

Włosy można obciąć. Brodę też. Ale nie mam tutaj nic ostrego, co nadawałoby się do tego typu zabiegów. Musiałbym najpierw zdobyć jakieś narzędzie, nóż lub coś podobnego, a później znaleźć sposób, by obciąć wszystko ładnie i równo. Ale jak miałbym obciąć włosy z tylu głowy, jeśli bym ich nie widział? A jeśli bym się skaleczył? Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz. Nie chciałem się skaleczyć.

Siedziałem tak przez chwilę i gapiłem się na swoje odbicie. Muszę wymyślić, jak pozbyć się tej brody i skrócić włosy. I może wtedy będę spędzał więcej czasu w swojej niezwierzęcej formie. To by było ciekawe, od czasu do czasu się zmienić, tak, by nie czuć się w swoim ciele tak dziwacznie, kiedy nie jest ono ciałem wilka.

Zmieniłem się z powrotem. Oczywiście, oni mieli narzędzia. W domu na pewno też bym coś znalazł. Ale nie chciałem tam iść, póki byli tam oni. Chociaż...

Usłyszałem za plecami szelest i odwróciłem się szybko w tamtą stronę, spodziewając się zagrożenia. Dzika, niedźwiedzia, może nawet borsuka czy lisa, chociaż one atakowały mnie rzadko, bo przecież byłem większy. Na moim terytorium raczej nie było wilków.

Ale to nie było żadne zwierzę. To był chłopak, ten, który pachniał sosną i deszczem, i którego imię zaczynało się na K. Położyłem zdezorientowany uszy.

- Oh. - rzucił, robiąc zdziwioną minę. Najwyraźniej on też nie spodziewał się mnie tu spotkać. - Tu jesteś. Szukałem cię.

To zdezorientowało mnie jeszcze bardziej. Jak to: szukał mnie? Poczułem coś, czego zdecydowanie nie chciałem czuć. Prychnąłem.

- Wiem, że Sora znowu się ciebie czepiał. - kontynuował, powoli podchodząc bliżej. Patrzyłem na niego, jak zbliżył się do strumienia i napełnił wiadro, które miał ze sobą, a potem spojrzał na mnie. - On... On nie lubi obcych. Ale twoja pomoc naprawdę wiele dla nas znaczyła. I bez niej nie ogarnęlibyśmy się tak szybko.

Nie rozumiałem, po co mówi mi to wszystko. Tamten drugi zdecydowanie powiedział, że mam sobie iść i że poradzą sobie sami. Czy ten tutaj chciał mnie nakłonić, bym wrócił? Ale po co? Mogą polować sami. Zbiorą siły, zrobią zapasy ziół i wody, i wszystkiego, czego potrzeba w podróży, a potem sobie pójdą. Nie potrzebują mnie.

Chłopak poruszył skrzydłami, a ja przechyliłem głowę w pytającym geście.

- Czuję się źle z tym, że Sora tak cię potraktował. Rozumiem go, ale wciąż, jesteśmy teraz w twoim domu. A ty wcale nie musisz nam go użyczać. Porozmawiam z Sorą jeszcze raz, żeby cię nie wyganiał. I przepraszam za niego.

Mruknąłem coś i zaszczekałem. Nie musiał znów mnie przepraszać. To jego przyjaciel jest dziwny i ciągle się mnie czepia. Sora. Teraz zapamiętam. Chyba. Mam nadzieję, że zapamiętam.

Szturchnąłem chłopaka łapą, a później odskoczyłem. Nie chciałem, żeby tak bardzo przejmował się tym wszystkim. W każdej chwili mogłem się ich pozbyć - skoro na razie pozwalałem im być w domu, to nie musiał przejmować się tym, że Sora mnie wygonił. Ja też potrafię zrozumieć pewne rzeczy.

Gdybym się zmienił i mógł z nimi porozmawiać... Może moglibyśmy ustalić kilka zasad. I Sora nie bałby się mnie tak bardzo, gdyby zobaczył, że w ludzkiej postaci jestem całkiem podobny do nich. Chyba jesteśmy nawet w podobnym wieku, ale tego nie jestem akurat pewien. W każdym razie, gdybym w końcu odważył się pokazać się im w wilkołaczej formie, bez krycia się w ciele wielkiego i strasznego wilka, to wiele by ułatwiło.

Rozważę to. Później. Teraz chyba wolę posiedzieć przy strumieniu. I to wcale nie dlatego, że jest tutaj też chłopak pachnący deszczem, absolutnie.

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now