Rozdział 15: Wyprawa

7 4 0
                                    

Następne kilka dni spędziliśmy na przygotowaniach do wyprawy. Znaczy, kto spędził, ten spędził. Ja tam świetnie się bawiłem, biegając po lesie, szukając jaskini z kolorowymi kamieniami, mocząc łapy w strumieniu. Pewnie zapomniałbym o tej całej wyprawie do miasta, gdyby ciągle o tym nie gadali.

Sora był tym bardzo przejęty. Czasem wpadałem na niego w lesie, gdy akurat polował - przeganiał mnie wtedy, a potem, kiedy byliśmy już w domu, rzucał mi groźne spojrzenia i ruszał gwałtownie skrzydłami. Oprócz tego, kiedy miał lepszy humor, wypytywał mnie o miasto, o drogę, o wszystko, czego albo nie wiedziałem, albo nie pamiętałem. Starałem się powiedzieć mu jak najwięcej, żeby nie rozzłościć go bardziej, ale nie zawsze mi się to udawało. Co miałem poradzić na to, że moja głowa jest jaki sito? Część zostanie, część ucieknie, i zazwyczaj pamiętam tylko to, czego akurat nie chcę pamiętać.

Powiedziałem mu, że po drodze jest jakieś urwisko i chyba jasne drzewa. Dawno nie szedłem do miasta. Wcześniej byłem tam tylko raz, zresztą i tak nie podszedłem zbyt blisko i obserwowałem spomiędzy drzew. Nie pamiętam, kiedy to było, ale na pewno byłem wtedy strasznie młody. Chyba nie byłem już dzieckiem, ale na pewno nie byłem też dorosły.

Leżałem przed domem na plecach, merdając ogonem na uczucie promieni słońca grzejących mój brzuch. Wywaliłem język i zamknąłem oczy. Czułem się wspaniale. Zjadłem pysznego, tłustego zająca, posiedziałem nad strumieniem, a teraz wygrzewałem się na słońcu. Niczego więcej nie było mi trzeba.

Drzwi zaskrzypiały, usłyszałem kroki. Moje łapy drgnęły, ale nie zareagowałem. Nie chciałem się ruszać, zaraz słońce by zaszło i nici z wylegiwania się w cieple.

Poczułem na sobie czyjś wzrok. Z początku chciałem to zignorować, ale spojrzenie było tak intensywne, że czułem je niemal całym ciałem. Mruknąłem coś pod nosem i przekręciłem się na bok, tak, by być tyłem do chłopaka. Teraz zrobiło się jeszcze gorzej.

Niechętnie podniosłem głowę i spojrzałem przez bark na schody przed domem. Na nich stał... Moment, jak on się nazywał? Miałem jego imię w głowie przez dość długi czas, pamiętałem je, ale teraz kompletnie nie mogłem przypomnieć sobie jego brzmienia. Zmrużyłem oczy, patrząc, jak niemiły chłopak krzyżuje ręce na piersi i porusza skrzydłami. Nie, nie przypomnę sobie.

Przekręciłem się na drugi bok i położyłem głowę z powrotem na trawie, wyciągając łapy do przodu. Czy jego imię jest teraz ważne? Chyba nie. Słońce wciąż przyjemnie ogrzewało moją sierść, nie chciało mi się myśleć o niczym konkretnym, a już na pewno nie o jakimś tam imieniu. Przypomnę je sobie później. Albo usłyszę je w rozmowie z miłym chłopakiem.

Chłopak wywrócił oczami. Zszedł powoli po schodach i zatrzymał się przed nimi, wciąż się na mnie gapiąc. Uderzyłem ogonem w ziemię.

- Kaito zrobił dla nas jedzenie. Jutro rano nie będzie czasu na gotowanie, zjemy teraz. Chodź.

Mówiłem? Używają swoich imion.

Przeciągnąłem się. Byłem najedzony, ale oni nie wiedzieli o tamtym króliku, który wylądował w moim brzuchu. Chociaż... Dobrze byłoby zjeść znów. Zwłaszcza że jutro nie zjemy za wiele... Ale dlaczego nie moglibyśmy zjeść w podróży? Polowanie nie zajmuje dużo czasu.

- Nie denerwuj mnie. - rzucił, podchodząc bliżej. Podniosłem się, ale wciąż nie wstałem. - Idziemy jeść. Później Kaito chciał przejrzeć twoje rzeczy. Mówił ci o tym, czemu nie przyszedłeś?

Zastrzygłem uszami, skomląc cicho pod nosem. Kaito mi o tym mówił? Przejrzeć moje rzeczy, przejrzeć moje rzeczy... Faktycznie, chyba coś było. Znaczy, na pewno było, choć wciąż nie mogłem sobie przypomnieć tamtej rozmowy. Kompletnie wyleciała mi z głowy. Co, jeśli miły chłopak pomyślał, że po prostu go zignorowałem? Jeśli teraz mu przykro i już mnie nie lubi?

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now