Rozdział 19: Powrót

6 4 0
                                    

Z jakiegoś powodu nie zmieniłem się od razu po opuszczeniu miasta. Przez cały pierwszy dzień naszej drogi powrotnej do domu szedłem w swojej ludzkiej formie. Chciałem znaleźć na to jakieś sensowne wytłumaczenie, ale prawda była taka, że podobał mi się płaszcz, który kupili mi chłopacy. I lubiłem rozmawiać z miłym chłopakiem, nawet jeśli nie miałem zbyt wiele do powiedzenia. Miałem wrażenie, że mimo tego czuje się lepiej, kiedy mówi do mnie jako wilkołaka, a nie wilka.

Dopiero w nocy zmieniłem się z powrotem w wilka. Znaleźliśmy jakąś norę, w której mogliśmy schować się przed deszczem. A później wstydziłem się zmienić znów, bo nie chciałem, żeby wiedzieli, że chcę nosić płaszcz od nich. To było głupie.

Droga zajęła nam cztery dni. Byliśmy przemoknięci i zmarznięci, i nie wiem, jak oni, ale ja byłem trochę głodny. Polowanie w deszczu nie należało do najłatwiejszych, więc niewiele jedliśmy. Może oni nie potrzebowali tyle jedzenia, ale ja tak. Kiedy dotrzemy do domu, zniknę w lesie i zrobię zapas na resztę pory deszczowej. 

Im bliżej domu byliśmy i im więcej okolicy rozpoznawałem, tym więcej wspomnień wracało do mojej głowy. Tamten dzień, gdy niemiły chłopak (prawie rozszyfrowałem jego imię, wahałem się tylko między "Sora" a "Soda" i za każdym razem, gdy miły chłopak (jego imię wciąż mi uciekało) go wołał, zapominałem skupić się na wymowie imienia i wciąż nie wiedziałem, jaka literka tam jest) znalazł mnie w ciasnej uliczce, sprawił, że zapomniałem naprawdę dużo. To pewnie przez nerwy. W mojej głowie zostały tylko niewyraźne strzępy tego, co działo się wcześniej; skąd ta dwójka wzięła się w moim domu i jak wyglądały nasze relacje, a wszystko, czego nie pamiętałem, uzupełniał instynkt. Wciąż jednak nie byłem pewien, jak mam się przy nich zachować i kim właściwie dla siebie byliśmy.

Teraz jednak pamiętałem całkiem sporo, przynajmniej tak mi się wydaje. Spędzili tu trochę czasu (powinienem liczyć go w miesiącach), Sora Lub Soda mnie nie lubił i chciał obciąć mi łapy, a ten drugi z imieniem na K był całkiem w porządku. Czasem chodziliśmy razem nad strumień, przynosiłem im jedzenie, siedziałem przed domem i gryzłem gałęzie. Nie byliśmy wybitnie blisko, ale jakoś się tolerowaliśmy.

Między drzewami zamajaczył kształt chaty. Zaszczekałem radośnie i wydarłem do przodu. Chciałem już do domu. Nie lubię miast, ta wyprawa była naprawdę męcząca.

- Uspokój się. - rzucił Sora lub Soda. Zatrzymałem się i odwróciłem się do niego. Miał swoją standardową minę pod tytułem "Zły Na Cały Świat" i nie mogłem nie wywrócić na to oczami. Prychnąłem i kontynuowałem swój marsz, choć już z mniejszym entuzjazmem. Mruczałem pod nosem, patrząc, jak moje łapy zatapiają się w przemoczonej trawie. To był ciekawy widok. I ciekawy dźwięk.

Nagle uderzył we mnie ostry zapach. Zatrzymałem się gwałtownie i obróciłem przez ramię do chłopaków. To zapach tego miłego tak nagle się zmienił. Ale dlaczego? Coś się stało?

- Kaito, to jest...

Kaito pokiwał głową. Twarz jego przyjaciela nagle złagodniała, zaraz jednak spojrzał na mnie i znów wyglądał groźnie. Położyłem zdezorientowany uszy. Dlaczego tak na mnie patrzył?

Otworzył usta, ale w tym samym czasie Kaito złapał go za ramię.

- Nie rób... Zostaw go. Zabierz, zabierz mnie do domu. Proszę. - powiedział cichym i drżącym głosem. Przez chwilę Sora Lub Soda gapił się na niego tak, jakby nie wiedział, że umie mówić. To było dziwne. W końcu jednak poruszył skrzydłami i pokiwał głową, zaraz znów na mnie patrząc, tym razem bez wrogiej iskry w oczach.

Już kiedyś tak na mnie patrzył. Kiedy Kaito pachniał w ten sposób, a on siedział przed domem. Chyba... Chyba tłumaczył mi, dlaczego jego zapach jest taki ostry i gorzki. Oczywiście, że nie pamiętam, o co chodziło, ale taka sytuacja już się kiedyś zdarzyła. To było... Chyba uspokajające. W jakiś sposób. Przynajmniej wiedziałem, że oni wiedzą, co robić. Bo wiedzieli, prawda? Skoro to nie był pierwszy raz, to pewnie nauczyli się, jak z tym postępować, co nie?

Powoli znów odwróciłem się w stronę domu i zacząłem iść. Słyszałem za sobą kroki i ciche szepty, w pewnym momencie do moich uszu dotarł też płacz. Nie spojrzałem jednak, kto płakał i dlaczego, coś mówiło mi, że lepiej będzie, jeśli będę po prostu iść i nie oglądać się za siebie, jeśli zostawię tej dwójce tyle prywatności, ile tylko mogłem w tych warunkach. Miły chłopak wyraźnie cierpiał, ból i strach mieszały się w jego zapachu z gorzką nutą, której nie potrafiłem przypisać do żadnej emocji. Nie chciałem pogarszać sytuacji.

Dotarliśmy do domu. Zatrzymałem się na polanie, choć naprawdę miałem ochotę schować się pod dachem nad gankiem. Nie chodziło o to, że przeszkadzało mi bycie mokrym, a o to, że uczucie kropel uderzających o moje ciało było naprawdę irytujące i miałem go już dość. Musiałem jednak wytrzymać jeszcze chwilę.

Patrzyłem, jak chłopacy wchodzą powoli po schodkach. Kaito szedł skulony, opatulił się swoimi skrzydłami i objął brzuch rękami. Drżał, widziałem to nawet z tej odległości. Sora Lub Soda szedł obok niego i asekurował go, choć go nie dotykał. Był zdenerwowany. Nie tylko jego zapach o tym mówił, wszystko miał wypisane na twarzy.

Kiedy zniknęli w środku, podszedłem bliżej. Wszedłem na ganek, otrzepałem się z wody i usiadłem przed drzwiami, wlepiając w nie spojrzenie. Współczułem miłemu chłopakowi. Nie chciałem, żeby cierpiał, żeby się bał i żeby go bolało. Zaskomlałem cicho. Deszcz tłumił większość dźwięków, jakie dochodziły z domu, ale znów słyszałem płacz, tym razem żałośniejszy niż wcześniej. Sora Lub Soda mówił coś, zapewne próbował uspokoić swojego przyjaciela, ale domyślałem się, że nie bardzo mu to wychodzi. On też był zdenerwowany i choć nie było to tak silne jak u Kaito, to jednak nie dało się nie wyczuć jego emocji. To pewnie wcale nie poprawiało sytuacji.

Siedziałem i gapiłem się w drzwi przez jakiś czas. Niebo w końcu zrobiło się jeszcze ciemniejsze niż było do tej pory, a mnie zaczęło ogarniać zmęczenie. Chyba nic się nie stanie, jeśli pójdę spać. Zostanę tutaj, blisko nich, gdyby mnie potrzebowali. Zwinąłem się w kłębek tuż przed drzwiami i sapnąłem cicho, wytężając słuch. Płacz ustał. To dobrze. Poradzą sobie, nic im nie będzie.

Zamknąłem oczy i nakryłem pysk ogonem, ale nie mogłem zasnąć jeszcze przez długi, długi czas.

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now