Rozdział 17: Zguba

4 3 0
                                    

Pociągnąłem nosem i opatuliłem się swoim ogonem najbardziej, jak było to możliwe. Było głośno i duszno. Strasznie. Przygniotłem uszy dłońmi, tak, by nie słyszeć otaczającego mnie ze wszystkich stron gwaru, ale niewiele to dało. Bałem się. Wszystkie dźwięki i zapachy mieszały się ze sobą, a ja nie miałem pojęcia gdzie jestem i dlaczego, w mojej głowie była tylko pustka.

Próbowałem przypomnieć sobie, skąd przyszedłem, ale mój umysł nie chciał współpracować. Wiedziałem tylko, że szukałem czerwonego straganu, ale w tym zgiełku nie dało się go odnaleźć. Zresztą, nie chciałem znów pchać się w ten głośny tłum. Chciałem do domu. Do mojego cichego domu w sercu lasu, gdzie nikogo oprócz mnie nie ma, gdzie jest tak spokojnie i miło...

Dlaczego tu przyszedłem? Powinienem był zostać w domu. Kiedyś już byłem przy mieście, ale nie wchodziłem do środka i tym razem też powinienem tego nie robić. Żałuję, że tutaj jestem. Teraz nie potrafię wydostać się stąd, nie wiem, dokąd pójść i jak wrócić do domu, a nie chcę zostać tu na zawsze. Czy ten hałas może w końcu ucichnąć?

Nie wiem, jak długo siedziałem tutaj, w ciasnej uliczce między dwoma budynkami, ale moje plecy powoli zaczynały boleć. Nie chciałem się jednak ruszać. Może i nie było mi tu najwygodniej na świecie, ale zawsze lepiej było schować się w jakimś cichszym miejscu niż pchać się tam, skąd przed chwilą uciekłem. To nie była chwila. Wszystko mi się miesza, z nerwów moja głowa działa jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Próbowałem uspokoić się i zebrać myśli, przypomnieć sobie, co tu robię i dlaczego, ale nie mogłem. Mogłem myśleć tylko o tym, że się boję, że jest za głośno i zbyt duszno i nieważne, z jakiego powodu się tutaj znalazłem, nigdy już nie wrócę w miejsce takie jak to. Nie ma mowy.

Odważyłem się oderwać jedną dłoń od ucha, żeby wytrzeć policzki i nos. Nie odrywałem czoła od kolan, nie chciałem podnosić wzroku. Moje plecy i kark bolały, ale nie zamierzałem się ruszać. Jeszcze nie.

- Tu jesteś.

Znów zasłoniłem ucho, kuląc się jeszcze bardziej.

Czy ja znałem ten głos? Obudził w mojej głowie niewyraźny płomyk jakiegoś wspomnienia, ale za nic nie mogłem przypomnieć sobie, skąd go kojarzę.

Coś złapało mnie za ramię. Wzdrygnąłem się, próbując odpędzić chłopaka, ale on tylko złapał mnie mocniej, mamrocząc coś pod nosem.

- Uspokój się. Chodź, idziemy do pokoju. Czy ty płaczesz?

Zachowywał się tak, jakby mnie znał. Kiedy spojrzałem na jego twarz, w mojej głowie znów coś mignęło. Czy ja też znam jego? Ale skąd? Przecież w domu byłem sam. Czy poznaliśmy się tutaj? Najwyraźniej o tym zapomniałem. Zapomniałem o większości rzeczy, o których wcześniej jakimś cudem pamiętałem. Mam nadzieję, że nie było to nic ważnego.

Chłopak pociągnął mnie do góry, a ja wstałem, nie za bardzo wiedząc, czy mogę stawiać opór czy lepiej będzie robić to, co kazał. Nie wiedziałem, gdzie właściwie chciał pójść, kim był, skąd mnie znał, nie wiedziałem o nim nic. Ale z jakiegoś powodu poczułem się lepiej, kiedy przyszedł. Pewniej. Może faktycznie znaliśmy się wcześniej i nie mam się czego bać.

Złapał mnie za nadgarstek i wyciągnął z tej małej uliczki, w której się schowałem. Szedł szybko, wyraźnie nie zwracając uwagi na głośny tłum wokół nas. Próbowałem przypomnieć sobie, skąd go znam. Ciemne skrzydła, skrzywiona twarz, ostry ton głosu... Widziałem i słyszałem to już wcześniej. Chyba nawet przed tym, jak znalazłem się w mieście. Coś zaświtało w mojej głowie.

Oh! Pamiętam, jak siedział na schodach przed domem. Ale... Co on tam robił? Krzywo na mnie patrzył, to na pewno. Czy my się nie lubiliśmy? Spojrzałem na jego dłoń oplecioną wokół mojej ręki. Nawet jeśli się nie lubiliśmy, z jakiegoś powodu chyba nie chciał, żebym znowu siedział sam w jakiejś zapyziałej uliczce. Trzymał mnie mocno.

W końcu zaczął zwalniać, a ja odważyłem się spojrzeć, gdzie tak właściwie mnie zabrał. Weszliśmy do dużego budynku z szarego kamienia i z drewnianymi wykończeniami. W środku było mniej tłoczno, ale wciąż panował hałas. Ominęliśmy zgiełk i przeszliśmy na schody, a po chwili chłopak wepchnął mnie do jednego z kilku pokoi na piętrze.

W środku był inny chłopak ze skrzydłami.

Kiedy tylko mnie zobaczył, zerwał się na równe nogi i podszedł do nas szybkim krokiem. Obejrzał mnie dokładnie ze wszystkich stron, a później westchnął, poruszając skrzydłami.

- Gdzie ty byłeś? - zapytał, łagodniej niż jego kolega. - Miałeś zaczekać na nas przed wejściem.

Gapiłem się na niego, próbując przypomnieć sobie, kim tak właściwie jest i czy naprawdę miałem czekać przed wejściem, tak jak mówił. Kazali mi zaczekać... Przypomnij sobie. Myśl, myśl, skup się.

Nabrałem gwałtownie powietrza do płuc i podniosłem głowę, wlepiając w chłopaka wzrok. On też był w domu. I był dla mnie miły, głaskał mnie i rozmawiał ze mną. Chodziliśmy razem nad strumień. Mój ogon rozpędził się i latał na boki, a ja nie zamierzałem go powstrzymywać.

Rzuciłem się na miłego chłopaka i objąłem go mocno, czując, jak wzdryga się na ten nagły gest. Do mojej głowy zaczęły wracać niewyraźne wspomnienia; przyszliśmy do miasta razem, niosłem ich torbę, mijaliśmy urwisko. Ten drugi był na mnie zły. A potem powiedzieli, że wynajmą nam jakiś pokój w tawernie, żebyśmy mieli gdzie spać, a ja miałem zaczekać przed wejściem, żeby nie robić tłoku. I wtedy poszedłem, zgubiłem się, a potem znalazł mnie ten niemiły chłopak i zabrał tutaj.

- Ja też... Cieszę się, że cię widzę. - poklepał mnie po plecach, a ja w końcu go puściłem. - Nie oddalaj się już, dobrze? W takich miastach łatwo się zgubić.

Pokiwałem głową. Nie mam zamiaru znowu iść w ten tłum i hałas samemu. Nie wiem, dlaczego wcześniej to zrobiłem, ale nie powtórzę tego błędu drugi raz. Co to, to nie. Nie zgubię się znów, bo jeśli to zrobię, dopadnie mnie stres i nerwy, i znowu wszystko zapomnę. A ja nie chcę o nich zapominać. Znaczy, ten niemiły chłopak jest mi obojętny, jego skrzywionej twarzy chyba nie da się tak całkiem zapomnieć, ale on, ten, którego przytuliłem... Chcę, żeby został w mojej głowie.

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now