Rozdział 35: Imię

1 0 0
                                    

Skoro Kaito powiedział, że musiałem być pilnowany tylko w mieście, a tu, w domu, mogłem robić co tylko chciałem i gdzie tylko chciałem, postanowiłem nie przejmować się niczym i wybiec gdzieś w las. Szukałem jaskini z kolorowymi kamieniami, choć nie zależało mi jakoś szczególnie, by ją znaleźć. Chodziło bardziej o samo błąkanie się po lesie. Jeśli znajdę jaskinię, będę zadowolony, bo lubię tę jaskinię i te kamienie, ale jeśli nie uda mi się ich odszukać, nie będę rozpaczać. Ważne, że pobiegam, powęszę, może poganiam sarny lub zające.

Naprawdę nie wiem, skąd nagle wzięło się we mnie tyle energii. Od kilku dni, odkąd Kaito wyjaśnił mi, że miałem być przy nich przez cały czas tylko w mieście, a nie tutaj, miałem ochotę tylko biegać i biegać, i biegać. I miałem na to siłę. Dziwne. Znaczy, jestem przyzwyczajony do tego zajęcia (bo niby co robiłem całymi dniami, kiedy chłopaków jeszcze nie było?), ale mam wrażenie, że teraz miałem tej siły więcej i mogłem biegać dłużej. Nie to, że narzekam. Lubiłem biegać.

Pobiegłem wzdłuż strumienia na wschód, a gdy ten skręcił na północ, przeskoczyłem go i pobiegłem na południe. Po jakimś czasie mój bieg zmienił się w trucht, czasem zatrzymywałem się, by powąchać drzewa, czasem węszyłem w trawie. Zastanawiające było to, że wciąż czułem tutaj zapach Sory.

Coś zaświtało w mojej pamięci. Chłopak dość często mówił Kaito, że idzie na spacer lub coś podobnego, po czym znikał na całe dnie w lesie i wracał bez zwierzyny. Wcześniej nie zastanawiałem się nad tym, co takiego robił w tym czasie, no bo po co, ale teraz... Czy to możliwe, by Sora obszedł całe moje terytorium i oznaczył je swoim zapachem? Sam miałem to kiedyś zrobić i znając mnie, pewnie o tym zapomniałem... Ale on o tym pomyślał.

Położyłem uszy i prychnąłem pod nosem. Świetnie, teraz MOJE terytorium należy w teorii do niego, ponieważ to jego zapach jest... Wszędzie. Doceniam gest i w ogóle, ale nie mógł najpierw tego ze mną skonsultować? Nie mógł chociaż... Powiedzieć mi o swoich zamiarach? To był mój teren! Może i nie pamiętałem, gdzie on się zaczyna, gdzie kończy i że powinienem regularnie odnawiać znaki zapachowe, ale to nie znaczyło, że Sora może sobie tak po prostu przywłaszczyć ten skrawek lasu!

Spuściłem głowę i ogon, mamrocząc coś pod nosem. Nie mogę złościć się na Sorę i dobrze o tym wiem. Gdyby nie oznaczył mojego terytorium na nowo, pewnie sam nigdy bym sobie o tym nie przypomniał. Różne zwierzęta lub nie zwierzęta mogłyby zainteresować się nieoznaczonym terytorium, a to... Cóż, byłoby niebezpieczne. Wciąż chodzilibyśmy na samotne spacery w głąb lasu, zupełnie nieświadomi, że nie jesteśmy tu sami. Jakby nie patrzeć, Sora... Zrobił dobrze.

Wywróciłem oczami. Naprawdę nie chciałem tego przyznawać, ale Sora myślał. O wszystkim i zawsze. I pamiętał. Prawie tak, jakby był przygotowany na każdą okoliczność i znał się na tym, co robił, jakby po prostu wiedział o wszystkim, co może się wydarzyć wcześniej i miał czas przygotować jakieś rozwiązanie. Jak tak teraz o tym myślę, to trochę mnie to przeraża, ale... Może wcale nie jest to takie złe.

Sora jest skomplikowany. Niemiły, oschły i czasem się wywyższa, ale są momenty, kiedy go podziwiam. Na przykład teraz. Oznaczenie całego terytorium musiało zająć dużo czasu, a on, zamiast zagonić do tego mnie (lub po prostu zignorować sytuację, bo w końcu to był mój teren i sam powinienem się nim zająć), sam to zrobił, choć nikt go o to nie prosił. Ostatnie dni siedział ciągle przed domem i bawił się w drewnie. Najpierw jego tłuczenie się młotkiem było irytujące, a trociny wchodziły mi w łapy i drażniły, ale kiedy tylko zobaczyłem, że drewno zaczęło w końcu przypominać jakiś mebel, przestałem gapić się na niego tak, jak on gapił się na mnie przez cały czas.

Sora robił przydatne rzeczy. Potrzebne. Robił rzeczy, o których ja nawet nie myślałem, bo nie zdawałem sobie sprawy, że jakkolwiek zmieniłyby nasz dom czy nasze życie. A zmieniały. Bardzo.

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now