Rozdział 6: Samotność

8 3 0
                                    

Wyszedłem spomiędzy drzew z tłustym zającem w pysku. Zatrzymałem się i upuściłem zwierzynę, widząc po drugiej stronie polany chłopaka z podobnym zającem w ręce. To nie był ten miły chłopak, który zazwyczaj siedział przed domem. To był ten drugi, z krótkim imieniem, które na pewno zaczynało się na S i kończyło na A, ale za nic nie umiem przypomnieć sobie pozostałych literek. No, nieważne. Ich imiona nie mają znaczenia.

Przez dość długi moment staliśmy w bezruchu i patrzyliśmy na siebie. Nie wiedziałem, że on też wybrał się na polowanie. Myślałem, że razem ze swoim przyjacielem skupiają się na innych rzeczach, bo wiedzą, że jedzenie zapewnię im ja. Chociaż on chyba nie był z tego powodu zadowolony... Tak, pamiętam, że mnie nie lubił. Położyłem uszy. Ja też za nim nie przepadałem.

Zmrużył oczy i poruszył sztywno skrzydłami. Machnąłem ogonem. Ruszyliśmy do domu w tym samym momencie, a później znów się zatrzymaliśmy, widząc, że ten drugi ma takie same zamiary, jak my. To było dziwne. Mruknąłem z niezadowoleniem.

- Idź stąd. - rzucił, co nieco mnie zaskoczyło. Przechyliłem głowę w pytającym geście, na co on zmarszczył brwi. - Już nie musisz dla nas polować, poradzimy sobie sami.

Potrzebowałem chwili, by sens jego słów do mnie dotarł, ale w końcu zrozumiałem, o co mu chodziło. Oczywiście, że nie podobało mi się to, że wygania mnie z własnego domu. Pozwoliłem zostać im tu na chwilę, ale to nie znaczyło, że mogli czuć się tu jak u siebie, a już na pewno, że teraz ten dom należał do nich. Upuściłem zająca na trawę i rzuciłem chłopakowi ostatnie spojrzenie. Wydałem z siebie pomruk niezadowolenia, po czym odwróciłem się, idąc w stronę drzew. Co on sobie w ogóle myśli? Byłem zbyt miły. Chciałem, żeby odpoczęli i wrócili do pełni sił, ale najwyraźniej nie zasłużyli na moją pomoc. Dobrze więc, niech teraz radzą sobie sami.

Szedłem przed siebie z wysoko uniesioną głową, nawet się nie odwracając. Nie chcieli mnie. W porządku. Ich strata. Po prostu poczekam, aż się stąd wyniosą, bo na pewno to zrobią, prędzej czy później. A jeśli nie, to im pomogę. Nie pozwolę przecież, żeby nadużywali mojej dobroci, prawda? Przed jesienią ma ich tu nie być, bo to moje terytorium i moje leże, i nie chcę tutaj żadnych ptako-podobnych istot. Zwłaszcza takich niewdzięcznych. I teraz znów mogę całymi dniami biegać po lesie i szukać jaskini z kolorowymi kamieniami, i chlapać się w strumieniu od wschodu do zachodu słońca. I nikt mnie nie obchodzi, niezmiennie odkąd pamiętam, bo jestem tu sam, a tamta dwójka zaraz stąd sobie pójdzie i wszystko wróci do normy.

Szedłem i szedłem, powtarzając to wszystko w myślach raz po raz. Oni są bez znaczenia. Teraz tu są, ale później ich nie będzie, a ja szybko o nich zapomnę. No właśnie, jestem pewien, że nie minie nawet kilka dni, kiedy stąd pójdą, a ja już nie będę pamiętał, do kogo należą te stare zapachy, których resztki unoszą się w domu. Teraz nie mogę nawet zapamiętać ich imion. Kiedy pójdą, moje spokojne życie wróci na swoje tory i nie będę musiał się niczym przejmować, tak jak to było do tej pory. Ich pojawienie się tutaj tylko zaburzyło równowagę. Rozproszyło mnie. Będzie lepiej, kiedy sobie pójdą.

Nie mają dla mnie znaczenia. Nie lubię ich, nawet ich nie znam. Dlaczego więc w mojej klatce piersiowej znów pojawił się ucisk, tak, jakby w środku były kamienie? Nic nie rozumiem. Przecież od początku wiedziałem, że w końcu pójdą, że są tu tylko na chwilę, że później wszystko będzie tak, jak dawniej. Dlaczego więc czuję się tak dziwnie? Tak, jakby... Było mi przykro?

Coś w moim umyślę mignęło, przebiegło niczym spłoszony zając. Dotyk. Tamten miły chłopak, który w środku swojego imienia miał T, głaskał mnie. I drapał za uszami. Nie chciałem tego pamiętać. Chyba pierwszy raz w życiu byłem zły na samego siebie, że coś sobie przypomniałem. Ale nie dziwiłem się sobie; po co miałem pamiętać o tym, jaki tamten chłopak był miły? I po co miałem przypominać sobie jego dotyk i to, jak delikatnie sunął dłońmi po mojej sierści? I jak bronił mnie przed tym drugim? I po co niby miałem lubić te uczucia? I smucić się, że kiedy odejdzie, znów nie będzie nikogo, kto mógłby robić te wszystkie rzeczy, które robił on?

Tamtego dnia, gdy zapytał, dlaczego im pomagam i pozwalam siedzieć w moim domu, powiedziałem mu prawdę. A potem żałowałem, że to zrobiłem, nawet jeśli wiedziałem, że nie zrozumiał ani słowa i nie muszę się niczym martwić. Pamiętam to, bo długo później o tym myślałem.

Powiedziałem mu, że dawno nikogo tutaj nie było. Właściwie, to nie pamiętam, by ktokolwiek kiedykolwiek tutaj był. Ktoś inny niż zwierzęta. Byłem... Samotny. Chyba tak nazywa się to uczucie. Byłem tak strasznie samotny i chciałem tylko poczuć, że ktoś jest obok. Że cokolwiek ma sens, bo już nie jestem sam. Chciałem mieć przyjaciela, a ciężko mi było znaleźć przyjaciela wśród normalnych wilków. Nie wiem, co stało się z tamtym szarym wilkiem, z którym biegałem przy jaskini z kolorowymi kamieniami, ale już nigdy później nie miałem z nikim takiej więzi. O ile on nie był tylko snem... Ale czy zapamiętałbym zwykły sen tak wyraźnie?

Powiedziałem tamtemu chłopakowi, że męczy mnie to, że każdy dzień wygląda tak samo. Budzę się, jem, biegam po lesie, wracam do domu i idę spać. Czy to ma jakikolwiek sens? Oczywiście, że nie. Ciągle to samo, niezmiennie, ciągle jestem sam i robię te same rzeczy, co dzień wcześniej i dwa dni wcześniej, i tydzień wcześniej, i rok wcześniej... Ich przybycie było czymś nowym. Miałem jakiś cel; musiałem dla nich polować. Nie mogłem zatracić się w swojej samotności i błąkać się bez celu po lesie, nie dbając o to, gdzie jestem i dokąd idę. Musiałem być przy domu, by w razie czego im pomóc. I musiałem ich chronić przed innymi zwierzętami.

Tak dawno nikogo tu nie było. Tak dawno nie spędzałem z nikim czasu, nikt mnie nie głaskał i ze mną nie rozmawiał. Chciałem się do tego przyzwyczaić, zapomnieć, jakie to okropne uczucie ciągle być samemu, ale nie potrafiłem. Zwyczajnie nie potrafiłem.

Myślałem... Myślałem, że może się zaprzyjaźnimy. I nie będę już sam. To też mu powiedziałem. Jeśli chcieliby odejść, pozwoliłbym im, ale jeśli chcieliby zostać... Również bym im pozwolił. Bo mam już dość bycia samemu i ciągłego zapominania. A przy nich pamiętam więcej rzeczy. To takie miłe uczucie pamiętać.

Pokręciłem głową, mrucząc pod nosem do samego siebie. To wszystko jest bez sensu. I bez znaczenia. Kogo obchodzi to, że jestem taki samotny? Nie powinienem się na tym skupiać. Muszę tylko żyć. Spać, polować, pilnować swojego terytorium. I tyle. Nie ma potrzeby, bym myślał o jakichś chłopakach, o przyjaciołach, o tego typu bzdurach. Są bez znaczenia.

Ale ciężar w mojej klatce piersiowej wcale nie malał.

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now