Rozdział 23: Rana

6 4 0
                                    

Syknąłem z bólu i zacisnąłem zęby, odruchowo kręcąc przy tym uszami. Miły chłopak zerknął na mnie, zaraz wracając do opatrywania mojej rany. W końcu zawiązał dwa końce materiału i odsunął się z cichym westchnięciem.

- Nie jestem profesjonalistą, ale moim zdaniem wygląda w porządku. - powiedział, a potem spojrzał mi prosto w oczy. Położyłem uszy i opatuliłem się ogonem, nie rozumiejąc, skąd w jego spojrzeniu nagle wzięło się tyle powagi. - Gdzie ty się podziewałeś przez tyle czasu?

Dlaczego oni ciągle o to pytają?

- Tu i tam. W lesie. - mruknąłem tylko. Nie chciałem mówić im o jaskini z kolorowymi kamieniami. Nie chciałem, by zaczęli jej szukać, bo w końcu by ją znaleźli. Zabraliby kamienie i odeszli daleko, daleko stąd, a tamto miejsce straciłoby całe piękno. Ono było moje i nie zamierzałem z nikim dzielić się jego istnieniem. Nigdy!

Chłopak westchnął, jego spojrzenie złagodniało.

- Teraz zostań w domu, przynajmniej dopóki rana się nie zagoi. Nie wiem, ile to potrwa. Zaraz zrobię coś do jedzenia, znajdź sobie jakieś ubranie.

Wstał i wyszedł, a ja zostałem sam w dużym, pustym pokoju. W progu ciągle stał ten drugi chłopak i gapił się na mnie tak, jakbym zaraz miał stanąć na głowie, a on nie chciał tego przegapić. Patrzył tak na mnie, odkąd dotarliśmy do domu i jego przyjaciel zaczął opatrywać ranę. O co mu chodzi?

Bez słowa odwrócił się i poszedł za tamtym chłopakiem. Wywróciłem oczami. Jest dziwny. Obaj są dziwni, nawet bardzo. Najpierw planują odejść i po prostu mnie zostawić, a potem zachowują się prawie tak, jakby im zależało. Znajdują mnie w lesie, zabierają do domu i opatrują rany. Miły chłopak, kiedy jeszcze męczył się z przemyciem dziury po strzale, powiedział mi, że kiedy mnie nie było, naprawili dach. Po co? Po co grzebali przy moim domu, skoro niedługo już ich tu nie będzie? Czemu ich to obchodziło?

Skuliłem się, przytulając kolana do piersi i opierając o nie policzek. Broda, którą zgoliłem w lecie, powoli zaczynała odrastać i czułem, że powinienem pójść do strumienia znów i doprowadzić się do porządku, ale w tym momencie nie chciałem ruszać się nawet o milimetr. Nie chciałem iść po ubranie, bo spodnie, które na sobie miałem, już wystarczająco działały mi na nerwy. Było mi chłodno. Zima zbliżała się wielkimi krokami, a dom nie był już pierwszej świeżości - okna nie były już tak szczelne, jak kiedyś, drzwi nie zatrzymywały wiatru zbyt dobrze, gdyby nie ten naprawiony dach byłoby jeszcze gorzej.

Wytarłem oczy nadgarstkiem i wstałem. Jak już mam siedzieć w domu, to przynajmniej w swoim ulubionym pokoju.

Prawie zderzyłem się z niemiłym chłopakiem, kiedy przebiegałem obok kuchni. Zawołał mnie, ale ja po prostu wbiegłem do mojego pokoju i trzasnąłem drzwiami. Rzuciłem się na poduszki i zwinąłem w kłębek jak małe dziecko. Nie chciałem ich tutaj. Pomogłem im i od początku wiedziałem, że kiedy dojdą do siebie, to znikną. Taka była kolej rzeczy. Dlaczego więc musiałem ich tak polubić? I dlaczego nie mogę po prostu... Odpuścić? Przestać się nimi przejmować i po prostu dać im odejść? Nie powinni być dla mnie ważni. Nie potrafię nawet zapamiętać ich imion, dlaczego nie potrafię zapomnieć o tym, jakie to okropne, kiedy nie miałem nikogo?

Teraz też nie mam nikogo. Wtuliłem twarz w jedną z poduszek i opatuliłem się ogonem. Chcę o nich zapomnieć. Po prostu zapomnieć, tak, jak zapominam o wszystkim innym, o czym akurat powinienem pamiętać. Czemu moja głowa działa w taki dziwaczny sposób?

***

Zwróciłem ucho w stronę skrzypiących drzwi, ale nie ruszyłem się. Po zapachu, jaki dotarł do mojego nosa domyśliłem się, że do pokoju przyszedł miły chłopak. Mruknąłem coś pod nosem, owinąłem ogon wokół swojej nogi i skuliłem się bardziej, zupełnie tak, jakby miało mnie to uchronić przed wzrokiem chłopaka. Nie chciałem, żeby mnie widział. Żeby w ogóle tutaj przychodził. Po co tu przyszedł?

- Hej... - zaczął łagodnie. Fuknąłem. Nie podobał mi się jego ton, bo był prawie... Ciepły, a im cieplejszy i łagodniejszy był wobec mnie chłopak, tym bardziej się przywiązywałem. Tego właśnie próbowałem uniknąć!

- Co się dzieje? Najpierw gdzieś znikasz, później zamykasz się w pokoju, nie jesz... Coś się stało?

Usiadł za moimi plecami i patrzył na mnie, a ja wciąż nie reagowałem. No bo co miałem zrobić? Co powiedzieć? Nie mogłem przecież powiedzieć mu prawdy o tym, dlaczego tak się dąsam. Nie chciałem, żeby wiedział. Raz, na samym początku, wyznałem mu prawdę o tym, jak samotny jestem i jak bardzo potrzebuję ich towarzystwa, żeby nie zwariować już całkiem, ale wtedy byłem wilkiem, a on nie zrozumiał ani słowa z mojej paplaniny. Teraz nie mogę się zmienić przez tę cholerną ranę. Przestała krwawić, nie chcę otwierać jej znów.

Tym bardziej żałuję, że wcześniej tak po prostu posłuchałem niemiłego chłopaka, kiedy kazał mi się zmienić. Przecież dałbym radę dojść do domu z jedną ranną łapą, prawda?

- Twój zapach też jest inny. Cięższy. - mówił dalej chłopak. Fuknąłem pod nosem i machnąłem ogonem.

- To nie twoja sprawa. - rzuciłem szybko. - Możesz mnie zostawić i zająć się czymś pożytecznym.

- Czym pożytecznym?

- Nie wiem. Tylko zostaw mnie.

Westchnął, pewnie poruszając przy tym skrzydłami. Wciąż na niego nie spojrzałem i wcale nie zamierzałem tego robić. Moje słowa pewnie nie były dla niego najprzyjemniejsze, mój ton był nieco zbyt ostry i trochę mi głupio, że tak na niego warczę, kiedy technicznie rzecz biorąc, nie zrobił nic złego, ale... To wyjdzie mi na dobre. Muszę się odciąć. Myślałem o tym przez cały dzień; najlepszym sposobem na to, by przestać ich lubić i nie przejmować się ich odejściem, jest zbudowanie wokół siebie muru, nie dopuszczanie, by ich zachowanie miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

Miły chłopak przyszedł sprawdzić, co ze mną i brzmiał tak, jakby się martwił, choć trochę, ale nie potrzebowałem tego. Jego troska nic dla mnie nie znaczyła. Już nie.

Wmawiałem to sobie, odkąd tylko zamknąłem się w tym pokoju.

- No dobrze. Ale gdybyś potrzebował porozmawiać...

Nie dokończył, kiedy nagle poczułem dotyk na swoich włosach. Pewnie chciał mnie pogłaskać tak jak wtedy, gdy byłem w wilczej formie, ale teraz nie dość, że miałem paskudny humor i nie chciałem się z nim spoufalać, to jeszcze wziął mnie z zaskoczenia.

Zareagowałem instynktownie. Nie zdążyłem nawet dokładnie przeanalizować sytuacji, kiedy jednym szybkim ruchem odwróciłem się, by ugryźć go w rękę, a później podnieść się do pozycji siedzącej, podczas gdy on odsunął się gwałtownie.

Gapiliśmy się na siebie w ciszy i napięciu. Nie chciałem go ugryźć. Złapał się za uszkodzoną dłoń, ale nie odrywał wzroku ode mnie. Nie wiem, czy był po prostu zaskoczony, czy może bał się, że zaatakuję znów, kiedy tylko spuści mnie z oczu na sekundę. Ja sam odsunąłem się pod samą ścianę, zgarniając jedną z poduszek i przytulając ją tak, jakby miała ochronić mnie przed całym światem. Rana w moim ramieniu dała o sobie znak, było za wcześnie, żebym mógł wrócić do takich gwałtownych ruchów bez martwienia się o nią. Mam tylko nadzieję, że się nie otworzyła. Miałbym problem, gdyby znów zaczęła krwawić, zwłaszcza że tym razem musiałbym sam się tym zająć.

Nie mógłbym prosić o pomoc chłopaka, którego właśnie ugryzłem. Nie dlatego, że miałem przecież udawać, że go nie potrzebuję i dam sobie radę sam, a dlatego, że błysk w jego oczach, gdy wstawał i wychodził z pokoju jasno mówił, że on sam w jednym momencie przestał czuć potrzebę, by mi pomagać.

Znów zostałem sam, drzwi trzasnęły nie ciszej niż jak wtedy, gdy zamknąłem je za sobą wcześniej tego dnia. Wziąłem głęboki wdech, nie pozwalając zdenerwowaniu dojść do głosu. Może nic się nie stało. Ugryzłem go, ale nie zrobiłem tego mocno - nie było nawet krwi. Pewnie go bolało, ale jeszcze dziś przestanie, jestem pewien. No i, wyjdzie mi to na dobre. Jeśli miły chłopak przestał mnie lubić, to przestanie być taki miły i kochany. Przestanie być ciepły i łagodny, a dzięki temu łatwiej mi będzie odzwyczaić się od jego troski i naszych rozmów, i tego, że patrzył na mnie tak... Tak, jakbym nie był tylko obcym wilkiem.

Wszystko to, co sprawiło, że tak go polubiłem, zniknie, a to ułatwi mi pogodzenie się z jego odejściem. Mimo tego jednak wciąż czułem się źle z tym, że go zraniłem. Nie chciałem go ranić.

Choć może zraniło go coś więcej niż to, że go ugryzłem.

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now