Rozdział 22: Wypadek

7 4 0
                                    

Przecisnąłem się przez szczelinę w ziemi i wyszedłem na zewnątrz, otrzepując futro z kurzu i piachu. Zawęszyłem w powietrzu, niemal od razu wyczuwając kuszący zapach zająca. Skierowałem się w stronę, skąd dochodziła woń, starając się przy tym ustawić tak, by zając nie wyczuł mojego zapachu i pozostał nieświadomy zagrożenia do samego końca.

Ostatnio nie ruszałem się z jaskini praktycznie w ogóle, wychodząc z niej tylko po to, by coś zjeść, napić się i zaznać światła dnia. Większość czasu spędzałem pod ziemią, otoczony kolorowymi, błyszczącymi kamieniami. Zazwyczaj leżałem na samym środku jaskini i patrzyłem na otaczające mnie piękno. Lśniące kamienie błyszczały w ciemności, mieniły się milionem kolorów, a ja czułem, że nigdy nie znajdę niczego, co mogłoby zastąpić mi piękno tego miejsca. Czasem chodziłem wokół jaskini i dokładnie obwąchiwałem każdy kamień po kolei, zupełnie tak, jakby inne kolory oznaczały inne zapachy. Od czasu do czasu zastanawiałem się, jak smakują łaty białego minerału, które ozdabiały ściany jamy i za każdym razem, gdy ciekawość wygrywała z rozsądkiem, przypominałem sobie, jak słone i niedobre są te fragmenty ścian. Powinienem zapamiętać już po trzecim rozczarowaniu, że kamień nie smakuje jakoś magicznie, ale wydaje mi się, że zajęło mi to siedem lub osiem prób, zanim moja głowa w końcu zrobiła miejsce dla tej informacji, nie wyrzucając jej po kilku minutach.

Kiedy nie patrzyłem na kamienie, a nie wychodziłem też na zewnątrz, spałem. Spałem naprawdę dużo, wydaje mi się, że nigdy wcześniej nie spałem aż tyle. Nie wiem, czy to dobrze czy źle, ale to nie tak, że to cokolwiek by zmieniło. Dalej bym tyle spał. Kamienie, nieważne, jak piękne i błyszczące by nie były, nie mogły powstrzymać snu, gdy ten do mnie przychodził.

W końcu udało mi się zauważyć zwierzę, które było moim celem. Zajączek siedział w trawie i coś gryzł. Nie był mały, oblizałem pysk na myśl, że być może trafiła mi się dobra sztuka, tłusta, która pozwoli mi się najeść. Zima jest coraz bliżej, a zwierzęta nie są już tak pulchne, jak byłyby na wiosnę czy lato. No i, część z nich już zdążyła się schować, co wcale nie ułatwiało polowań.

Przyczaiłem się w krzakach, obserwując moją przyszłą ofiarę. Czekałem na odpowiedni moment, by wyskoczyć, a kiedy ten w końcu nadszedł, wybiłem się z tylnych łap i jednym szybkim ruchem znalazłem się przy zającu.

Nagle poczułem gwałtowny ból w barku i zaskomlałem, tracąc nieco równowagę. Zwierzę uciekło zanim zdążyłem je dopaść, ale bardziej przejąłem się sterczącym czymś, co wbiło się w moje ramię. Najpierw poczułem zapach krwi, później ją zobaczyłem. Położyłem uszy, ostrożnie obwąchując ranę.

Usłyszałem szelest, skupiłem się na nim. Ktoś tu był? Ale kto? Czy to on mnie uszkodził? Łapa bolała mnie coraz bardziej, a widok tego... Tego dziwnego czegoś napawał mnie coraz większym strachem.

Spomiędzy drzew wyszedł chłopak. Cofnąłem się, sierść na moim karku i grzbiecie stanęła dęba. W mojej głowie pojawiło się niewyraźne wspomnienie, próbujące przebić się przez ból i strach. Znałem go?

- Skąd ty się tu wziąłeś? - rzucił, patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Westchnął i złapał się za nasadę nosa. Znałem go. Już nie raz wzdychał w ten sposób i to z mojego powodu. To chyba znaczyło, że nie muszę się go bać... Chociaż nie wiem. W jego dłoni znajdował się łuk; to, co wystawało z mojego barku musiało być więc strzałą. Strzelił specjalnie? Dlaczego? A może chciał upolować tamtego zająca, ale pojawiłem się znikąd i...

- Wiesz, jak Kaito się o ciebie martwił? - odezwał się znów, podchodząc bliżej. - Wracasz ze mną i kropka. Nie znam się na tym, Kaito ci to opatrzy. I następnym razem upewnij się, że jesteś jedynym polującym na swoje upatrzone zwierzę, dobra? Mogłem cię trafić w gardło albo coś, matko...

Gapiłem się na niego, nie wiedząc, jak powinienem się zachować. Więc nie zrobił tego celowo? Kiedy byłem w jaskini z kolorowymi kamieniami, niewiele czasu poświęcałem na myślenie o dwójce chłopaków, którzy zostali w moim domu, ale teraz powoli zaczynałem wszystko sobie przypominać. Jak długo siedziałem w jaskini i nie wracałem do domu? I dlaczego Kaito się o mnie martwił?

Mieli odejść. Chcieli mnie zostawić i zniknąć, tak po prostu. Dlaczego więc ten drugi w ogóle się mną przejmował?

Chłopak dotknął mnie, a ja odsunąłem się gwałtownie, zaraz tego żałując. Bolało coraz bardziej. Nie może wyjąć strzały? Chciałem złapać ją zębami i pozbyć się jej z mojego barku, ale wtedy mój towarzysz odepchnął mój pysk. Rzuciłem mu wkurzone spojrzenie i zastrzygłem uszami, jednocześnie mrucząc z niezadowoleniem pod nosem.

- Nie wyciągaj tego, bo krwi będzie więcej. No, już, wracamy. - powiedział i odwrócił się na pięcie. Odszedł kilka kroków, po czym zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię. Trochę ociągałem się z dołączeniem do niego, ale chyba nie dlatego spojrzał na mnie w ten sposób. - Nie możesz się zmienić?

Przechyliłem głowę. Zmienić?

Westchnął i znów podszedł bliżej. Obejrzał ranę, a potem zmierzył mnie wzrokiem.

- Myślisz, że mógłbyś się zmienić, jeśli to wyjmę? Nie będzie tak bolało, jak będziesz chodzić, no i wrócimy do domu szybciej.

Spojrzałem na sterczącą strzałę. Wyjmie ją. To jedyne, co zrozumiałem z jego wypowiedzi, jedyne, co tak naprawdę mnie interesowało.

Kiwnąłem głową, na co odpowiedział tym samym.

Pisnąłem jak szczeniak, kiedy bez ostrzeżenia wyjął narzędzie z mojego ramienia. Krew trysnęła na jego płaszcz, na co jęknął z niezadowoleniem. Spojrzałem na ranę. Nie wyglądała jakoś bardzo strasznie, co nie zmienia faktu, że bolała jak diabli. Polizałem ją, ale zaraz mój pysk został zamknięty w dłoni chłopaka.

- Zmień się i idziemy. Nie mamy czasu.

Zdjął płaszcz, rzucił go na ziemię, a potem odwrócił się i zaczął iść. Przez chwilę gapiłem się na niego jak na idiotę, ale w końcu zebrałem się w sobie i skupiłem na swoim ciele. Po chwili ogarnął mnie chłód, futro nie chroniło mnie już przed zimnym powietrzem. Opatuliłem się płaszczem, który podarował mi chłopak, mimowolnie krzywiąc się, gdy materiał podrażnił moją ranę. Przycisnąłem dłoń do ramienia i poszedłem za nim. Szedł kawałek przede mną, ale nie zamierzałem go doganiać. Tak długo, jak go widziałem, mogłem iść za nim, nie obok niego.

Płaszcz śmierdział nim. Nie mogłem rozpoznać, co to dokładnie było, ale wydawało mi się, że znam ten zapach. A przynajmniej jedną z nut, które go tworzyły. Położyłem uszy. Świetnie, teraz ja też będę nim śmierdzieć. A kiedy wrócę do domu, zmuszą mnie, żebym nosił te przeklęte ubrania. Kolejna przemiana byłaby bolesna, naruszyłaby ranę jeszcze bardziej, zresztą, opatrunek sporo by utrudnił. Będę musiał zostać człowiekiem na cały ten czas, gdy będę dochodzić do siebie.

Dlaczego tak po prostu posłuchałem się tego chłopaka? Pamiętam, że wcześniej nie należał do moich ulubionych istot tego świata. Mogłem się z nim kłócić, mogłem po prostu kuleć za nim ze strzałą w łapie, ale w ciepłym futrze i bez konieczności męczenia się w ciele, którego nie lubię, bo on mi kazał. 

Prychnąłem pod nosem, odganiając od siebie myśl, że zrobił to dla mojego dobra. Groził, że obetnie mój ogon! Niby dlaczego teraz miałby robić cokolwiek dla mojego dobra? To śmieszne. Gdyby obchodziło go moje dobro, nie straszyłby mnie, że pewnego dnia obudzę się bez łap, jeśli nie przestanę go szturchać. I nie patrzyłby na mnie tak wrogo, ostro i niemiło. Nie byłby taki okropny.

Nie wiem, dlaczego teraz po prostu mnie nie zostawił, nie pozwolił samemu zająć się MOJĄ raną w MOJEJ łapie, ale jednego jestem pewien; to niemożliwe, żebym pamiętał to wszystko, jaki był i co mówił, jak na mnie patrzył i jak mnie odpychał, a potem tolerował moją obecność tylko ze względu na swojego przyjaciela. Nie powinienem pamiętać tak dużo i to w takich szczegółach. I pewnie bym nie pamiętał, gdybym już wcześniej nie zauważył, że moja pamięć chyba działa lepiej, gdy jestem z tą dwójką, co wcale mi się nie podoba.

To kolejny powód, dlaczego chcę, żeby zostali, choć wiem, że nie powinienem tego chcieć. Nieważne, ile powodów by nie było, nie mogę robić sobie nadziei, że zostaną. Nie i koniec.

If I Want To Have MemoriesWhere stories live. Discover now