James Coffee

22 3 4
                                    

Pov James

Nazywam się James Coffee, byłem nauczycielem plastyki w szkole podstawowej. Miesiąc przed apokalipsą zerwałem z dziewczyną, a dzień przed apokalipsą poszedłem po swoje rzeczy do niej. Była duża, huczna impreza, więc chciałem tylko wejść i wyjść z kartonem w rękach, jednak tak się nie stało.

Wczoraj usłyszałem strzały, chociaż były trochę zagłuszone puszczaną muzyką z mojej kamienicy, więc wyszedłem na balkon i zobaczyłem ludzi walczących z zombie. Nie mogłem w to uwierzyć. Sięgnąłem po broń kiedy zobaczyłem nadjeżdżający samochód, który przyciągnął tu więcej sztywnych. Widziałem kobietę i mężczyznę, mężczyzna był ranny, a kobieta próbowała go ochronić. Zacząłem im pomagać i strzelać do sztywnych, wreszcie ludzie.

Widziałem, że sytuacja się pogarsza, zaczęli uciekać, te dwie osoby zaczęły biec w kierunku mojej kamienicy. Zbiegłem po schodach na dół i otworzyłem drzwi wciągając rannego mężczyznę. Nigdzie nie było tej kobiety, więc zamknąłem zanim zombie zdarzyły wbiec.

- Nie... Lexa... - Wymamrotał po czym odpłynął w głęboki sen.

Chłop ważył więcej ode mnie, ale z trudem udało mi się go wciągnąć do sypialni, do mieszkania obok mojego. Opanowałem całą kamienice w ciągu tych kilku lat, więc to nie było zaskoczenie kiedy inne mieszkania były puste.

- Dobra stary, czas poczarować. - Miał na sobie kamizelkę, oraz pod spotem T-shirt, więc rana była widoczna. Kula przeszła na wylot, więc nie miałem za bardzo problemu zabandażować zraniony bark, przed czym z trudem zdjąłem z niego koszulkę.

Problemem była duża utrata krwi, więc przez strzykawkę do takich zwierząt jak agamy brodate, udało mi się napoić faceta.

Miałem z tyłu głowę lekką obawę, więc paskiem przywiązałem jego ręce do ramy łóżka, a zaraz zacząłem go przeszukiwać. Znalazłem dwa noże, pełno bełtów w jego torbie na plecach, oraz kusze. Kusza była najbardziej interesującą rzeczą, ponieważ rzadko kto używał tak klasycznej broni.

Minęła godzina, może dwie kiedy zauważyłem, że mężczyzna się porusza. Otworzył oczy i zaczął się wyrywać

- Hej, hej, spokojnie, jesteś bezpieczny. - W jego oczach ujrzałem złość, był dziki - Jestem James Coffee, a ty?

- Była ze mną kobieta. - Zaczął zachrypniętym głosem z wściekłością

- Wiem, ale nie było jej przy drzwiach. - Powiedziałem - Przepraszam.

- Co to ma znaczyć? - Zaraz zasyczał po wyrywaniu się

- Spokojnie, szkodzisz sobie. - Po chwili nadal wkurzony, przestał się wyrywać i patrzył w sufit

- Oddaj mi broń i pozwól odejść. - Rzekł ostrym tonem

- Na zewnątrz jest mnóstwo zombie...

- Gówno mnie to obchodzi! - Wykrzyczał

- Posłuchaj kuszniku, może ty masz to w dupie, ale ja chcę żyć. Jeżeli twoi znajomi żyją, muszą być cicho, a twoje krzyki im nie pomogą. Oddam Ci broń, ale dopiero pojutrze rano. - Wysyczałem ostrym tonem, co ten przemilczał - Jak będziesz współpracował, możesz szybciej opuścić to miejsce.

- A co mam kurwa zrobić? Może wolisz chłopców i liczysz na szybki numerek? - Zapytał chamsko co mnie oburzyło, ale zachowałem spokój

- Nie widziałem człowieka od początku apokalipsy, chce po prostu rozmawiać. Nie jestem gejem. - Odpowiedziałem spokojnie na co ten się zdziwił - Jak się nazywasz?

- Daryl Dixon. - Odpowiedział po chwili, patrząc na mnie z mrożącym krew w żyłach wzrokiem

- Jesteś kusznikiem?

The last one /ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz