28

90 9 4
                                    

                                     ☆

Gdy słońce zaszło, większość ludzi pochowało się do swoich namiotów, aby odpocząć przed porannym wymarszem.

Jednak nie wszystkim dane było odzyskać siły.

Aragorn był pogrążony w niespokojnym śnie. Przewracał się z boku na bok, nie mogąc zaznać chwili spokoju. Nagle poderwał się z miejsca, wyciągając spod poduszki nóż, myśląc że ktoś wtargnął do jego namiotu z chęcią ataku.

- Panie, król Théoden do siebie wzywa.

Jak najszybciej opuścił namiot, ruszając za posłannikiem.

Zapewne król chce wprowadzić nowe zmiany w dotychczasowych planach. Rozmyślał, jednak to co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwanie.

Nie spodziewał się bowiem, że w królewskim namiocie spotka najpotężniejszego władcę Rivendell - Elronda.

- Elrondzie. - pokłonił się, gdy tylko elf ściągnął ze swojej głowy ciemny kaptur.

- Pogrążamy się w cieniu Aragornie. Kres jest już bliski.

- Nie nasz, lecz jego. - odparł odważnie Aragorn, nie spuszczając wzroku ze swojego rozmówcy.

- Jedziesz na wojnę, lecz nie po zwycięstwo. Sauron wysłał wojska, które idą na Minas Tirith, a w tajemnicy szykuje atak od strony rzeki. Flota korsarzy płynie tu z południa. Za dwa dni dotrze do miasta. - ostrzegł. - Mają wielką przewagę liczebną. Potrzebujesz więcej ludzi.

- Nie ma ich. - zaoponował Aragorn. Mimo, że Éomer zebrał wielu jeźdźców z całego Rohanu, nadal było ich niewielu. Potrzebowaliby cudu, aby móc pokonać wojsko nieprzyjaciela z tak małą ilością własnych żołnierzy.

- Są ci, którzy mieszkają w górach. - zauważył Elrond.

- Mordercy, zdrajcy. Wezwałbyś ich do walki? W nic nie wierzą, nikogo nie słuchają.

- Posłuchają króla Gondoru. - wyciągnął z szaty nowo wykuty miecz. - Anduril, płomień zachodu, ukuty ze szczątków Narsila.

Mężczyzna ostrożnie przejął miecz od władcy Rivendell. Był on zabezpieczony skórzaną pochwą. Niezwykle wyważony - stworzony idealnie pod rękę Aragorna.

- Sauron nie zapomniał miecza Elendila. - pochwycił miecz wyciągając go z pochwy i unosząc do góry. Przyjrzał się dokładnie całemu ostrzu na którym były wyryte runiczne znaki oraz godło samego Elendila; dawnego władcy Gondoru oraz wszystkich Dúnedainów. - Ostrze, które pękło, powróci do Minas Tirith.

- Kto umie władać tym mieczem, zwoła armię, której okrucieństwu nikt nie dorówna. - zachęcał go nadal elf. - Zapomnij, że byłeś strażnikiem. Wypełnij swoje przeznaczenie. Pójdź ścieżką umarłych. - na jego słowa Aragorn westchnął zlękniony.

- Daję nadzieję ludziom, sobie nie zostawiam żadnej. - odparł w języku elfów i ponownie ukrył miecz w pochwie.

                                     ☆

Therigne, która zajęła osobny namiot, powoli zasypiając, usłyszała przy jego wejściu ciche głosy i kroki. Nałożyła drugą poduszkę na swoją głowę, ponieważ dochodzące dźwięki nie pozwalały jej zasnąć. Westchnęła zirytowana i obróciła się na drugi bok, gdy naraz zorientowała się, że te głosy należą do Legolasa, Gimlego i Aragorna. Wstała pospiesznie ze swojego posłania i czym prędzej wyszła z namiotu.

Jej oczom ukazała się trójka mężczyzn, którzy po cichu rozmawiali, choć według niej wyglądało to na ostrzejszą wymianę zdań. Aragorn przywiązywał swój miecz do siodła konia, jakby przygotowywał się do wcześniejszego wyjazdu, podczas gdy pozostali szeptali do niego zaciekle.

One Last Look | LOTR | Aragorn Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz