35 Tortury w piwnicy

1.3K 68 75
                                    

pov: Alexander

Pierwsze strzały były dość chaotyczne – strzelec chyba nie przemyślał ataku zbyt dokładnie. Na pewno nie wziął pod uwagę kuloodpornych szyb w moim samochodzie. Nie zorientował się też, iż oprócz samochodu, w którym jechałem, w niedalekiej odległości znajdowały się dwa inne auta pełne moich pracowników – w końcu zabrałem ze sobą porządne posiłki, gdyby Mitchell sprawiał problemy.

Atakujący zaczął wpadać w panikę, gdy drugie ciemne auto pojawiło się po lewej i otworzyło ogień. Miałem czas, aby opuścić trochę szybę i wystawić broń. Nie celowałem w okna, bo to nie miało sensu, a poza tym nie miałem pewności, że też nie są kuloodporne. Przechyliłem broń tak, żeby kąt wystrzału zahaczył o oponę samochodu napastników. Po kilku strzałach okraszonych uchylaniem się od kul wynajętego strzelca, który zawzięcie próbował przestrzelić moją szybę, udało mi się trafić.

Srebrne auto gwałtownie skręciło. Moi ludzie w ostatniej chwili odbili w lewo, gdyż inaczej zostaliby zmieceni samochodem napastników. Kazałem zatrzymać się kierowcy, gdy tylko pojazd strzelca wbił się z impetem w bariery energochłonne. Pozostali pracownicy wiernie stanęli obok mnie. Nie musiałem nawet fatygować się i zaglądać do wnętrza zmasakrowanego auta. Ci, co przeżyli zostali wytargani i zgarnięci przez moich ludzi.

Niestety pościg i strzelanina na głównej drodze Chicago nie przeszła bez echa. Ojciec stał w progu rezydencji poinformowany o wszystkim, zanim zdążyłem wysiąść z samochodu. Od razu uważnie mnie obejrzał i poklepał po ramieniu.

- Dobrze, że jesteś cały. Chłopcy zabrali tych, którzy przeżyli i próbują coś z nich wyciągnąć – powiedział i poprowadził mnie do gabinetu. Nie przyznawałem się, iż dokładnie wiedziałem, kto stał za zamachem... gdyby nie Mitchell, zająłbym się tą sprawą dużo wcześniej. Zostawiłem pole do popisu ojcu – bardzo się zdenerwował, iż ktoś śmiał podnieść broń na jego jedynego syna i wiedziałem, że nie odpuści, dopóki przykładnie nie ukarze napastników.

Atak na mnie spowodował natychmiastowy zjazd prawie całej rodziny. Nawet Szczur wytoczył się ze swojej nory i krążył dokoła mnie, starając się zdobyć jak najwięcej informacji.

- Ktoś znowu chciał skrzywdzić naszego bezcennego Alexandra? - kpił, gdy siedzieliśmy wszyscy w salonie. Mimo iż pora była już naprawdę późna, Prue z Brianem i małą Mayą także nam towarzyszyli. Szwagier nie wypuszczał córki z rąk, nawet Lou Anne nie miała szansy zbyt długo potrzymać wnuczki, bo mężczyzna pilnował jej jak Cerber – wpierw zamach, niby przypadkowy, w jakimś podrzędnym motelu, a teraz otwarta strzelanina w biały dzień. Ktoś musi cię bardzo nie lubić... - rzucił mi sarkastyczne spojrzenie.

- Przecież Alex to taki dobry chłopak. Miły, pomocny, szarmancki – dziwiła się macocha – nigdy nikogo nie skrzywdził. Ja nie wiem, co ci ludzie mają w głowach – westchnęła z rozczarowaniem.

- Może to ten cały Hopkins? - zapytała Prudence. Od czasu balu w hotelu była wtajemniczona w szczegóły kontraktu ślubnego i przy każdej naszej rozmowie wieszała psy na Trencie i Lucy – tylko po co miałby cię zabijać, skoro chce, żebyś został jego zięciem?

- To nie miałoby sensu, ale on jest nieobliczalny i nigdy nie wiadomo, co tam siedzi w tej jego chorej głowie. Musimy się mieć na baczności – dodał ojciec i sięgnął po whiskey. Polał mi i Sethowi: Brian odmówił ze względu na opiekę nad córką.

- Nie chcę śmierdzieć alkoholem przy mojej księżniczce – mówił z uśmiechem. Naprawdę nie mogłem wyjść z podziwu, jak facet w jego wieku mógł tak skakać nad niemowlakiem. Niesłychane. – Jeśli chcesz, to mogę pogrzebać i sprawdzić finanse Hopkinsa. Ostatnie zlecone przelewy, albo większe wypłaty z kont... może jakoś w ten sposób mógłbym wam pomóc – zaproponował. 

Mistake [18+] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz