Rozdział 45

421 22 35
                                    




Kolejne dni szybko uciekły uczniom Hogwartu przez palce. Zanim Draco się obejrzał, od zajścia w lochach minął ponad tydzień. Nastał poniedziałkowy poranek. Magiczne sklepienie Wielkiej Sali było białe niczym świeże mleko. Zamek ogarnęła aura senności. W taki dzień jak dziś, każdy najchętniej zostałby w łóżku.

Harry siedział nieprzytomnie przy stole Slytherinu, naprzeciw Draco. Włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż zwykle. Podpierał zaspaną twarz o dłoń, w wyniku czego przekrzywiły mu się okulary. Chyba usiłował nie zasnąć na siedząco.

Malfoy, jak to Malfoy, nie miał żadnego problemu z pobudką na lekcje. Jego szata była nienagannie wyprasowana zaklęciem, żaden blond włos ani myślał, by ułożyć się nie po jego myśli, a na tle jasnego sklepienia jego alabastrowa skóra wyglądała promienniej niż zazwyczaj. Wyglądał tak dobrze, że nikt zapewne nie pomyślałby, jaki huragan myśli szalał w jego głowie.

Odkąd ktoś zaatakował Pottera w lochach, minęło już dziesięć dni. Dziesięć długich, spokojnych, nudnych, pełnych nauki i prac domowych dni. Można by pomyśleć, że zagrożenie minęło, ale właśnie z tego powodu Draco nie zamierzał tracić czujności. Czuł w kościach, że coś się święci, a to była jedynie cisza przed burzą.

Potwierdzenie jego obaw nadleciało szybciej, niż mógłby się spodziewać. Czarna sowa zatrzepotała skrzydłami i wpadła na stół zaraz obok Harry'ego. Chłopak zupełnie się tego nie spodziewał i kiedy wylądowała, odruchowo odskoczył w tył. Zdążył tylko wytrzeszczyć oczy i byłby poleciał plecami na podłogę, ale Draco zdążył wychylić się ponad stołem i chwycić przegub jego ręki.

— Nie świruj, Poti — zaśmiał się. — Napij się kawy.

Harry odetchnął ciężko, a później przetarł twarz dłońmi i chwycił dzbanek.

— Nienawidzę poniedziałków — mruknął posępnie.

Draco uśmiechnął się półgębkiem i wyciągnął z kieszeni jednego knuta, by zapłacić za sowią pocztę. Później odwiązał rulonik od nóżki zwierzęcia, uraczył go krakersem i znów spojrzał na Harry'ego, który wpatrywał się w swój napar tak, jakby spodziewał się znaleźć w nim odpowiedzi na wszystkie niezadane pytania.

— Nikt nie lubi poniedziałków — uświadomił go, rozwijając gazetę.

— Ty sprawiasz inne wrażenie — zauważył Harry.

Draco uniósł jedną brew i też napił się swojej czarnej kawy.

— Nie daj się zwieść, Potter. Nie lubię wszystkich dni tygodnia — stwierdził.

Harry uśmiechnął się na jego słowa, ale Draco już śledził wzrokiem tekst artykułu na pierwszej stronie Proroka. Ktoś, kto słabiej go znał, zapewne nie wyłapałby na jego twarzy żadnej zmiany, ale Potter posiadł już takową umiejętność.

— Boję się zapytać, co znowu — westchnął.

Draco zacisnął usta w cienką linię, a później złożył gazetę na pół i wrócił do mieszania łyżką swojej owsianki.

— Nic takiego. Kolejne morderstwo mugoli i przypomnienie o przesłuchaniach w Ministerstwie — powiedział tonem, jakby oznajmiał jedynie, że dziś znów było pochmurnie.

Nic, nawet najmocniejsza kawa, nie podnosiło z rana ciśnienia w taki sposób, jak informacje tego typu.

— To już niedługo, prawda?

Malfoy pokiwał głową, ale stracił ochotę na rozmowę. Harry obserwował go znad kubka swojego napoju i spod zmarszczonych w wyrazie zmartwienia brwi. Nie rozmawiali o przesłuchaniu, które zbliżało się wielkimi krokami. Nie to, że Harry o nim zapomniał albo ta sprawa go nie interesowała. Za każdym razem, gdy próbował o to zagadnąć, Draco zmieniał temat albo udawał nagle wielce zainteresowanego pierwszą lepszą błahostką. Nie dość, że nadal gdzieś znikał, to jeszcze zaczął omijać mówienie prawdy. Potterowi nie podobało się, że coś znów stanęło między nimi. A jeszcze gorszy był fakt, że nie miał zielonego pojęcia, o co mogło tutaj chodzić.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 12 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz